Już od jutra – 1 października ponad 6 mln osób w Niemczech będzie zarabiać więcej. Wszystko dzięki ustawowej podwyżce płacy minimalnej.
Stawka godzinowa wzrośnie z 10,5 do 12 euro. Z kolei osoby zatrudnione na pełen etat otrzymają 2100 euro brutto. Do tej pory było to 1800 euro brutto.
Poza tym Deutsche Welle donosi, że od października wzrosną także limity zarobków w przypadku "minipracy" ("minijob"). Próg 450 euro zostanie zwiększony do 520 euro.
Federalny minister pracy Hubertus Heil (SPD) ocenił, że z podwyżki skorzystają głównie kobiety, które "ciężko pracują za niskie wynagrodzenie". Z kolei rzecznik ds. polityki rynku pracy SPD Martin Rosemann wskazuje, że wyższa płaca minimalna poprawi sytuację osób pracujących we wschodnich regionach Niemiec, które zazwyczaj zarabiają mniej niż pracownicy z zachodnich landów.
Dodatkowo podkreślił, że podwyżka zwiększy ochronę przed ubóstwem na starość w branżach, w których zazwyczaj nie obowiązują układy zbiorowe. To przede wszystkim gastronomia, handel detaliczny i firmy z branży sprzątającej.
Przedstawiciele pracodawców sprzeciwiali się podniesieniu płacy minimalnej. Przewodniczący Związku Pracodawców Reiner Dulger przekonywał, że podwyżka oznacza utratę zaufania do polityków w ramach partnerstwa społecznego. Poza tym obawia się, że po wzroście najniższej krajowej, pracodawcy będą musieli renegocjować układy zbiorowe. W tak trudniej sytuacji gospodarczej uważa to za "ciężką hipotekę".
Strona społeczna krytykuje również podwyżkę limitów "minipracy". Szefowa stowarzyszenia socjalnego VdK Verena Bentele, uważa, że taka praca to prosta droga ubóstwa, głównie dla kobiet. W jej ocenie "miniprace" nie prowadzą do stałego zatrudnienia, które gwarantowałoby stabilną i godziwą emeryturę. Poza tym zwróciła uwagę, że to właśnie pracownicy zatrudnieni w ramach "minipracy" byli pierwszymi zwalnianymi podczas pandemii COVID-19.
Zupełnie odwrotne nastroje panowały w czasie ostatnich rozmów na temat płacy minimalnej w Polsce. To właśnie związkowcy domagali się jak największej podwyżki, co argumentowali głównie szalejącą inflacją.
Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ) domagało się, aby od 1 stycznia 2023 r. płaca minimalna wzrosła o co najmniej 250 zł (3500 zł), a od 1 lipca 2023 r. o co najmniej 250 zł (3750 zł).
W związku z porażką negocjacji w ramach Rady Dialogu Społecznego (RDS) ostateczną wysokość przyszłorocznej płacy minimalnej ustalił rząd. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, od 1 stycznia najniższa krajowa ma wynosić 3490 zł brutto, a od 1 lipca – 3600 zł brutto. Stawka godzina będzie wyznaczona na 22,80 zł i 23,50 zł.
W tym roku płaca minimalna opiewa na 3010 zł brutto. Oznacza to, że w przyszłym roku pracownicy zarabiający najniższą krajową otrzymają najpierw podwyżkę w wysokości 480 zł podwyżki, a później – 110 zł. Procentowo płaca minimalna wzrośnie odpowiednio o prawie 16 proc. i 3 proc. Tymczasem Niemcy otrzymają jedną podwyżkę w wysokości 16 proc.
Niemiecki urząd statystyczny wskazuje, że jeszcze w 2015 r. ustawowa najniższa stawka godzinowa wynosiła 8,50 euro. Przez siedem lat wzrosła zatem o 3,50 euro (41 proc.).
Jak ta stawka wrosła w tym samym okresie w Polsce? W 2015 r. płaca minimalna wynosiła 1750 zł brutto, a minimalną stawkę dzieliło się wówczas przez liczbę przepracowanych godzin w danym miesiącu. Zakładając, że w jednym miesiącu pracownik wyrobił 176 godzin, to jego najniższa stawka godzinowa wynosiła 9,94 zł. Zatem przez siedem lat wzrosła o ponad 126 proc.
Czytaj także: https://innpoland.pl/185047,rekordowa-inflacja-w-strefie-euro