Kilka minut rozmowy z lekarzem za 60 złotych i elektroniczne L4 wpada do systemu? To nielegalne. I nie chodzi o osoby, które kłamią, że się źle czują. Rząd po prostu nie zmienił przepisów - lekarz musi osobiście zbadać pacjenta, by dać mu zwolnienie. Miliony L4 z czasów pandemii mogą trafić do kontroli, a lekarze stracić uprawnienia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
- Kilka dni temu byłam u lekarza. Podczas wywiadu powiedziałam pani doktor, że kilka dni wcześniej miałam teleporadę, ale lekarz odmówił mi wystawienia zwolnienia z pracy. A naprawdę byłam chora, nie jestem oszustką. Poczułam się, jakby zarzucał mi, że chcę wyłudzić zwolnienie. Tymczasem pani doktor powiedziała, że poprzedni lekarz miał rację, bo wedle prawa nie wolno mu dać pacjentowi zwolnienia bez zbadania go osobiście. Zdębiałam – przecież podczas poprzednich teleporad bez problemu dostawałam L4 – mówi INNPoland.pl pani Ania z Warszawy.
Dodaje, że pierwszy raz spotkała się z tym, że lekarz nie może wystawić zwolnienia bez zbadania pacjenta. W ciągu ostatnich dwóch lat przechorowała kilka dni. Nie były to poważne sprawy, teleporada i podstawowe leki załatwiały sprawę. A zwolnienia były wystawiane bez żadnego problemu. Co więcej – większość pracodawców przypominała swoim pracownikom, że jak ktoś czuje się źle to ma wziąć zwolnienie i zostać w domu.
Tymczasem – jak się właśnie okazuje – Zakład Ubezpieczeń Społecznych rusza z kontrolami zwolnień wystawianych podczas teleporad. I ma do tego pełne prawo. Winę za ten stan rzeczy ponosi prawdopodobnie rząd. Dlaczego?
W Polsce ciągle obowiązuje rozporządzenie Ministra Zdrowia, w którym zapisano, iż "zaświadczenie lekarskie o czasowej niezdolności do pracy z powodu choroby wystawia się wyłącznie po przeprowadzeniu bezpośredniego badania stanu zdrowia". Nie ma w nim nic o teleporadach czy porozumiewaniu się z pacjentem na odległość. Tymczasem na rządowych stronach do dziś widnieją informacje, że przez teleporadę można dostać zwolnienie.
Takie stanowisko prezentowało też samo Ministerstwo Zdrowia. Ale stanowisko nie jest żadnym obowiązującym prawem – to jedynie opinia. Minister Zdrowia mógł dodać kilka słów do rozporządzenia, rząd mógł zmienić którąś z ustaw – nic takiego nie nastąpiło.
Trudno więc dziwić się ZUS-owi, że rozpoczął serię kontroli. Prawo jest po jego stronie. Od początku pandemii rząd nie zmienił przepisów dotyczących zwolnień, choć mógł zrobić to w każdej chwili. Tekst na stronie internetowej czy slajd pokazany na konferencji prasowej ciągle nie jest obowiązującym prawem.
Trudno mieć pretensje do ZUS-u. Wszak to właśnie ten urząd płaci za zwolnienia, pieniądze na to idą z jego budżetu. Urzędnicy naraziliby się na odpowiedzialność, gdyby nie respektowali przepisów i nie walczyli o pieniądze swojej jednostki.
Miliony e-zwolnień do kontroli
Jak podało Ministerstwo Zdrowia, w 2021 roku w Polsce było wiele placówek podstawowej opieki zdrowotnej, w których udział teleporad wyniósł nawet ponad 90 proc., a same teleporady zdominowały wszystkie inne formy świadczenia usług. Resort postanowił interweniować i premie otrzymują te przychodnie, w których teleporad nie ma więcej niż 25 proc. Tam gdzie ich liczba przekracza 75 proc., środki dla placówki POZ są przycinane o 10 proc.
W 2021 roku miesięcznie lekarze wystawiali nawet ponad 3 miliony e-zwolnień miesięcznie.
- Osłabiony, a czasem wręcz wyparty został – tak ważny - bezpośredni kontakt lekarzy z pacjentami. Teleporady, pamiętając oczywiście o tym iż pozwolił odkorkować służbę zdrowia w krytycznym momencie, dały również dodatkową przestrzeń do nadużyć i niewłaściwego wykorzystywania „L4”. Powstały nawet firmy specjalizujące się w sprzedawaniu zwolnień chorobowych pod ich przykrywką, co nie miało nic wspólnego z leczeniem ludzi – mówi Mikołaj Zając, prezes Conperio, firmy zajmującej się problematyką absencji chorobowych.
Co więcej, w procederze uczestniczyły osoby do tego uprawnione, a więc sami lekarze. W wielu firmach pięcio- lub dziesięciodniowe e-zwolnienia powtarzały się u tych samych pracowników, w krótkich odstępach czasowych, co rodziło naturalne podejrzenia o ich zasadność. Na całym procederze najwięcej tracili pracodawcy. I to właśnie lekarze mają odpowiadać za wystawianie nielegalnych e-zwolnień - mogą stracić uprawnienia do wystawiania L4.
Jak podkreśla Mikołaj Zając, duża odpowiedzialność spoczywa teraz na barkach ZUS, który posiada wszystkie niezbędne narzędzia, by sprawdzać zwolnienia kupowane przez telefon lub internet i wyłapywać te, które są nadużyciami.
- Nasza firma na podstawie kontroli pracowników prowadzi również statystki lekarzy – wiemy wprost, którzy z nich cieszą się największą popularnością wśród pacjentów. Skoro my mamy tę wiedzę, to ZUS z pewnością też monitoruje sytuację i powinien odpowiednio wcześniej podjąć właściwe kroki w celu przeciwdziałania – dodaje Mikołaj Zając.