– Za węgiel muszę zapłacić już 3000 zł za tonę. Owies mogę sprzedać za 1200 – 1300, pszenicę najwyżej za 1800 złotych za tonę. Chyba jasne jest, czym bardziej opłaca się palić w piecu? – mówi część rolników. Ważne dla nich jest też to, że za węgiel muszą zapłacić, a na spalonym zbożu co prawda nie zarobią, ale za to będą mieli ciepło. To po prostu o wiele tańsze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pojawiające się na rolniczych forach pomysły, by zamiast węgla spalać zboże, nie są niczym nowym. Pomysł, mimo tego, że brzmi kuriozalnie, jest zgodny z prawem. I jest to coraz częstsza praktyka.
Ba, temat był już wałkowany w Polsce. Wszystko zaczęło się pod koniec pierwszej dekady obecnego wieku. Problemem były wyjątkowo niskie ceny zbóż w skupie. Wtedy część rolników postanowiła po prostu spalać zboże, bo i tak nie mogli na nim godnie zarobić. A tak przynajmniej mieli ciepło w gospodarstwie.
Sprawa spalania zbóż otarła się nawet o projekty ustaw, dzięki którym zboże można byłoby spalać na skalę przemysłową. Ale zakłady energetyczne nie paliły się do tego pomysłu, również ustawodawcy zachowali daleko idącą wstrzemięźliwość. Słowem – nie zrobili nic.
Trudno się dziwić, bo pomysł spalania zboża jest niebywale kontrowersyjny. Szczególnie w Polsce, gdzie do dziś wielu ludzi pamięta czasy niedostatku. Palenie w piecu jedzeniem uważane jest za głęboko nieetyczne. Kilka lat temu firmy elektroenergetyczne zapowiedziały, że nawet w razie uznania ziaren zbóż za biomasę, one i tak nie będą ich kupować i spalać.
"Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba, tęskno mi, Panie" - pisał w 1854 roku Cyprian Kamil Norwid. Był wtedy w Nowym Jorku. Dziś Amerykanie produkują tyle jedzenia, że nie za bardzo wiedzą co z nim robić. To w Stanach pojawił się zresztą pomysł, by w piecach palić kukurydzą. Nie resztkami kolb, ale ziarnem. W Skandynawii pali się też inne zboża. W Polsce też, tylko mało się o tym mówi.
- Wielu ludzi uważa, że to niemoralne, że to nie w porządku. Niemoralne to jest żądanie 3 tysięcy za tonę węgla. A zbóż mamy sporo, zawsze część idzie na zmarnowanie. Są przecież choroby zboża, statystycznie 5-10 procent produkcji nie da się sprzedać – mówi INNPoland.pl jeden z rolników. Próbował palić zbożem w piecu, test uważa za udany.
- Już dziś znam takich, którzy wysiali sobie parę hektarów owsa na opał. A są i tacy, co planują spalać pszenicę, jeśli cena węgla nie spadnie – dodaje.
Wbrew pozorom zużycie węgla w produkcji rolniczej może być spore. Do dziś wiele osób właśnie piecami ogrzewa swoje gospodarstwa – chlewy, kurniki. Wiele kotłowni działa przy szklarniach, bo kwiaty czy pomidory wymagają często podgrzewania. Zresztą część hodowców kwiatów, którzy przeszli na ogrzewanie gazowe już w zeszłym roku pluła sobie w brodę. Ci, którzy pozostali przy węglu, byli do tej pory w miarę zadowoleni. Już nie są.
Z danych Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla wynika, że w obecnym sezonie grzewczym odsetek gospodarstw znajdujących się w sytuacji tzw. ubóstwa energetycznego, czyli wydających powyżej 10 proc. swoich dochodów na ogrzewanie wzrósł już do 31 procent. Z kolei z danych Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że problem ubóstwa energetycznego może dotyczyć już blisko 4,6 mln Polaków, zamieszkujących głównie małe miejscowości oraz wsie.
Ceny węgla poszybowały w górę i brakuje go na rynku. Rząd zapewnia, że węgla z polskich kopalń za nieco ponad 1000 złotych za tonę nie zabraknie. Ale na razie go po prostu nie ma i jeśli ktoś potrzebuje węgla dziś, musi kupować go po mniej więcej 3000 złotych za tonę. Rolnicy już od jakiegoś czasu mówią, że będą palić czym się da – bo na gaz ich nie stać, na węgiel też już nie. A potrzebują na ogół nieco więcej opału niż worek chrustu.
Czy zbożem da się palić?
Jeśli odstawimy na bok rozważania etyczne – da się. Ba, istnieje sporo kotłów do tego przystosowanych albo wymagających jedynie drobnych modyfikacji, które w gospodarstwie można zrobić samodzielnie. W zasadzie zboże można spalać w większości kotłów na pellet.
Ziarno ze względu na niewielkie rozmiary i dużą masę właściwą jest łatwiejsze w transporcie i magazynowaniu w porównaniu do słomy czy drewna. Sam proces spalania stosunkowo łatwo zautomatyzować. Na dodatek jest to "produkcja lokalna" a nie węgiel, który przemierzy pół Polski a nawet świata, zanim wpadnie do pieca. Co więcej - popiół po spalonym zbożu nieźle nadaje się do nawożenia. Kontrowersji nie budzi spalanie zbóż dotkniętych jakimiś chorobami, które i tak nie nadaje się do sprzedaży. Problem w tym, że dziś opłaca się spalać zboże, które nadaje się do wyrobu chleba, bułek czy ciast.
Czy to może być opłacalne?
Tak. Są nawet specjalne odmiany zbóż, które hoduje się właśnie po to, by je spalić. Tona takiego ziarna ma wartość energetyczną odpowiadającą 800 kilogramom węgla. To naprawdę niezły wynik, oznaczający, że opłaci się spalanie ziaren o wartości 20 procent niższej od węgla. Ale od biedy każde ziarno nada się jako paliwo.
Średnia kaloryczność węgla to ok. 25-27 MJ/kg. Ekogroszek ma mniejszą wydajność – ok. 23 MJ/kg. Z badań polskich naukowców z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie wynika, że zboże daje mniej energii – od ok. 17 MG/kg w przypadku pszenicy, po prawie 19 w przypadku owsa. Jakość zboża ma znaczenie – dobre pali się nieco lepiej od tzw. porośniętego (nieprzydatnego do konsumpcji).
A to oznacza, że spalanie zboża przy cenie wynoszącej trzy czwarte ceny węgla jest już finansowo opłacalne. I jeśli w Polsce nie spadnie cena węgla, albo mocno nie podrożeją zboża, to nad wsiami będzie się unosił swąd palonego chleba. Tak właśnie pachnie palone w piecu zboże.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl