Orlen ma w Niemczech blisko 600 stacji, ale jak sprawdzili dziennikarze – także problem z ich kadrową obsadą. W punkcie tuż pod Berlinem klientów wita informacja z przeprosinami i rozpiską skróconych godzin świadczenia usług. Klienci mówią zaś, że konkurencja nie ma takich problemów.
Dziennikarz Business Insidera wybrał się z wizytą na stację Orlenu w Niemczech. Dokładniej na Seeberg Os, tuż przy ruchliwej obwodnicy Berlina. Choć dziennie przejeżdżają tędy dziesiątki tysięcy aut, Orlen nie ma pełnej załogi do obsługi klientów.
Przed wejściem potencjalnych klientów wita ogłoszenie z przeprosinami. Orlen ma w Niemczech "trudną sytuację personalną" i z tego powodu cześć usług nie będzie świadczona w pełnym wymiarze godzin.
Bistro działa od 11 do 18 i tylko wtedy można będzie kupić ciepłą przekąskę na miejscu. W innych godzinach hot doga trzeba będzie zjeść w aucie, bo stacja przygotowuje je tylko na wynos. Orlen przeprasza za zaistniałe okoliczności. Nie podaje jednak, kiedy sytuacja wróci do normy.
– Nie mogą znaleźć ludzi do stacji w tak ruchliwym punkcie? To dziwne – narzekają klienci na miejscu. Jak dodają Niemcy, konkurencja nie ma podobnych problemów. BI sprawdza i rzeczywiście – konkurencja działa na pełnych obrotach, a jej punkt gastronomiczny jest nawet większy.
Jeszcze do niedawna ten sam punkt był znany jako Star – podmarka Orlenu, którą w 2019 r. prezes Daniel Obajtek zdecydował się wygasić. Rebranding Stara na Orlen miał m.in. promować polskie marki za granicą. Dziennikarze zauważają jednak, że w sklepie stacji dominują niemieckie produkty.
A jak z cenami paliw? Są wyraźnie wyższe niż na polskich stacjach Orlenu. Benzyna 95 to koszt 2,01 euro. Cena oleju napędowego wyniosła już 2,21 euro za litr. W konkurencyjnej TotalEnergies było nieznacznie taniej. Benzyna 95 to tam koszt 2 euro, a za diesla płaci się 2,19 euro za litr.
Marża rafineryjna Orlenu rośnie. To nie to samo, co zysk
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, internauci wyrazili swoje niezadowolenie z ostatniej decyzji polskiego koncernu. Orlen znów żeruje na kierowcach — takie głosy rozbrzmiały po czwartym z rzędu wzroście modelowej marży rafineryjnej do 34,4 dolarów za baryłkę.
"Prezydent mówi o zaciskaniu pasa, a Obajtek łapie nas za gardło. Coraz trudniej oddychać w tym kraju", "Na 2 miesiące przed wyborami obniżą" - to tylko część komentarzy, które pojawiły się na Twitterze po informacji o wzroście marży Orlenu.
Jeszcze w lutym modelowa marża rafineryjna Orlenu wynosiła 2,7 dolarów za baryłkę, a w marcu — już 10,8 dol. Kolejne miesiące to kolejne wzrosty — w kwietniu marża wynosiła 20,5 dol., a w maju - 24,3 dol. Z najnowszych informacji wynika, że w czerwcu było to aż 34,4 dol. Kierowcy i polityczna opozycja wskazują, że w ten sposób koncern "żeruje na Polakach". Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana.
- Modelowa marża rafineryjna jest pewną "teoretyczną" konstrukcją, która wskazuje, ile właściwie z przerobu ropy mogą zarobić obiekty rafineryjne, biorąc pod uwagę aktualne ceny paliw gotowych na rynkach międzynarodowych. Natomiast jest to wskaźnik nieco oderwany od wielu rynkowych detali — np. nie uwzględnia cen gazu, energii, biokomponentów — tłumaczył w rozmowie z portalem INNPoland.pl analityk rynku paliw dr Jakub Bogucki.
Najprościej rzecz ujmując modelowa marża rafineryjna to różnica między rynkową ceną paliwa a rynkową ceną ropy. Nie wskazuje na zyski koncernu, co mogłoby sugerować samo słowo "marża".
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl