Inflacja w Polsce ma już status "uporczywej", a co ją nakręca? Ekonomista SGH dr Artur Bartoszewicz stawia jasną diagnozę polskiej gospodarce. Na inflacje nad Wisła wpływa ten sam mechanizm, co na Zachodzie. Z tym że w Polsce ma on znacznie większą siłę.
Czemu inflacja nie hamuje? To efekt spirali płacowo - cenowej
Ekonomista Szkoły Głównej Handlowej dr Artur Bartoszewicz został zapytany przez PAP o przyczyny szybkiego wzrostu inflacji w Polsce. Jego zdaniem wzrost cen nakręca spirala płacowo - cenowa, która jest znacznie silniejsza niż w krajach zachodnich Unii Europejskiej.
– Każdy kraj ma inne problemy na rynku pracy, inny poziom konkurencyjności, inaczej są zorganizowane sektory, które mają największy wpływ na wskaźnik CPI w obecnych warunkach – zaznaczył ekonomista.
Widać to w porównaniu CPI w Polsce – 15,6 proc. – oraz w strefie euro, gdzie wynosi ona 8,6 proc. w skali roku. Przystawianie jednego odsetka do drugiego nie jest jednak zdaniem eksperta dobrym pomysłem, bo ignoruje prawie wszystkie ważne szczegóły.
Przykładowo – w Niemczech rosnące ceny żywności mają mniejszy wpływ na ogólną inflację (to ok. 10 proc.) niż w Polsce (ok. 27 proc.). Ponadto sektor produkcji i dystrybucji jedzenia u naszych sąsiadów jest stabilny, a w Polsce "został zaburzony podczas transformacji w latach 90., ale też w ostatnich latach".
Niemcy mają też dużo lepszy miks energetyczny i więcej OZE, więc nawet przy sporym uzależnieniu od rosyjskiego gazu wzrost cen surowców energetycznych wpływa na kraj mniej, niż w ma to miejsce w Polsce.
W końcu dochodzimy do spirali płacowo-cenowej, która jest w oczach eksperta dużym problemem w Polsce. Jak przekonuje, Niemcy czy Holendrzy "od zawsze" zarabiali więcej niż Polacy. Kraje te nie prowadzą więc tak zajadłej wojny cenowej o pracownika jak polskie firmy. Dodatkowo szybciej rosną u nas oczekiwania co do płacy. To wszystko cena silnego wzrostu gospodarczego w Polsce.
– My oczekujemy wyższych wynagrodzeń, a jednocześnie chcemy, by ceny produktów stały w miejscu. A tego nie da się zrobić – podkreślił ekonomista.
Bartoszewicz dość negatywnie wypowiada się o działaniach RPP i prezesa NBP Adama Glapińskiego. Jego zdaniem działania organów były spóźnione, a podwyżki referencyjnych stóp procentowych – nieskorelowane z dynamiką wzrostu cen.
Dodaje, że nie koordynujemypolityki monetarnej kraju z polityką UE, więc importujemy inflację ze Wspólnoty. Podwyżki stóp nie przekładają się też na podwyżkę oprocentowania depozytów, co nie zachęca do oszczędzania i dalej napędza inflację.
15,6 proc. inflacji GUS
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, w piątek 1 lipca Główny Urząd Statystyczny przedstawił wstępne dane dotyczące inflacji.
W czerwcu wskaźnik inflacji CPI po raz kolejny wzrósł. Zgodnie z tzw. szybkim szacunkiem GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 15,6 proc. (wskaźnik cen 115,6, a w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrosły o 1,5 proc. (wskaźnik cen 101,5).
Oczywiście nie umknęło to politykom, a opozycja szybko wykorzystała sytuacje do uderzenia w rząd PiS na Twitterze.
"Blisko 16-procentowa inflacja to kwintesencja rządów jastrzębi, orłów i banksterów spod znaku PiS. Ale przyznać trzeba, że jedno im wychodzi - dbanie o własne interesy i swoje portfele. To właśnie oni są dziś największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski. W każdym aspekcie." – napisałBorys Budka wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej
"W dniu, w którym GUS ogłasza ponad 15 proc. inflację, posłowie PiS-u robią propagandowe wrzutki o obniżeniu PIT-u. Oczywiście zapominają dodać cosik o składce zdrowotnej, przez którą ta obniżka jest podwyżką, ale nic to, są tacy, którzy w to uwierzą. Kasyno zawsze wygrywa!" – komentował Artur Dziambor, poseł Konfederacji.
"Kolejne błędne prognozy i stracony czas. Kiedy inflacja sięga 15,6 proc. w PiS komentują, że inni mają gorzej! Buta i arogancja rządu pustoszy portfele, ale co obchodzi ich społeczeństwo skoro tam same tłuste koty dojące państwo!" – zarzucał zaś Krzysztof Gawkowski, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Lewicy.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Mniejsze sklepy, wzmacnianie ostatnio budowaniem ich pozycji konkurencyjnej wobec większych sklepów, nie mają możliwości konkurowania cenami i ofertą z wielkimi sieciami. Duże sieci mają większą siłę przetargową, szerszą półkę z różnymi towarami i w okresie wysokiej inflacji stanowią swoisty bufor. Mogą negocjować z dostawcami i mogą uzyskać większe upusty cenowe, tym samym atrakcyjniejsze ceny i ograniczać wpływ żywności na koszyk inflacyjny.