Od stycznia do teraz sprzedano poza Polskę około 2,8 miliona ton węgla za 3 miliardy złotych - wyliczyła dr Joanna Maćkowiak-Pandera, prezeska think tanku Forum Energii. Ale czy brak eksportu poprawiłby sytuację polskich odbiorców? Niekoniecznie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Eksport węgla ma się nieźle. Od stycznia do teraz sprzedano poza Polskę ok. 2,8 mln ton, za 3 mld zł. Czyli pomoc publiczna na utrzymanie kopalń gdy jest krucho - tak, ale współpraca w czasie kryzysu - nie" - napisała Maćkowiak-Pandera na Twitterze. Doprecyzowała też, że węgiel koksujący to połowa eksportu, druga połowa to węgiel energetyczny.
Przypomnijmy - węgiel koksujący nie ma zastosowania w energetyce, jest używany do produkcji stali. Z kolei węgiel energetyczny to właśnie paliwo. Z zamieszczonej przez Maćkowiak-Panderę tabelki wynika, że w 2022 roku Polska wyeksportowała 2,877 mln ton węgla, z czego koksowego - 1,434 mln ton. Możemy również przeczytać, że w tym samym okresie import wyniósł 5,607 mln ton węgla, w tym koksowego - 1,478 mln ton.
Ekspertka dodała też, że w 2022 roku (do maja) ze wspomnianego 1,44 mln ton do Czech trafiło 631 tys. ton, do Ukrainy 431 tys. ton, a do Niemiec 173 tys. ton.
- Od stycznia do maja z Polski eksportowano blisko trzy miliony ton węgla. Co więcej, wcześniej, przez ostatnie siedem lat, rząd premiera Morawieckiego, a wcześniej Beaty Szydło, uzależnił polską energetykę od węgla z Rosji. W 2015 roku import węgla z Rosji wynosił niecałe pięć milionów ton. W 2018 roku to było blisko 14 milionów ton - mówił Borys Budka w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24. Dodał, że węgiel ten sprowadzały Spółki Skarbu Państwa.
Powstaje jednak pytanie: czy brak eksportu poprawiłby sytuację polskich odbiorców węgla? Wszystko zależy od tego, jaki węgiel eksportowaliśmy.
- Dzisiaj w najbardziej kłopotliwej sytuacji są ci, którzy używają go do celów ciepłowniczych, do których zaspokojenia rocznie potrzeba ok. 9 milionów ton węgla. Do pieca trafia węgiel większy, w formie groszku czy kostki. Na powierzchnię wyjeżdża bardzo skruszony węgiel, jego znaczna część nie nadaje się do ogrzewania. Węgiel gruby - zdatny do ogrzewania - stanowi od 2 do 5 proc. wydobycia. Mamy zatem jego deficyt, który trzeba uzupełniać importem - mówi cytowany przez TVN24 dr Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, w przeszłości górnik i dyrektor kopalń.
W Polsce wydobywa się ok. 43 mln ton węgla energetycznego. W sprzyjających warunkach (wspomniane przez dr Markowskiego 5 proc.) węgiel gruby, przeznaczony do domowych pieców to nieco ponad 2 mln ton. A to oznacza, że po skasowaniu importu z Rosji, węgla dla odbiorców indywiduwalnych brakuje niezależnie od tego, czy Polska sprzedaje swój węgiel innym krajom czy też nie.
Najpierw ceny maksymalne, a teraz dodatek węglowy
Chaos wokół węgla trwa. 12 lipca prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę wprowadzającą ceny maksymalne węgla (996,60 zł za tonę). Wystarczył tydzień, aby rząd wpadł na nowy pomysł. W minioną środę minister klimatu i środowiska Anna Moskwa stwierdziła, że ceny maksymalne zastąpi dodatek węglowy.
Dlaczego? Redakcja INNPoland.pl postanowiła zapytać o to MKiŚ. W odpowiedzi Wydział Komunikacji Medialnej resortu wskazuje, że możliwość zakupu węgla w cenie maksymalnej jest "ograniczona ze względu na mniejsze niż spodziewane zainteresowanie dystrybutorów detalicznych udziałem w systemie".
Na dodatku węglowym suchej nitki nie zostawiają też eksperci. - Jest to rozwiązanie bardzo arbitralne — żeby nie użyć określenia "krzywdzące" z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej — przyznaje w rozmowie z portalem INNPoland.pl dr hab. Waldemar Karpa, ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego. - Z jakiej racji osoby, czy też gospodarstwa domowe, które nie poczyniły żadnych kroków w kierunku wymiany starych pieców (pomimo wielu zachęt, także pieniężnych), nagle w imię dziwnej logiki mogą liczyć na wsparcie, a ci, którzy ogrzewają domy np. gazem — a więc w ekologiczny sposób — nie mogą liczyć na rządową dopłatę? - zastanawia się ekspert.
Podobnie sprawę widzi Jakub Wiech z Energetyka24.pl, który punktuje brak kryterium dochodowego. - Pieniądze przysługują wszystkim gospodarstwom domowym, które ogrzewane są węglem, obojętnie od ich potrzeb w tym zakresie. Co więcej, środki mogą być wydane na cokolwiek. Jest to najlepsza droga do przepalenia olbrzymich ilości gotówki — ocenia. Koszt programu może wynieść nawet do 11,5 mld zł, a Wiech wskazuje, że za taką cenę można kupić "pół reaktora jądrowego". - W obecnym kształcie wygląda to bardziej na umywanie rąk niż sposób wyjścia z podbramkowej sytuacji — twierdzi.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl