Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Elaris Finn to dwudrzwiowy, mały samochód mierzący ledwie 2,87 metra długości. To jednak pełnoprawny samochód elektryczny: 48 KM, 115 km/h prędkości maksymalnej i zasięgu do 300 kilometrów, podaje niemiecki producent produkujący samochody w Chinach.
Jak zauważa niemiecki "Auto Bild", akumulator o pojemności 32 kWh w praktyce umożliwia jazdę do 200 kilometrów. Nie zmienia to jednak faktu, że ten niewielki samochód może komuś ułatwić poruszanie się po mieście z szybkimi wypadami na sobotnie zakupy.
Cena? 20 330 euro, czyli blisko 100 tys. złotych. Tanio nie jest. Od września samochód będzie także dostępny w opcji na wynajem w Like2Drive za 269 euro (1289,30 zł) miesięcznie. Będzie jednak obowiązywał miesięczny limit 10 tys. km. Elarisa Finna można jednak mieć taniej.
Od końca czerwca do 10 lipca samochód Finna można kupić w Lidlu. Oferta proponowana przez dyskont to wynajem za 222 euro miesięcznie (1064,30 zł). Jest dostępny w sklepie internetowym dyskontu dla posiadaczy aplikacji Lidl Plus. Tańszy abonament jest możliwy po wpisaniu kodu rabatowego.
Jak podaje auto-swiat.pl, problemem może być jednak to, że oferta wynajmu jest przewidywana tylko na 12 miesięcy, a dodatkowo samochodu nie można zatrzymać dla siebie. W cenie uwzględniono jednak podatek od samochodu, ubezpieczenie, a także wszelkie czynności konserwacyjne, przeprowadzone w pierwszym roku użytkowania auta.
Niestety, Elarisa Finna raczej nie kupią polscy klienci. Elektryczny samochód jest skierowany do konsumentów w Niemczech. W dodatku w bardzo ograniczonym zakresie. Promocyjnych elektrosamochodów jest zaledwie 100 sztuk. Oferta rabatowa potrwa do 10 lipca.
Zapowiadany na rok 2024 start produkcji Izery, polskiego samochodu elektrycznego, jest nierealny - ocenia "Rzeczpospolita". Stawia to cały projekt pod wielkim znakiem zapytania. Przez 6 lat zapowiedzi nie udało się nawet pozyskać gruntu pod budowę fabryki, auto jest ciągle prototypem bez zdolności jazdy a umowy z przyszłymi kooperantami niegotowe.
"Izera jest urzeczywistnieniem marzeń o polskiej marce samochodowej. Nowoczesnej, odpowiadającej na wyzwania współczesnego świata" - tak brzmi opis strony internetowej Izery, która miała być polskim samochodem elektrycznym. Miała być, bo szanse jej produkcji są coraz mniejsze. Dwa lata temu spółka, która ma budować auta, wskazała lokalizację fabryki. Do dziś na tym terenie rośnie las a sam grunt ciągle nie należy do przyszłego producenta.
Im więcej czasu upłynie do realnego rozkręcenia projektu, tym bardziej zmaleją możliwości Izery na osiągnięcie rynkowego sukcesu. Konkurencja dla nowej, nieznanej marki będzie zbyt duża - pisze dziś "Rzeczpospolita”. Warto zauważyć, że o produkcji polskiego elektryka premier Morawiecki mówi od roku 2016. I od tej pory nie uporano się nawet z tak relatywnie prostą sprawą jak lokalizacja fabryki.