Kolejna podwyżka stóp procentowych NBP oznacza, że Polakom wrosną raty kredytu. Skoro frankowicze idą z hipoteką do sądu, to czy osoby z kredytem w złotówkach też mogą zawalczyć o swoje? Profesor prawa Konrad Zacharzewski tłumaczy nam, czy można pozwać NBP, prezesa Glapińskiego lub nasz bank. Rozstrzyga też, czy w umowie złotówkowej mogą być klauzule abuzywne.
Wysokie stopy procentowe – czy "złotówkowicz" może kogoś pozwać?
Zadane w tytule pytanie jest niezwykle proste, a jednocześnie interesujące. Frankowicze od dłuższego czasu pozywają swoje banki i poprawiają swoją sytuację z kredytem w obcej walucie.
W ostatnim półroczu do osób martwiących się coraz wyższą ratą dołączyły jednak także osoby z kredytem w złotówkach. Jeden z czytelników INNPoland.pl wprost zapytał się nas – "Frankowicze mogą pozywać i wygrywają, to kogo mam pozwać ja, złotówkowicz?"
Szeroką analizę zaskakującego pytania przeprowadza dla nas doktor habilitowany i adwokat Konrad Zacharzewski, prof. ALK, Kierownik Zakładu Prawa Handlowego i Rynku Kapitałowego Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Czy można pozwać NBP za wysokie raty kredytów?
Jeśli frankowicze mogą wnieść pozew i poprawić swoje warunki kredytowe, to czemu nie osoby z kredytem w złotych? Czy można pozwać NBP za wysokie raty kredytu?
– To bardzo ciekawe pytanie. Samo sformułowanie powództwa przeciwko Narodowemu Bankowi Polskiemu jest technicznie możliwe. Jest ku temu podstawa prawna. Powstaje jednak pytanie o szanse powodzenia procesu przeciw NBP – mówi nam profesor Konrad Zacharzewski.
– Zacznijmy od początku. NBP oraz Rada Polityki Pieniężnej mają określoną pozycję ustrojową w polskim prawie. Są to zagadnienia związane z wykonywaniem władzy publicznej. W kodeksie cywilnym znajdziemy zaś regulację dotyczącą odpowiedzialności odszkodowawczej za wykonywanie władzy publicznej. To artykuł 417 oraz 4171 kodeksu cywilnego – tłumaczy prawnik.
Przepis art. 417 § 1 kodeksu cywilnego przewiduje, że za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa lub jednostka samorządu terytorialnego lub inna osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa. Nasz ekspert wskazuje jednak, że dopasowanie aktualnej sytuacji do rozwiązań normatywnych nie jest takie proste.
– Grupa przepisów, o których mowa, przewiduje kilka zdarzeń, które uruchamiają odpowiedzialność władzy publicznej. Jest to na przykład wydanie aktu normatywnego niezgodnego z aktem wyższego rzędu. Może to być też wydanie sprzecznej z prawem indywidualnej decyzji administracyjnej lub wydanie orzeczenia sądowego naruszającego prawo – wymienia prof. Zacharzewski.
Jak dodaje, osobno występuje też tak zwany delikt otwarty, czyli każde działanie, które ma charakter bezprawny i jest związane z wykonywaniem władzy publicznej, przewidziane właśnie w najogólniejszym przepisie art. 417 § 1 kodeksu cywilnego.
– Problem w tym, że decyzja RPP o podniesieniu referencyjnych stóp procentowych NBP nie kwalifikuje się do bezpośrednio wymienionych przypadków. Nie jest to element wykonania władzy ustawodawczej, gdyż nie jest aktem stanowienia prawa, nie jest też decyzją administracyjną, ani rozstrzygnięciem sądu. Możemy więc rozważać przypisanie jej statusu deliktu otwartego. Nazywamy to bezprawiem przy wykonywaniu władzy publicznej – wyjaśnia prof. Zacharzewski.
Tu sprawa znów się komplikuje, bo w takim przypadku to na osobie występującej z powództwem ciąży obowiązek wskazania, który konkretny przepis polskiego prawa został naruszony. Podobnie jest, jeśli chcielibyśmy udowodnić, że NBP podejmowała bezprawne, czyli nieprawidłowe decyzje.
– W przestrzeni publicznej pojawiają się doniesienia, że nasze władze stosowały niewłaściwą politykę monetarną w obecnej sytuacji albo że jej reakcje na rosnącą inflację były spóźnione. Ochrona wartości pieniądza jest zaś jednym z obowiązków władzy publicznej. Jeśli chcielibyśmy jednak udowodnić na sali sądowej niestaranność NBP, musielibyśmy argumentować, jakie konkretne kroki powinny zostać podjęte, a podjęte nie zostały – wyjaśnia prawnik.
To także może nie być łatwe do udowodnienia, bo eksperci ekonomiczni rzadko kiedy są jednomyślni i regularnie oferują alternatywne spojrzenia na te same dane wejściowe.
Czy można pozwać prezesa NBP Adama Glapińskiego?
Twarzą Narodowego Banku Polskiego jest prezes Adam Glapiński. W ostatnich miesiącach stał się persona non grata wśród kredytobiorców, którzy częstokroć personalnie obwiniają właśnie jego za to, że ich raty kredytu się podwoiły.
Glapiński bywa wylewny i zdarza mu się publicznie powiedzieć o parę zdań za dużo. – Spodziewam się, że do końca mojej kadencji stopy procentowe pozostaną niezmienione – zapowiadał na konferencji prasowej NBP w listopadzie 2019 r.
W wywiadzie dla "Obserwatora Finansowego" z 29 grudnia 2020 r. Glapiński przekonywał zaś, że "aktualny poziom stóp procentowych jest właściwy i najlepiej odpowiada obecnej sytuacji. Jednak w I kwartale następnego roku możliwe jest dalsze obniżenie stóp".
A może to właśnie prezes NBP powinien zostać pozwany za takie twierdzenia?
– Musimy odróżnić wypowiedzi publicystyczne prezesa NBP od stanowisk mających charakter normatywny, związany z wykonywaniem kompetencji ustawowych. Co prawda, osoby, które pełnią funkcje publiczne, mają dość ograniczone możliwości wyrażania na forum publicznym własnego, prywatnego stanowiska. Wypowiedziom z ust prezesa NBP trzeba by więc moim zdaniem przypisać rangę zbliżoną do oficjalnej. Jest jednak osobą publiczną, sprawującą władzę – rozważa prof. Zacharzewski.
Kluczowym pytaniem, jakie trzeba by rozwiązać na sali sądowej, jest to, czy deklaracje Glapińskiego w prasie i na konferencjach prasowych mają charakter wiążący.
– Dość oczywiste jest, że deklaracje tego typu nie mają charakteru wiążącego. Wypowiedzi dla gazet czy konferencje prasowe nie są źródłem norm prawnych, decyzją czy uchwałą gremium kolegialnego. Prezes Glapiński może wyrażać własne stanowisko, a potem je zmienić bądź całkowicie się z niego wycofać – zaznacza nasz rozmówca.
Z różnych względów pozew wytoczony prezesowi NBP ma więc dość umiarkowane szanse powodzenia. Zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę, że Glapiński używa zwykle dość zachowawczych sformułowań jak "spodziewam się", czy "możliwe jest".
Dla ścisłości – to z prezesem Glapińskim kojarzymy kolejne podwyżki stóp procentowych, bo ogłasza je i argumentuje na cyklicznych konferencjach prasowych. Decyzje dotyczące stóp procentowych nie są jednak podejmowane jednoosobowo przez prezesa NBP, ale przez szersze ciało – ośmioosobową Radę Polityki Pieniężnej.
Czy mogę pozwać swój bank jak frankowicze?
Frankowicze pozywają banki, w których zaciągnęli kredyt. Wskazują też na konkretne postanowienia zawarte w umowach kredytowych. Może to będzie właściwa droga także i dla "złotówkowiczów"?
– Obecna sytuacja kredytobiorców zyskała nowe barwy w czasie pandemii COVID-19. Zarówno koronawirus, jak i wojna w Ukrainie znacznie zmieniły naszą codzienność. Moim zdaniem te przypadki można byłoby określić jako okoliczności nieprzewidziane przy zawarciu umowy kredytowej, także tej wyrażonej w złotówkach. Wtedy mamy do czynienia ze ziszczeniem się przesłanek tzw. klauzuli rebus sic stantibus – przekonuje Zacharzewski.
Mowa tu o Art. 357(1) § 1 kodeksu cywilnego w brzmieniu:
"Jeżeli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy. Rozwiązując umowę sąd może w miarę potrzeby orzec o rozliczeniach stron, kierując się zasadami określonymi w zdaniu poprzedzającym".
– Mamy więc dobre narzędzie, by skorzystać z instrumentów dostosowawczych, być może zmienić warunki wykonywania zobowiązania kredytowego, a w dość rzadkich przypadkach nadzwyczajnych nawet doprowadzić do rozwiązania umowy między stronami – rozjaśnia prawnik.
Można więc pozwać, ale czy da się wygrać? Jak nasz rozmówca widzi powodzenie takiej sprawy?
– Jest to niezwykle trudne do oszacowania. Sytuacja jest bardzo ciekawa ze względu na rozłożenie prawnych akcentów. Można kolokwialnie powiedzieć, że mamy do czynienia z "wojną postu z karnawałem" – odpowiada prof. Zacharzewski.
– Banki oferują kredyty, a klienci się na nie decydują. Klienci mogą tu argumentować, że decydowali się na określone warunki w chwili zawarcia umowy. Banki mogą zaś bronić się, że klienci złożyli wniosek kredytowy i podpisali umowę z własnej woli, wiedząc o możliwości zmian koniunktury. Z kolej klienci mogą kontrargumentować, że wprawdzie spodziewali się zmian, ale nie w tak dużej skali i krótkim czasie – rozgranicza ekspert.
Zdaniem prawnika dość ważny jest tu czynnik dobrowolnego zawarcia umowy kredytowej. W końcu banki nie zmuszają swoich klientów do zawarcia umowy groźbą ani podstępem, a umowy zwykle zawierają zapisy o możliwych zmianach okoliczności rynkowych.
Popularnym argumentem banków w sprawach frankowych jest to, że klienci byli świadomi możliwych zmian kursu franka szwajcarskiego przy zawieraniu umowy kredytu. Tak samo może być też w przypadku kredytobiorców złotówkowych – na podstawie treści postanowień umowy mogli przecież ustalić, że rata kredytu jest zmienna i zależna od WIBOR-u, który może przyjmować różne wartości.
"Czemu frankowicze mogą, a ja nie"? To nie tak
Czym w takim razie różni się dzisiejsza sytuacja prawna frankowiczów i "złotówkowiczów"?
– Najłatwiej postawić tu cezurę czasową. Problemy frankowiczów zaczęły się wcześniej, a jeszcze niedawno osoby z kredytem w złotówkach mogły się cieszyć względną stabilnością polskiej waluty. W obecnym czasie "złotówkowicze" także funkcjonują w sytuacji dynamicznej i zmagają się z szybko rosnącymi obciążeniami kredytowymi. Klienci frankowi mieli więc więcej czasu, by zmienić swoją sytuację w sądach – wskazuje prof. Zacharzewski.
Do słowniczka frankowiczów na stałe trafiła fraza "klauzule abuzywne", których obecność w umowie kredytowej zwiastuje szanse na zakwestionowanie umowy kredytowej na sali sądowej. Czy podobne klauzule abuzywne mogą znajdować się w umowach złotówkowych?
– Klauzula abuzywna może funkcjonować nie tylko w umowie frankowej, ale w każdej umowie kredytu. W złotówkowej także. Co więcej – klauzule abuzywne spotkać można praktycznie w każdym typie umowy między dwoma stronami, czy to bankowej, ubezpieczeniowej, budowlanej, turystycznej i tak dalej – wyjaśnia nasz rozmówca.
W najbardziej radykalnym ujęciu można by argumentować, że powiązanie raty kredytu ze wskaźnikiem WIBOR jest bezprawne, jednak takie skrajnie uproszczone definiowanie roli klauzuli abuzywnej w odniesieniu do WIBOR nie będzie mieć znacznych szans powodzenia.
– Nie jest możliwa jednoznaczna i rozstrzygająca ocena bezprawnego charakteru klauzul umownych odnoszących się do wskaźnika WIBOR jako klauzul abuzywnych, bo każda umowa kredytowa jest nieco inna – przekonuje adwokat.
Nie oznacza to, że nie warto próbować. Najprościej jest udać się z umową do specjalisty.
– Poradziłbym, by każda osoba żywo zainteresowana własną sytuacją kredytową lub z wątpliwościami co do swojej umowy kredytowej udała się do eksperta prawnego. On będzie w stanie wykonać wstępny rekonesans zawartej umowy kredytowej. Nawet jeśli nie skończy się to pozwem sądowym, po prostu warto mieć pogłębioną wiedzę na temat własnego zobowiązania – podsumowuje prof. Zacharzewski.
Jeśli pozwiemy nasz bank, nie wiąże się to też z ogromnymi wydatkami – przynajmniej na etapie wszczęcia procesu. Przepis artykułu 13a ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych przewiduje, że:
"W sprawach o roszczenia wynikające z czynności bankowych od strony będącej konsumentem lub osobą fizyczną prowadzącą gospodarstwo rodzinne przy wartości przedmiotu sporu lub wartości przedmiotu zaskarżenia wynoszącej ponad 20 000 złotych pobiera się opłatę stałą w kwocie 1000 złotych".
Jeśli jednak kredytobiorca sprawę przegra, to będzie musiał pokryć koszty drugiej strony, m.in. opłaty za czynności adwokackie czy radców prawnych.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl