Dofinansowanie armii? Wypłata 14. emerytury? To oczywiście formy walki z COVID-19. Pieniądze dla samorządów sprzyjających PiS? To samo. Nawet Regionalne Centrum Patriotyzmu ma być opłacone ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, jednego z funduszów BGK działających bez kontroli parlamentu. Zdziwieni jego pojemnością, zapytaliśmy o zdanie ekonomistów. Ci nie zostawili na nim suchej nitki.
Wojna w Ukrainie stałą się kolejnym pretekstem do zwiększenia wydatków poza budżetem państwa - w funduszach BGK
Ogromny Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 opłaca wiele projektów niezwiązanych z pandemią, m.in. wydatki na wojsko czy 14. emerytury
Czemu PiS mnoży fundusze, zamiast działać w budżecie państwa?
Skąd rząd bierze kolejne pieniądze do funduszu covidowego? Kto kontroluje jego wydatki?
Na co idą pieniądze z funduszu covidowego i czy premier może z nich wysłać rakietę na Księżyc?
Czy "patobudżet" może negatywnie wpłynąć na przyszłość Polski?
Polski rząd zdaje się ostatnio wykorzystywać każdą okazję, by wyprowadzić kolejne wydatki poza kontrolę obywateli i parlamentu. Nawet wybuch wojny w Ukrainie stał się pretekstem do utworzenia funduszy w państwowym Banku Gospodarstwa Krajowego.
Jak wskazuje najnowsza analiza FOR, Fundusz Pomocy ma służyć "pomocy systemowej", a drugi, Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, ma obejmować dodatkowe wydatki na armię.
Powstaje jednak podstawowe pytanie – czemu Polska w ogóle ma budżet centralny, skoro ogromne wydatki są z niego nagminnie i po cichu wyprowadzane?
Prawdziwym teflonowym funduszem jest zaś Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 (FPC-19). Jeszcze przed wojną media mocno nagłośniły sprawę 14. emerytur. Jak dowiedzieli się dziennikarze, mimo że świadczenia miało w ogóle nie być, to rząd nagle zdecydował się je zapewnić.
Skąd wziąć 11 miliardów złotych na nieplanowany w budżecie wydatek? Nie ma obaw – koszt pokryje FPC-19.
Projekt ustawy o obronie Ojczyzny powołuje Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Sęk w tym że FWSZ będzie zasilany m.in. środkami z wspomnianego wyżej funduszu covidowego. Dobrze czytacie – wojsko to najwyraźniej... skutek pandemii? Nowe karabiny mają zapobiegać skutkom epidemii? Możecie zgadywać z nami.
Nieprzychylnych komentarzy na temat wydatków rządzących w pandemii nie trzeba szukać długo. Fundusz Przeciwdziałania to jednak inna liga – "eldorado premiera Mateusza Morawieckiego", "wydatkowy raj premiera" – to tyko niektóre z określeń na FPC-19.
Postanowiliśmy wrócić do podstaw – dowiedzieć się, jak powstał Fundusz Przeciwdziałania COVID-19, jak działa dziś, skąd biorą się w nim pieniądze i czemu zamiast walki z COVID-19 obecnie służy premierowi za prywatny portfel bez dna.
Skąd wziął się Fundusz Przeciwdziałania COVID-19?
– Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 powstał jako kolejny sposób na finansowanie planów rządu z ominięciem budżetu państwa. To było wiadome od pierwszego dnia. Fundusze tego typu powstają, by kontrolować dług publiczny, by Polska po prostu nie zbankrutowała – wskazuje nam dr Błażej Podgórski, prodziekan Kolegium Finansów i Ekonomii z Akademii Leona Koźmińskiego.
– FPC-19 powstał w dość zagadkowy sposób. Na samym początku, to była bodajże pierwsza tarcza antykryzysowa, ustawa przyjęta przez parlament i podpisana przez prezydenta nie budziła większych wątpliwości – wspomina dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– Wtedy Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 był państwowym funduszem celowym, którego status definiują odpowiednie ustawy, m.in. te o finansach publicznych. Oznacza to, że wydatki byłyby pod kontrolą parlamentu, a pieniądze pochodziły z dotacji budżetowych. Działał podobnie jak Fundusz Ubezpieczeń Społecznych czy Fundusz Pracy – poza budżetem centralnym, ale w zgodzie z ustawą regulującą finanse publiczne – rozgranicza ekspert.
Jak dodaje dr Dudek, początkowo wydawało się, że fundusz będzie działać zgodnie z przeznaczeniem. W obliczu pandemii COVID-19 i w związku z lockdownami i koronawirusowym kryzysem gospodarczym można do pewnego stopnia było uzasadnić potrzebę skoncentrowania środków na walkę z efektami pandemii w osobnym funduszu, ale pod odpowiednią kontrolą.
– Nie trwało to jednak zbyt długo. Już w drugiej czy kolejnej tarczy szybko pojawiła się poprawka, która przemianowała fundusz covidowy na podmiot działający przy Banku Gospodarstwa Krajowego. To pozwoliło rządzącym całkowicie przenieść wydatki z FPC-19 poza finanse publiczne i kontrolę Sejmu czy Senatu – zaznacza nasz rozmówca.
Ekspert FOR ma tu podobne wnioski jak dr Podgórski. Jednym z podstawowych motywów przemianowania FPC-19 na fundusz BGK była chęć stosowania kreatywnej księgowości, aby uniknąć przekroczenia konstytucyjnego progu długu publicznego. Takie podmioty nie wliczają się bowiem do finansów publicznych, a więc też oficjalnego zadłużenia Polski.
Skąd rząd bierze pieniądze do funduszu COVID-19?
– Fundusz covidowy się zadłuża. Oczywiście nie on sam, Bank Gospodarstwa Krajowego emituje drogie obligacje, a te skupuje NBP. Tym samym coraz bardziej zadłużamy państwo, za co my jako obywatele słono zapłacimy w przyszłości – przewiduje główny ekonomista FOR.
Problem polega też na tym, że obligacje BGK emitowane są drożej, niż gdyby te same papiery wartościowe wyemitował Skarb Państwa. Bank Gospodarstwa Krajowego ma mniejszą wiarygodność niż Polska, dlatego warunki zaciągania długu są gorsze i płacimy od niego dużo większe odsetki.
– Obecną sytuację można zobrazować prostym przykładem. Dużo osób należy do wspólnoty czy spółdzielni mieszkaniowej. Wyobraźmy sobie, że jej prezes zakłada osobny rachunek i przez niego zaczyna realizować wszystkie płatności, a księgowi nie mogą nic zrobić. Do tego zaciąga kredyt w imieniu spółdzielni i z tego buduje basen na dachu, odnawia bloki kolegom i buduje im nowe garaże. A na koniec kredyt muszą spłacać wszyscy mieszkańcy – opisuje dr Dudek.
– Pieniądze w FPC-19 biorą się z tak zwanego luzowania ilościowego Banku Gospodarstwa Krajowego i Polskiego Funduszu Rozwoju. Nie ma i nie będzie żadnej zewnętrznej kontroli wydatkowania tych środków. Jest to nie zwykle wytrawnie przygotowane i mało przejrzyste przy czym realnie żadne instytucje kontrolne standardowo tego nie mogą monitorować – tłumaczy dr Podgórski.
Czemu z Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 opłaca projekty niezwiązane z pandemią?
– Postawmy sprawę wprost – FPC-19 to nic innego, jak kupno wyborców. Sposób wydawania pieniędzy z tego funduszu jest stricte polityczny. Nie stoi za tym jakakolwiek chęć budowania polskiej gospodarki – ucina zaś dr Podgórski.
– Obecnie Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 jest taki tylko z nazwy. Zupełnie nie realizuje już wydatków związanych stricte z przeciwdziałaniem pandemii. Oczywiście rozszerzając definicje do śmieszności prawie każdy wydatek można uzasadnić "walką ze skutkami COVID-19". Każdy wydatek wpływający na poziom inwestowania czy wzrostu może być tak określony – zaznacza natomiast dr Dudek.
Jak wspomina, pierwszym dużym wyłomem w FPC-19 były wybory prezydenckie i tekturowe czeki wręczane samorządowcom. Pieniądze dla samorządów pochodziły z Funduszu Inwestycji Lokalnych, który był wydzielony właśnie z funduszu covidowego. Jak pamiętamy, pieniądze popłynęły głównie do bastionów PiS.
– Z takiego funduszu bardzo trudno będzie władzy zrezygnować, bo w banalny sposób można wpisać w niego kolejne wydatki. Dodajmy do tego, że premier jednoosobowo decyduje o przeznaczeniu pieniędzy z FPC-19 i mamy odpowiedź, czemu rząd tak chętnie z niego korzysta – tłumaczy dr. Dudek.
Jak dodaje nasz rozmówca, fundusze podległe pod FPC-19 się mnożą, ale tak właściwie pieniądze pochodzą z tego samego źródła. Zarówno Fundusz Inwestycji Lokalnych, jak i Rządowy Fundusz Polski Ład: Program Inwestycji Strategicznych to jedynie koperty wydatków, wydzielone z funduszy covidowego.
– W funduszu Programu Inwestycji Strategicznych, ja nazywam go PIS, także zdarzają się kwiatki. Na liście inwestycji było na przykład Regionalne Centrum Patriotyzmu. No jak nic walka z koronawirusem – ironizuje ekonomista.
Czy z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 premier może opłacić wszystko? Na przykład – rakietę na księżyc?
– Jakby chciał, to by mógł. Wystarczy wprowadzić odpowiednią poprawkę i zorganizować program np. kosmodrom w każdej gminie. Można przecież stwierdzić, że takie inwestycje wspomogą gospodarkę w walce ze skutkami COVID-19... i już można planować wydatki – ocenia dr Dudek.
– Gdyby premier zechciał na przykład postawić basen olimpijski w każdej gminie – też nie widzę problemu, nie trzeba nawet zmieniać prawa. Od pomysłu wystarczy tylko telefon do BGK, do prezes Daszyńskiej-Muzyczki, że trzeba wyemitować 10 mld zł obligacji. Ona jest nominowana przez premiera, więc mu nie odmówi. I tyle – wzdycha ekonomista.
– Patobudżet. Tak najkrócej nazwałbym Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. W zasadzie fundusz ten działa bowiem jak lustrzany, alternatywny budżet. Każde ministerstwo ma tam nawet wydzielone środki. Jest dużo bardziej wygodny, bo nie trzeba go nowelizować i tłumaczyć się przed Sejmem i Senatem z nowych wydatków. Dla rządzących to same plusy – ocenia główny ekonomista FOR.
– Gdy PiS pali się grunt pod nogami, wtedy pojawiają się nowe wydatki z FPC-19. Czternaste emerytury są tu dobrym przykładem. Miało ich nie być i ciach – nagle wydanie 11 miliardów zł nie jest problemem. Ta kwota to np. ponad pięciokrotność podatku cukrowego. Potem pojawia się drugi problem, bo inflacja wpływa na sondaże. Więc ciach – powstaje tarcza antyinflacyjna na 25-35 miliardów złotych. Jak 15-stki i 16-stki pomogą partii, to też znajda się na nie pieniądze – wskazuje nasz rozmówca.
– Z FPC-19 premier może też przed wyborami w 2023 roku lekką ręką rozdać kolejne 30-40 miliardów złotych. Czeki dla samorządów już wydano, to teraz mogą być kolejne – dla lekarzy, nauczycieli, górników – każdej grupy, jaką sobie wybierze – wskazuje dr Dudek.
Kto kontroluje wydatki z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19?
Słowo się rzekło, rząd finansuje coraz więcej swoich projektów poza budżetem i kontrolą parlamentu. Czy Polacy, politycy, elity są w stanie cokolwiek z tym faktem zrobić?
– Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 jest poza kontrolą parlamentu i poza całym procesem budżetowym. Sposób podziału środków jest kompletnie niejasny. W Funduszu Polskiego Ładu jest nawet taki zapis, że jak komisja złożona z przedstawicieli ministerstw przedstawi swoje rekomendacje na biurko premiera, to ten może tak właściwie totalnie zmienić te zapisy, wprowadzić własne i dopiero wtedy zatwierdzić projekt – tłumaczy dr Dudek.
– Fundusz covidowy to grube miliardy złotych, którymi na tę chwilę premier Morawiecki zarządza jednoosobowo. Z dnia na dzień można na przykład podwyższyć jego wydatki z 20 do 40 miliardów złotych. I nikt nie może się nawet zająknąć, zapytać o powód takiej zmiany. Dowiemy się o tym po fakcie – kontynuuje nasz rozmówca.
– Jest jedna możliwość. Podpowiem, że zdarza się raz na cztery lata, w pomieszczeniu z biało-czerwonymi urnami. Przed wyborami jedynym sposobem jest stała kontrola rządu, spoglądanie mu na ręce. To również zadanie mediów, dziennikarzy takich jak pan i ekonomistów takich jak ja – zaznacza zaś dr Podgórski.
Czy Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 jest zły dla Polski? Co nam grozi?
– Niestety, tego typu fundusze i dotychczasowe wydatki z Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 powodują dość istotny problem. W wyniku dopłat do nierentownych biznesów polska gospodarka będzie się dużo wolniej odradzać po kryzysie ekonomicznym wywołanym koronawirusem. Pocieszające jest tylko to, że cały świat robi tak samo. Jak wiemy, rządy boją się niepopularnych decyzji – wskazuje dr Podgórski.
– Zwiększanie zadłużenia nie jest problemem bieżącym, to jest w tym wszystkim najgorsze. Jednocześnie może się odbić na polskiej gospodarce w dłuższym horyzoncie czasowym. Od czasów odejścia od standardu złota każdy kraj luzuje ilościowo. Chodzi tylko o to, by nasz kraj nie luzował bardziej niż pozostałe – dodaje.
– Dalsze zadłużanie się jest jak mówienie "robimy źle, ale wszyscy inni też tak robią". A szybko rosnący dług może mieć parę konsekwencji. Po pierwsze, może spaść zaufanie inwestorów zagranicznych. Proces ten objawia się już dziś – spadkami na warszawskiej giełdzie. Po drugie, zadłużenie może wpłynąć na spadek kursu złotówki, który teraz jest utrzymywany przez szereg zabiegów NBP – wymienia dr Podgórski.
– Kluczowa konsekwencja jest taka, że po prostu nie jest to działanie demokratyczne. Nie wiemy na przykład, czy te pieniądze są wydawane efektywnie, czy roztrwaniane bez potrzeby. Kto je otrzymuje – wszyscy, czy podmioty wybrane z klucza politycznego – zaznacza zaś dr Dudek.
– Całe szczęście że jesteśmy w Eurostacie. Tylko dzięki temu mamy jakiekolwiek pojęcie, jak duży jest nasz dług poza budżetem. Polska musi pokazać agregaty długu publicznego. A Eurostat traktuje obligacje BGK jako formę długu publicznego, bo gwarantem tego instrumentu finansowego jest Skarb Państwa, Polska – tłumaczy główny ekonomista FOR.
Marcowa analiza FOR wskazuje, że na ten moment fundusze poza kontrolą parlamentu liczą 260 mld zł. Plan rządu zakłada, że do końca 2022 r. będzie to już 350 mld zł. Do 2025 r. przekroczymy zaś próg 400 mld zł. Będzie to jedna czwarta długu publicznego liczonego metodologią UE.