Szef tanich linii lotniczych Ryanair Michael O’Leary nie ma dobrych wiadomości dla turystów. Przekonuje, że "era lotów za 10 euro się skończyła", a podróżni muszą liczyć się z tym, że nawet tanie loty będą kilka razy droższe. Podał też powód takiej sytuacji, który nie powinien chyba nikogo dziwić.
Reklama.
Reklama.
Szef firmy Ryanair Michael O’Leary twierdzi, że "era biletów za 10 euro się skończyła"
Średnia cena biletów Ryanair to obecnie 40 euro, a za 5 lat wzrośnie do 50 euro
Winne podwyżkom są dynamiczne rosnące ceny paliwa lotniczego
Szef Ryanair – bilety po 40 euro, a nie po 10 euro
Szef tanich linii lotniczych Ryanair Michael O’Leary w wywiadzie dla BBC mówi, że "era lotów za 10 euro się skończyła". Obecnie średnia cena przelotu jego liniami to 40 euro, a w pięć lat wzrośnie do 50 euro.
– Nie mam wątpliwości, że klienci nie zobaczą naszych najniższych cen przez kolejnych kilka lat. Mówię tu o opłatach rzędu 1 euro, 9,99 euro – przekonywał na antenie BBC Radio 4.
Winny jest jeden – szybko rosnące ceny paliwa lotniczego. – Sądzimy, że ludzie nadal będą często latać. Myślę też jednak, że klienci staną się dużo bardziej wrażliwi na cenę i na skutek tego będą milionami wybierać tańsze opcje – zapowiadał szef Ryanaira.
Zdaniem menedżera Ryanair uniknął obecnej bolączki wielu linii lotniczych – braku pracowników. Ruch lotniczy wraca do normy po pandemii, ale większej liczby samolotów po prostu nie ma komu obsadzać.
Jak mówi O’Leary jego firma "po połowie przez szczęście i odwagę" zaczęła rekrutacje jeszcze w listopadzie 2021 r., gdy świat obawiał się wariantu Omikron. Dzięki temu w pierwszym półroczu br. Ryanair odwołał 0,3 proc. lotów, podczas gdy w konkurencyjnych liniach British Airways było to 3,5 proc., a w Easyjet – 2,8 proc.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Ryanair kontra Orban. Poszkodowani? Pasażerowie
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, Ryanair znalazł się na celowniku węgierskiego rządu. Wszystko zaczęło się w maju, gdy konserwatywny rząd Viktora Orbana wprowadził windfall tax — specjalny podatek pobierany od nadzwyczajnych zysków. Nałożono go na firmy energetyczne, największe banki i linie lotnicze. Jaki był klucz doboru tych podmiotów? Na liście znalazły się te branże, które znacząco zwiększyły swoje obroty tuż po wybuchu wojny w Ukrainie.
Celem nowego podatku jest zlikwidowanie dziur w węgierskim budżecie. W ten sposób rząd chce sfinansować program, który ma chronić obywateli przed wzrostem cen, który podobnie jak w Polsce, jest najwyższy od ponad 20 lat.
Jedną z linii lotniczych, która została objęta nowym podatkiem, jest Ryanair. Jednak irlandzki przewoźnik opracował sprytną strategię, aby go obejść. Kosztami należności obciążył pasażerów. Osoby, które kupują bilet, muszą uregulować także dopłatę.
Jak to wygląda w praktyce? Od lipca pasażerowie, którzy wylatują z dowolnego lotniska zlokalizowanego na terenie Węgier, muszą dopłacić do ceny biletu od 10 do 25 euro.
Tego typu działanie nie spodobało się rządowi w Budapeszcie. Nie zwlekał zbyt długo i postanowił ukarać Ryanair. Jak przekazała minister sprawiedliwości Węgier Judit Varga, "urząd ochrony konsumentów stwierdził dziś naruszenie prawa", ponieważ "linia lotnicza (Ryanair) wprowadziła klientów w błąd swoimi nieuczciwymi praktykami biznesowymi".
W rezultacie Ryanair został ukarany grzywną w wysokości 800 mld forintów (około 2,1 mld dolarów). Jednak ustalenia agencji Reuters wskazują, że przewoźnik zamierza odwołać się od decyzji węgierskiego urzędu. Z oświadczenia linii lotniczych wynika, że nie otrzymał jeszcze "żadnego zawiadomienia o takiej grzywnie". Co więcej, władze spółki wskazują, że "w razie potrzeby Ryanair odwoła się w tej sprawie do sądów UE".