Austriacki restaurator zirytował się, gdy jego rachunki za prąd wzrosły z 300 do 5200 euro. Postanowił zemścić się na pracownikach branży energetycznej i ustalił dla nich specjalną cenę na sznycla - 149 euro. To 6 razy więcej, niż zwykle.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Austriacki restaurator wprowadził specjalne ceny dla pracowników energetyki
Mogą zjeść sznycla za 149 euro, sałatę za 54 euro albo zupę za 43 euro
Restaurator wyliczył nowe ceny na podstawie wzrostu swoich rachunków za prąd
Reszta klientów płaci normalne ceny
Nie tylko polskie firmy borykają się z ekstraordynaryjnym, czasem nieuprawnionym, wzrostem kosztów energii elektrycznej. Podobny problem występuje w innych krajach, choćby w Austrii.
Ulrich Matlschweiger, właściciel gospody Hoamat w Gesäuse dostał podwyżkę rachunków za prąd z 300 do 5200 euro miesięcznie. W związku z tym wprowadził specjalne menu dla pracowników branży energetycznej.
Mogą oni skonsumować sznycla wiedeńskiego za 149 euro, do tego Matlschweiger poleca miks sałat z olejem z pestek dyni za 54 euro, a wcześniej radzi wybrać zupę naleśnikową za 43 euro.
- Proszę tych, którzy zarabiają na kryzysie energetycznym, aby zapłacili. Od teraz wytwórcy energii zapłacą mi dziesięć razy więcej, mój normalny klient zapłaci normalną cenę — mówi. Matlschweiger jest skory do żartów, ale poważnie traktuje przesłanie, jakie kryje się za jego działaniem.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Twierdzi, że Austria przestrzega bezsensownych zasad, odnosząc się do zasady "merit order", zgodnie z którą cenę energii określa się na podstawie najdroższego źródła. W Polsce też działa ta zasada. W efekcie za tanią energię wiatrową płacimy tyle samo, co za prąd wyprodukowany z rekordowo drogiego gazu.
- To byłoby tak, jakby wszyscy właściciele w Austrii nagle zaczęli pobierać 25 euro za sznycel tylko dlatego, że najdrożsi robią to w ten sposób — mówi Matlschweiger.
W Polsce nie jest lepiej
- Na początku roku płaciłem za gaz 7 tysięcy zł miesięcznie, teraz 28 tysięcy - mówi INNPoland.pl jeden z restauratorów. Branża gastronomiczna stara się związać koniec z końcem. Koszty przygotowywania jedzenia wzrosły dramatycznie. Ceny posiłków również.
Gastronomia znów znalazła się w trudnym położeniu. Najpierw restauracje i bary zmagały się z ogromnymi stratami przez pandemię COVID–19, która wymusiła czasowe zamknięcie lokali. Branża jeszcze nie zdążyła wyjść z koronakryzysu, a już dociskają ją kolejne problemy.
Ich skalę ujawnia najnowszy raport przygotowany przez firmę analityczną Dun & Bradstreet dla "Rzeczpospolitej". Z dokumentu wyłania się ponury wniosek, że zarówno restauratorzy, jak i właściciele barów z jedzeniem "cierpią w kryzysie" i "masowo zawieszają działalność".
- Inflacja tj. rosnące ceny mediów m.in. gazu, prądu, czynszu oraz produktów w największym stopniu wpłynęły na funkcjonowanie naszej restauracji w ostatnich miesiącach. Ponadto jest problem z zatrudnieniem nowych osób – pandemia sprawiła, że wiele osób się przebranżowiło. Dlatego też dania są droższe o około 15-20 proc. w porównaniu z cenami z poprzednich lat — mówi Dominika Dobrowolska, managerka Restauracji Florian Ogień czy Woda z Warszawy, cytowana w raporcie portalu Briefly.
- Musieliśmy podnieść ceny wszystkiego: współpracujące z nami wypożyczalnie sprzętu bardzo je podniosły, podrożało jedzenie, stawki dla pracowników — dodaje Paulina Telicka, manager firmy cateringowej "Pora Jeść".
Restauratorzy zwracają uwagę na jeszcze jeden problem. Teraz jest drogo, ale będzie jeszcze drożej. Większość branży ma podpisane długoterminowe umowy na dostawę prądu. Od początku roku w życie wejdą jednak nowe taryfy. Już wiadomo, że będą rekordowo wysokie.