logo
RPP zdecydowała ws. stóp procentowych Fot. Wojciech Olkusnik/East News
Reklama.
  • Jest najnowsza decyzja Rady Polityki Pieniężnej stopy procentowe bez zmian, stopę referencyjną pozostawiono na poziomie 6,75 proc.
  • "To nie ma znaczenia" – stwierdził ekonomista UW dr Jarosław Klepacki w rozmowie z INNPoland.pl. Jak dodał, dużo ważniejsze jest to, co na konferencji wypowie Adam Glapiński
  • Szef NBP może ponownie zmienić optykę. Zdaniem dr Klepackiego okaże się, czy "z płaskowyżu wchodzimy w Bieszczady, czy może Himalaje"
  • Stopy procentowe bez zmian – to najnowsza decyzja Rady Polityki Pieniężnej.

    Jednak to konferencja prezesa NBP Adama Glapińskiego będzie ważniejsza od samej decyzji RPP. Choć i ten przez inwestorów nie jest już traktowany poważnie. Taka konkluzja wynika ze słów ekonomisty UW dr Jarosława Klepackiego.

    Ekspert w rozmowie z INNPoland.pl wskazał, że informacja o stopach procentowych jest w tych czasach bardzo lotna i bardzo medialna. Jednak to, czy Rada podniesie stopy procentowe, czy nie, nie ma obecnie tak wielkiego znaczenia.

    – Już na podstawie wcześniejszych decyzji udowodniono, że podwyżki nie przekładają się ani na aprecjację (wzrost – przyp.), ani też na wyhamowanie inflacji, przynajmniej w ujęciu konwencjonalnym. To są kolejne dwa, trzy miesiące, w których inflacja nadal ma charakter progresywny – powiedział dr Jarosław Klepacki, ekonomista Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.

    Liczy się nie RPP, a prezes NBP Adam Glapiński

    – Ważniejsze jest pytanie, co powie na konferencji prezes Adam Glapiński? Jak zmieni się jego optyka z płaskowyżu? Czy pójdziemy w Bieszczady, czy w Himalaje? – pyta retorycznie dr Klepacki.

    Dodaje jednak, że nawet sam szef naszego banku centralnego nie jest już traktowany na tyle poważnie, by w oparciu o jego słowa podejmować konkretne decyzje. Na tle swoich odpowiedników wypada po prostu blado.

    – Spójrzmy na konferencję naszego prezesa NBP i na konferencję prezesa amerykańskiego Fedu – Jeromego Powella. Ten drugi wystarczy, że wypowie jedno zdanie i mamy reakcję na eurodolarze. U nas niestety nie obserwuje się takich zmian, ale nie dlatego, że to nie ma żadnego wpływu, tylko dlatego, że rynki przyzwyczaiły się, że ta retoryka ma niewiele wspólnego z rzeczywistością – ocenia dr Jarosław Klepacki.

    Jego zdanie, jest to bardzo niebezpieczne zjawisko, bo generuje negatywny fundament w kontekście na przykład wyceny złotego. 

    – Jest to potencjalna zachęta do zweryfikowania, do jakiej granicy Narodowy Bank Polski pozwoli, żeby złoty się osłabiał. Wszędzie jest jakiś sufit, wszędzie jest jakaś granica – podkreślił ekonomista.

    Awaryjna podwyżka Węgier i anormalne zachowanie RPP

    Zdaniem dr. Klepackiego, na sytuację w Polsce warto patrzeć w oparciu o to, co dzieje się w naszym regionie. Chociażby z perspektywy tego, co zrobiły Węgry.

    Te przeprowadziły interwencję w postaci gwałtownej podwyżki stóp procentowych na depozytach jednodniowych w banku centralnym. – Przypomnę, podnieśli je o 950 punktów bazowych, co jest rekordem, ale ustabilizowali wycenę forinta węgierskiego – powiedział ekonomista UW.

    Dr Jarosław Klepacki przywołuje tu decyzję Narodowego Banku Węgier z 14 października. Na niezapowiedzianym posiedzeniu władz NBW podniesiono jedną ze stóp procentowych (odpowiednik naszej stopy lombardowej) o 950 pb do 25 proc.

    Nazwano to awaryjną podwyżką, dzięki czemu uratowano notowania węgierskiego forinta, który wcześniej bardzo gwałtownie osłabił się wobec euro.

    – Pojawiały się już porównania do Turcji – zdecydowanie za mocne. Jednak tam się obniża stopy procentowe w momencie, gdy inflacja rośnie. Z kolei u nas nie podnosi się stóp procentowych, gdy inflacja nadal rośnie – powiedział ekspert.

    – Jedno i drugie zachowanie jest anormalne z perspektywy konwencjonalnego, naukowego podejścia, jeżeli chodzi o działanie na rosnącą inflację – podsumował ekonomista UW dr Jarosław Klepacki.

    Inflacja w Polsce – realnie to już 20 proc.?

    Zdaniem ekonomistów i analityków, realna inflacja w Polsce sięga już 20 proc. Jednak oficjalnie poziom ten jest, póki co, niebezpiecznie bliski takiego wskaźnika.

    Ze wstępnego odczytu GUS za październik, inflacja w Polsce to już 17,9 proc. (najwyżej od stycznia 1997 roku), o czym pisaliśmy wcześniej w INNPoland.

    W ogóle w tym roku nie było ani jednego miesiąca, by ceny spadły lub utrzymały się na zbliżonym poziomie. Tylko w lutym wzrosty były nieco słabsze niż w styczniu, ale i tak dużo wyższe niż rok wcześniej.

    Jak podał Główny Urząd Statystyczny (GUS), w październiku najmocniej wzrosły ceny nośników energii – aż o 41,7 proc. w porównaniu z analogicznym okresem rok temu.

    Ceny paliw do prywatnych środków transportu, według szybkiego szacunku GUS, wzrosły w rok o 19,5 proc. Z kolei ceny żywności i napojów bezalkoholowych wzrosły o 21,9 proc.

    Czytaj także: