Najpierw dwa lata pandemii z jej obostrzeniami, a teraz koszmarna inflacja – branża turystyczna nie ma lekko. Lada dzień zacznie się sezon zimowy, który może okazać się dla wielu biznesów ostatnim. Wśród górali "panuje ogromna niepewność" – mówi nam właścicielka jednego z obiektów noclegowych w Tatrach.
Reklama.
Reklama.
Hotelarze obawiają się nadchodzącego sezonu zimowego z powodu szalejącej inflacji
Problemem są niezwykle wysokie ceny węgla, ale nie tylko
Pandemia i kryzys zmieniły przyzwyczajenia turystów, którzy rezerwacje robią na ostatnią chwilę
W tym roku w dzień Wszystkich Świętych zapalamy Świeczkę dla Biznesu. W specjalnych artykułach INNPoland przedstawiamy trudną sytuację przedsiębiorców zmagających się z kryzysem.
Pułapka inflacji
Rosnące ceny coraz bardziej dają nam się we znaki. Poszukujemy oszczędności. Wielu z nas nie jest jednak skłonnych do rezygnacji z wypoczynku poza domem, choć krótkiego wyjazdu do hotelu lub pensjonatu. Od urlopowego wypadu oczekujemy oderwania od rzeczywistości, chwili wytchnienia, kilku dni, kiedy nie będziemy przejmować się rosnącymi kosztami życia.
Nikt, kto płaci za pokój hotelowy, nie zakręci w nim zimą kaloryfera – ale ktoś będzie ten rachunek musiał zapłacić. Nic więc dziwnego, że miejsca oferujące noclegi poważnie zastanawiają się, czy w ogóle opłaca im się otwierać w nadchodzącym sezonie.
Według raportu platformy Noclegi.pl, co piąty właściciel obiektu noclegowego już teraz zdecydował o zwieszeniu działalności w okresie zimowym. Z kolei dodatkowe 30 proc. wciąż wstrzymuje się z udostępnieniem oferty na święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok.
Winne temu są oczywiście galopujące ceny – nikt nie wie, jak konkretnie będą wyglądać koszty nawet za kilka tygodni, a już wykupionej przez gości oferty nie zmienią. Jak zauważają eksperci Noclegów.pl, w najlepszej pozycji są najwięksi hotelowi gracze. Mają oni znacznie więcej możliwości oszczędzania i cięcia kosztów niż właściciele mniejszych obiektów.
Ceny w górach zimą
A co z tymi ostatnimi – jak oni tworzyli ofertę na rozpoczynający się niedługo sezon zimowy?
– Wie pani, na oko! – śmieje się Anna Lupka, właścicielka Willi Roztoka w Bukowinie Tatrzańskiej. Przyznaje, że nie miała tutaj większego wyboru: decydując się otworzyć rezerwacje na nadchodzący sezon, musiała mieć gotowy cennik.
– Jeśli wynajmuję pokoje teraz, to on już musi być. Nie mogę komuś powiedzieć "zastanowię się i dam znać w lutym". Więc podniosłam ceny o niecałe 40 proc., jednak jest to trochę "na oko". Już same ceny węgla zrobiły swoje, a cała reszta... praktycznie nie wiadomo, co nas czeka, bo się słyszy o różnych rzeczach – mówi.
Nasza rozmówczyni nie jest wyjątkiem. Jedyną rzeczą, którą bowiem wiadomo, jest to, że nadchodzący rok będzie ciężki. Nieustannie przesuwają się prognozy dotyczące momentu, w którym doświadczymy szczytu inflacji. Najpierw miał on mieć miejsce w minione wakacje, potem w końcówce 2022 roku, a teraz mówimy o początku następnego roku i nawet kilku latach z podwyższonym wskaźnikiem cen towarów i usług.
Co dalej z branżą turystyczną?
Niepewność gnębi również hotelarzy i inne osoby pracujące w branżach związanych z turystyką. Zwłaszcza w polskich górach, gdzie to właśnie sezon zimowy – okres świąteczny, noworoczny, ferie – jest tradycyjnie momentem, w którym zarobki są największe. A praktycznie wszyscy mieszkańcy są od turystyki zależni, pośrednio lub bezpośrednio.
– Nie jestem w stanie stwierdzić, jak zapowiada się nadchodzący sezon: w tym momencie bardziej można zgadywać niż powiedzieć cokolwiek z pewnością. Póki co rezerwacji na ferie nie widać za wiele, Sylwester też już się zaczął wynajmować, ale widać, że ludzie jeszcze czekają, może na pogodę, może na to, żeby zobaczyć ceny po Nowym Roku, ciężko stwierdzić – opowiada Anna Lupka.
– Panuje ogromna niepewność. Ciężka była decyzja z tymi cenami – bo wie pani, to jest trochę takie strzelanie na oślep. Obawiam się też utraty moich stałych klientów, bo podniesienie cen o 40 proc. wiąże się oczywiście z ryzykiem, że część gości, nauczonych pewnego przedziału cenowego, po prostu odejdzie. Nie jestem jednak w stanie dać już tego taniej, ta cena i tak moim zdaniem może okazać się niewystarczająca – dodaje.
Pandemia była łatwiejsza
Trudno nie wspomnieć, że będzie to już trzeci z rzędu chaotyczny sezon zimowy. Poprzednie upłynęły pod znakiem problemów związanych z pandemią COVID-19 i wynikających z niej obostrzeń. Zwłaszcza pierwszy rok pandemii przypominał rollercoaster: obiekty noclegowe raz były zamykane, raz otwierane, część w ogóle buntowała się i otwierała bez rządowego błogosławieństwa.
Teraz ceny rosną jak oszalałe – ale przynajmniej wiadomo, że nikt nagle hoteli odgórnie nie zamknie. Nasza rozmówczyni patrzy na to jednak zupełnie inaczej.
– Wtedy, w pandemii, sytuacja była jednak chyba troszkę łatwiejsza. Zawsze jednak były gdzieś te tarcze, inna pomoc. A teraz już nikt nam nic nie da, teraz raczej każą coraz więcej płacić, a dokładnie wszystko idzie w górę – uśmiecha się gorzko.
Co będzie dalej? Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał ruch turystyczny w nadchodzącym sezonie. Tego jednak nie będzie dokładnie wiadomo do końca zimy – pandemiczne lata zmieniły bowiem zwyczaje Polaków jeśli chodzi o rezerwacje. Minęły czasy, kiedy planowaliśmy urlopy z dużym wyprzedzeniem.
– Goście czekają teraz na ostatnią chwilę, dużo jest takich rezerwacji. Jeśli jest pogoda, to po prostu dzwonią i przyjeżdżają. Mniej, o wiele mniej jest rezerwacji takich dużo do przodu, ludzie po prostu nie chcą ryzykować. Pomijając COVID, teraz dołożyły się te ceny – relacjonuje Anna Lupka.
Ludzie decydują się na coraz krótsze wyjazdy, co wynika przede wszystkim z faktu, że rezerwacje robione są na ostatnią chwilę. Turyści, zamiast planować tygodniowy wypad w góry, wolą wsiąść w samochód w czwartek lub w piątek i zostać do niedzieli.
– Jeśli ten sezon zimowy okaże się słaby, przyszłość będzie jedną wielką zagadką – mówi Anna Lupka. – Cena węgla nas w tym roku tak zaskoczyła i przycisnęła, że trudno powiedzieć, co będzie. To, czy jesteśmy przedsiębiorcą, czy jesteśmy zwykłymi odbiorcami domowymi, to nie ma znaczenia, bo ceny we wszystkich tak samo uderzają. Ta zima, ten przyszły rok będzie ciężki – wzdycha nasza rozmówczyni.