Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Pierwszą fotografię wykonaną teleskopem Webba pokazano podczas briefingu w Białym Domu. Poza NASA w wydarzeniu wzięli udział nawet prezydent USA Joe Biden i wiceprezydent Kamala Harris. Agencja kosmiczna podkreśliła, że jest to "najgłębsze i najbardziej szczegółowe zdjęcie Wszechświata, które do tej pory wykonano". Kilkanaście godzin później pokazano kolejne fotografie.
O to, co tak naprawdę na nich widać portal innpoland.pl postanowił zapytać popularyzatora astronomii Karola Wójcickiego. Okazuje się, że od zespołu zarządzającego kosmicznym teleskopem Jamesa Webba dostaliśmy na razie wersję demonstracyjną jego możliwości. - Z jednej strony pokazano nam najodleglejszy fragment Wszechświata sięgający aż 13 mld lat świetlnych od nas. Z drugiej strony poznaliśmy skład chemiczny planety, krążącej wokół odległej gwiazdy na naszej Drodze Mlecznej. Mogliśmy zobaczyć miejsce, gdzie rodzą się nowe gwiazdy i miejsce, gdzie gwiazda "umiera" - tłumaczy.
To, co zobaczyliśmy wczoraj, to jednak dopiero początek. Dla astronomów prawdziwa praca dopiero się rozpocznie. To analiza danych, które zebrano z teleskopu. - Jedno zdjęcie teleskopem Webba robi się w kilka do kilkunastu godzin, ale analiza fotografii może zajmować nawet lata - przyznaje Wójcicki.
Przy okazji publikacji zdjęć NASA zdradziła, że jest to fragment nieba sprzed 13 mld lat. Jak to możliwe, że oglądamy te zdjęcia dopiero teraz? - Wszechświat jest bardzo duży. W skali najbliższego Wszechświata, czyli Układu Słonecznego, najszybsza rzecz - światło, potrzebuje trochę czasu, żeby do nas dotrzeć. Gdy patrzymy na zdjęcie z kosmicznego teleskopu Webba, które ukazuje odległe gromady galaktyk na tle jeszcze bardziej odległych galaktyk, to światło podróżowało do nas przez 13 mld lat - wyjaśnia ekspert.
Jeśli spojrzelibyśmy w najbliższą noc w niebo, moglibyśmy zobaczyć piękny Księżyc w takiej wersji, w jakiej był nieco ponad jedną sekundę temu. Gdybyśmy spojrzeli na oślepiające Słońce w ciągu dnia, to będziemy widzieli je takim, jakie było osiem minut temu. W przypadku odległych galaktyk podróż światła trwa 13 mld lat - czyli mniej więcej tyle, ile wynosi wiek Wszechświata. - Oznacza to, że widzimy pierwsze galaktyki, które emitowały swoje światło bardzo dawno temu. One prawdopodobnie już nie istnieją lub bardzo się zmieniły - dodaje.
Po co nam w ogóle teleskop Webba? Ma on nam umożliwić zaglądanie do najodleglejszych zakamarków Wszechświata, a co za tym idzie - tych najstarszych. - Dzięki temu będziemy mogli zrozumieć ewolucję Wszechświata. To urządzenie jest wehikułem czasu, który pozwala nam zobaczyć to, co było kiedyś po to, żebyśmy lepiej zrozumieli, gdzie jesteśmy dziś i być może też dokąd to wszystko będzie zmierzało - przekonuje Wójcicki.
Nasz rozmówca przyznał, że zdjęcia z teleskopu Webba pokazują "maleńką" część Wszechświata. - Pierwsza fotografia ukazana na konferencji w Białym Domu to malutki wycinek nieba. Ten fragment to tak, jakbyśmy z odległości wyciągniętej ręki obserwowali ziarenko piasku na opuszku palca - tłumaczy.
Mimo że widzimy coś "ekstremalnie małego", to fotografie dają dużo do myślenia w kontekście rozmiaru i kształtu Wszechświata. - Na tak niewielkim wycinku widzimy tysiące, jak nie setki tysięcy galaktyk. To pokazuje, jak ten Wszechświat jest rozległy i jak wiele jest miejsc, w których potencjalnie mogłoby dziać się coś ciekawego łącznie z życiem, choć do takiego odkrycia wciąż jeszcze bardzo daleka droga - wskazuje specjalista.
W każdym tak zaawansowanym technologicznie przedsięwzięciu pojawiają się wątpliwości, czy na pewnym etapie nie pojawią się przeszkody. Jednak na razie wszystko wskazuje na to, że misja serwisowa nie będzie konieczna. Wójcicki tłumaczy, że byłoby to skomplikowane, ponieważ teleskop Webba został umieszczony na stabilnej orbicie w punkcie libracyjnym (punkcie Lagrange'a), który znajduje się około 1,5 mln km od Ziemi.
- Żaden człowiek nigdy nie był tak daleko, dlatego nikt nie zakładał, że do tego teleskopu będzie wysyłana misja serwisowa. Każdy etap misji przebiegał nadzwyczaj dobrze - przyznał. Eksperci byli nawet zaskoczeni, ponieważ transferowanie do punktu obserwacji odbyło się tak precyzyjnie, że zużyto mniej paliwa, niż początkowo zakładano. - Nie mamy obaw, że trzeba będzie cokolwiek naprawiać - dodaje Wójcicki.
Skąd w ogóle pomysł, aby wysyłać teleskopy w kosmos? Patrząc na zdjęcia udostępnione przez NASA, obserwowanie kosmosu wydaje się trudne. Jednak musimy pamiętać, że astronomia rozwijała się w ciągu setek lat. - Wystarczy popatrzeć do góry, to już pozwala na dokonywanie odkryć. W dobie automatycznych obserwacji, gdzie niebo jest monitorowane cały czas, mamy dużo mniejszą szansę na takie odkrycie. Z biegiem czasu rosły średnice teleskopów, co pozwalało zobaczyć więcej niż gołym okiem - wskazał specjalista.
Jednak astronomowie nie spoczywali na laurach - podnosili sobie poprzeczkę, starali się sięgać dalej i głębiej. - W pewnym momencie natrafiliśmy na ziemską atmosferę, która sprawia pewne ograniczenia w obserwacji kosmosu. Dlatego postanowiliśmy wynieść teleskopy w kosmos - przyznał popularyzator astronomii.
Pierwszym tak przełomowym urządzeniem był teleskop Hubble’a, który został wyniesiony na orbitę w 1990 r. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat zachwycaliśmy się jego zdjęciami. - Jednak dzisiaj w zestawieniu ze zdjęciami z teleskopu Webba, wyglądają one co najmniej miernie - ocenia Wójcicki. To naturalna kolej rzeczy, że nowe technologie wypierają to, co było.
Choć NASA tego nie pokazała, to internauci przygotowali wiele zestawień porównujących zdjęcia tych samych obiektów z teleskopów Hubble’a i Webba. Są zupełnie różne głównie ze względu na jakość. Fotografie z teleskopu Webba już zostały okrzyknięte "przełomowymi", "historycznymi" i “wyjątkowymi", ale nasz rozmówca wskazuje, że "tak bywa z każdym odkryciem naukowym".
- Różnica polega na tym, że teleskop Hubble’a naświetlał ten obszar 2 tyg., a teleskop Webba - niecałe 12 godzin - tłumaczy. Zatem jednego dnia teleskop Webba może zrobić dwa historyczne zdjęcia, a jego praca jest planowana na wiele najbliższych lat. - Takich przełomów będziemy doświadczali każdego dnia i należałoby się do tego przyzwyczaić, bo to pewna nowa era obserwacji kosmosu - podkreśla.
Wszystko wskazuje na to, że będziemy świadkami kolejnych epokowych obserwacji w ciągu najbliższych lat. - To jednocześnie też pokazuje, że być może nie ma granic. Może za kilkanaście, kilkadziesiąt pojawi się kolejny przełomowy teleskop, który będzie nam pokazywał rzeczy, o jakich nawet nie śniliśmy - zastanawia się Wójcicki.
Jego zdaniem "możemy sobie tylko pozazdrościć czasów, w jakich przyszło nam żyć". Niewykluczone, że nasze dzieci i wnuki będą z takim samym wątpliwym uśmiechem oglądać fotografie z teleskopu Webba, z jakim teraz my spoglądamy na zdjęcia z teleskopu Hubble’a.