Rozmowa kwalifikacyjna jest stresująca pod wieloma względami - w końcu chcemy wypaść jak najlepiej i dostać posadę. Tymczasem rekruterzy i potencjalni przyszli szefowie wcale nie ułatwiają nam zadania. W końcu chcą nas przetestować na różnych polach, aby rozeznać się, czy jesteśmy odpowiednią osobą na dane stanowisko. Liczą się nie tylko kompetencje czy kultura osobista, ale też działanie pod wpływem stresu, w tym odpowiednia reakcja na nietypowe pytania. A te mogą mocno odbiegać od specyfiki pracy, o jaką się staramy.
Magda, nasza rozmówczyni, wspomina z uśmiechem na twarzy koleżankę Kamilę, która będąc z wykształcenia farmaceutką na stanowisku diagnosty laboratoryjnego, postanowiła zmienić swoje życie i się przebranżowić. - Starała się o pracę przedstawiciela handlowego, a trzeba zaznaczyć, że ma duże poczucie humoru, jest bardzo szczera i bezpośrednia, opowiada o wszystkim bez ogródek. Na rozmowie zapytali ją o to, do jakiego zwierzątka by się porównała. Bez zastanowienia odpowiedziała im, że do świnki. A na pytanie dlaczego, odpowiedziała szybko, że jej mąż mówi, że ma prosięcą urodę. Domyślam się, że ludzie z korpo mieli nietęgie miny, jak to usłyszeli - opowiada Magda. Co najważniejsze w tej historii, Kamila dostała pracę.
- W pytaniach tak zwanych dziwacznych rzadko ocenia się, czy odpowiedź jest zła, czy dobra, znacznie częściej chodzi tu o kreatywność czy zachowanie zimnej krwi - komentuje Róża Szafranek, HR expert & CEO w HR Hints. I dodaje: - Szefowie często oczekują, że kandydat nie podda się, nie da się zbić z pantałyku, lecz będzie szukał odpowiedzi, kombinował. Jest to zrozumiałe - w środowisku szybko rozwijających się firm nikt nie chce pracować z ludźmi wzruszającymi ramionami, którzy powiedzą: "aaaa tam, nie wiem” - zaznacza ekspertka.
Szefowa HR Hints zwraca też uwagę, że jeśli kandydatowi zależy na pracy, ryzykownym posunięciem byłoby już podczas rozmowy rekrutacyjnej oceniać zasadność zadawania takich pytań albo komentować styl prowadzenia rozmowy czy mówić wprost, że takie pytania nie mają sensu. - Może jednak jakiś sens w tym jest, może warto poczekać do końca spotkania i się o tym przekonać, a jeśli poczucie absurdu nie minie, dać feedback po rekrutacji - radzi Szafranek.
Co reprezentują sobą konkretne zwierzęta?
Pytania o zwierzę, z którym się utożsamiamy, wbrew pozorom dosyć często pada podczas rozmów kwalifikacyjnych. Znawcy tematu radzą, aby w takiej sytuacji wymienić zwierzę, które dobrze kojarzy się ze stanowiskiem, na które aplikujemy. Przy czym nieustannie trzeba mieć z tyłu głowy, że nie ma złych odpowiedzi. Liczy się to w jaki sposób opiszemy zwierzę, a nie które wybierzemy.
Z pewnością niejeden rekruter usłyszał już od kandydata ubiegającego się na stanowisko managerskie, że chce być ptakiem, ponieważ miałby wtedy ogląd z góry na wszystkie procesy zachodzące w firmie.
Odpowiedź można zawęzić i podać, jakim rodzajem ptaka jesteśmy. Tutaj można wskazać na orła i jego cechy przywódcze. Ponadto Orły specjalizują się w polowaniu na konkretne ofiary, co można obrócić w ten sposób, że jesteśmy konsekwencji w realizacji wyznaczonych zadań i dokładamy wszelkich starań, aby osiągać cele.
Determinacją cechują się również słonie, co warto podkreślić podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Słoń chociaż jest zwierzęciem stadnym, lubi przebywać w małych grupach. Zwierzęta te są też bardzo lojalne.
Popularną odpowiedzią jest tygrys, którego utożsamiamy z siłą. Ten największy drapieżnik z rodziny kotów jest nie tylko silny, ale też gibki. Podczas rozmowy rekrutacyjnej można więc wyeksponować te cechy. Współcześnie wiele firm podkreśla, że działa w duchu agile, co idealnie będzie z tym korespondować.
Osoba, która odpowie, że chce być psem już na wstępie może zjednać sobie osoby posiadające czworonoga. Przy opisie warto nadmienić, że jest to zwierzę mądre, spostrzegawcze i wierne, a w dodatku również towarzyskie. Ostatnia z wymienionych cech może być przydatna chociażby w zawodzie przedstawiciela handlowego, gdzie ważne jest, aby umieć zjednywać sobie ludzi.
Nie tylko zwierzęta
Pytanie o zwierzę, z jakim się utożsamiamy to tylko jedno z licznych pytań mających sprawdzić, jak wybrnie z tego rekrutowany. Może to być pytanie równie abstrakcyjne, jak: co zrobiłbyś z wygranym milionem czy ile piłek tenisowych zmieści się w samochodzie.
Kilka miesięcy temu Marta, starając się o pracę w jednej z warszawskich agencji social mediowych, dostała takie zadanie rekrutacyjne: - Miałam podać 20 sposobów na wykorzystanie cegły - mówi kobieta. Co odpowiedziała? - Powiedziałam, że można użyć cegły między innymi w celu samoobrony - jako po prostu narzędzia lub można też rozkruszyć cegłę i sypnąć wrogowi w oczy, ale też do rysowania, jako podpórkę do książki, a jak jesteś niskiego wzrostu, możesz ułożyć z cegieł schodki i sięgnąć do wyższej półki. Ostatecznie podałam 31 przykładów, czym - jak się okazało - pobiłam poprzedni rekord należący do mojego przyszłego przełożonego - wspomina Marta. Podczas tej rekrutacji sprawdzana była nie tylko kreatywność, ale liczyło się przede wszystkim to, czy nie podda się bez walki. Pracę dostała.
Pytania zadawane przez szefów potrafią zaskoczyć nawet samych rekruterów - nie zawsze pozytywnie. - Chyba najdziwniejszym pytaniem, które osobiście usłyszałam od mojego kolegi, z którym rekrutowałam - ja jako HR-owiec, a on jako przyszły szef kandydata na managera - było: Jakim rodzajem tarczy dla swoich pracowników jesteś? - opowiada Róża Szafranek. Wspomina, że kolega wyjaśniał jej później, że chodziło mu o styl zarządzania, o podejście do pracowników. - Wszystko OK, ale problem jest taki, że jeśli na samej rekrutacji zadajemy pytanie w takiej formie, wysyłamy sygnał, że "skoro tarcza, to jest i jakieś gradobicie strzał, przed którym trzeba się bronić” - przestrzega ekspertka.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl