Premier Morawiecki po raz kolejny jawi się jak zbawca narodu. W wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" twierdzi, że gdyby nie jego rządy, inflacja wynosiłaby nawet 80 - 100 procent. Mówił też, że złotówka jest mocna a Tusk i Trzaskowski źli.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
- Znacząco obniżyliśmy podatki na energię cieplną i elektryczną, na gaz i paliwa. Już teraz myślimy o tym, jak sprawić, by chleb kosztował mniej jesienią – dlatego obniżyliśmy podatek na nawozy, a potem wprowadziliśmy do nich dopłaty. Ze względu na wojnę cena pieczywa znowu może wzrosnąć, nawet o 20–30 procent, ale dzięki naszym działaniom unikniemy scenariuszy całkowicie dramatycznych, w których wzrost cen od początku roku mógłby sięgać nawet 80–100 procent – tak premier Morawiecki odpowiedział na łamach „Gościa Niedzielnego” na pytanie jakie działania podjął rząd, aby przeciwstawić się wzrostowi cen.
Po raz kolejny inflację uznał – w całości – za „gospodarcze konsekwencje wojny na Ukrainie”.
- Rosnące ceny energii i surowców przekładają się na ceny innych produktów. Wojna zablokowała eksport zboża z Ukrainy, co spowodowało wzrost cen żywności na rynkach światowych. Przyczyny inflacji są więc jasne i dotykają nie tylko Polski, ale całego świata. Sięgają nawet Stanów Zjednoczonych, o czym wielokrotnie mówił prezydent Biden – perorował Morawiecki.
Morawieckiemu umknął fakt, że import zbóż z Ukrainy do Polski jest niewielki. W ostatnich latach o wiele więcej zbóż importowaliśmy z Czech i Słowacji, niż z Ukrainy. Mowa zresztą o ilościach rzędu maksymalnie 200-300 tysięcy ton. Regularnie sami eksportujemy ponad 5 milionów ton zbóż rocznie.
- Proszę przypomnieć sobie, czy rząd Donalda Tuska podejmował podobne działania jak my. Był okres w czasie jego rządów, kiedy WIBOR, a więc i raty kredytów były podobnie wysokie jak dziś. Czy Tusk zrobił cokolwiek, by ulżyć kredytobiorcom? Otóż nie – mówił Morawiecki. Trochę rozminął się z prawdą, bo za rządów PO WIBOR faktycznie był wysoki, ale w czasach globalnego kryzysu ekonomicznego, z którego Polska – jako jedno z niewielu państw – wyszła obronną ręką. Potem WIBOR spadał i w 2015 roku był już poniżej 2 proc.
- Czyli mamy dać sobie spokój i czekać z założonymi rękami, aż inflacja sama minie? Właśnie wprowadziliśmy największą w historii III RP obniżkę podatku PIT do 12 procent. A w tym samym czasie prezydent Warszawy narzeka, że rząd Prawa i Sprawiedliwości znowu obniża podatki. Nie będę jednak przepraszał Rafała Trzaskowskiego za to, że je obniżamy, a nie podwyższamy, tak jak w czasach naszych poprzedników. Nie będę przepraszał, bo ta obniżka to po prostu więcej pieniędzy w budżecie domowym zwykłej polskiej rodziny – mówił.
- Rozumiem, że są ekonomiści, którzy mogą twierdzić, że w ten sposób dosypujemy pieniędzy na rynek, a to powoduje wzrost inflacji. Ale to jest myślenie neoliberalne, które abstrahuje od potrzeb społeczeństwa. Myślenie, które zmniejsza szanse polskich rodzin. Odpowiadam na takie zarzuty pytaniem: to mamy nie chronić Polaków, sprawić, że będą jeszcze bardziej poturbowani przez inflację? - perorował dalej.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl