INNPoland_avatar

Wygląda na to, że PiS dokonał cudu. Zadłużając Polskę, zmniejszyli jej zadłużenie. Na pewno?

Konrad Bagiński

17 grudnia 2022, 07:05 · 5 minut czytania
Rząd PiS szeroko krytykowany za zadłużanie Polski, de facto doprowadził do spadku jej zadłużenia. Jak to możliwe? Sprawdzamy, czy jest z czego się cieszyć.


Wygląda na to, że PiS dokonał cudu. Zadłużając Polskę, zmniejszyli jej zadłużenie. Na pewno?

Konrad Bagiński
17 grudnia 2022, 07:05 • 1 minuta czytania
Rząd PiS szeroko krytykowany za zadłużanie Polski, de facto doprowadził do spadku jej zadłużenia. Jak to możliwe? Sprawdzamy, czy jest z czego się cieszyć.
Zadłużenie Polski spadło. Ale tylko na papierze, do spłacenia mamy coraz więcej Zbyszek Kaczmarek/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • Zadłużenie Polski w ostatnim kwartale wzrosło o prawie 26 miliardów złotych
  • Ale liczone jako procent PKB spadło do nieco ponad 50 proc. – to znacznie mniej, niż ostrożnościowy próg 60 proc.
  • W 8 lat PiS zadłużył Polskę na kolejne 564,5 miliarda złotych, a będzie musiał pożyczać jeszcze więcej
  • Obecnie wartość zadłużenia liczonego według metodologii unijnej (EDP) to 1,48 bln zł

PiS zadłuża Polskę – czy to prawda? Okazuje się, że jednocześnie tak i nie. Jak to możliwe? Wiele razy pisaliśmy przecież o wzroście długu publicznego, zarówno tego "jawnego", jak i "ukrytego". I jest to prawda, bo ten dług rośnie.

W Polsce mamy dwa rodzaje liczenia długu – PDP (państwowy dług publiczny) i EDP (dług sektora instytucji rządowych i samorządowych). Ten drugi obejmuje również próby wypychania wydatków poza budżet. Pierwszy na koniec roku może sięgnąć 1223 miliardów złotych (1,22 biliona) i co roku rosnąć o ok. 100 miliardów.

Kiedy w 2007 roku do władzy doszła koalicja PO i PSL, PDP wynosił 597,8 mld zł. Gdy oddawała władzę w 2015 roku, licznik wskazywał 877,3 mld zł. Drugi dług – zwany EDP – dobije na koniec roku wartości 1 560,2 mld zł (1,56 biliona) i co roku będzie rósł o sto kilkadziesiąt – dwieście miliardów. W 2015 roku, gdy PiS i jego koalicjanci przejęli władzę, EDP wynosił 923,4 mld zł. Największy skok zaliczyliśmy w 2020 roku, gdy podskoczył o ponad 300 miliardów.

To jedna strona medalu. Z drugiej strony widać spadający dług w relacji do PKB. Mówiąc najprościej: polski PKB rośnie tak szybko, że nawet zwiększające się zadłużenie kraju nie powoduje procentowego przyrostu tego długu. Ba, on spada.

Z danych resortu finansów wynika, że dług publiczny w Polsce spadł w trzecim kwartale tego roku do poziomu 50,3 proc. PKB. Kwartał wcześniej było to 51,5 proc. Za kadencji PiS dług w relacji do PKB najbardziej wzrósł w pandemii – do 57,2 proc. A potem spadał i spada do tej pory.

Co ciekawe, dług w relacji do PKB spadł również od roku 2015, gdy PiS przejmowało władzę. Obecnie różnica wynosi ok. 1 proc. na korzyść rządów PiS. Co ciekawe – rządy PO i PSL również zaliczyły podobny pik, co Zjednoczona Prawica. W 2013 roku zadłużenie sięgnęło 57,1 proc. PKB.

Obecnie wartość zadłużenia liczonego według metodologii unijnej (EDP) to 1,48 bln zł, a wartość PKB to 2,94 bln zł. Widać więc wyraźnie, że dług spokojnie przekroczy wartość półtora biliona złotych, zaś PKB przebije barierę trzech bilionów.

Jak to możliwe, że zadłużenie względem PKB spada?

Spójrzmy na dane za ostatni kwartał. W tym czasie EDP wzrósł o 25,8 miliarda złotych, ale PKB poszło w górę o 115,2 miliarda. Różnica jest spora i tłumaczy spadek długu w relacji do PKB.

Co więcej, twarde dane pokazują, że nasz dług nie jest teoretycznie poważnym problemem. Nieco ponad 50 proc. zadłużenia w relacji do PKB to stosunkowo mało. Dość powiedzieć, że są w Europie państwa, gdzie ten wskaźnik przekracza 100 procent (Francja, Hiszpania, Włochy).

Ba, w Grecji zadłużenie przekracza 180 proc. PKB, we Włoszech - 150 procent. Są też kraje, w których poziom zadłużenia nie dobija nawet do 30 proc. - Bułgaria czy Estonia. Ten ostatni kraj jest zadłużony na zaledwie kilkanaście procent.

W Polsce nie jest więc źle. Jak piszą w komentarzu do danych MF analitycy Pekao, dług publiczny Polski jako procent PKB od sześciu już kwartałów konsekwentnie spada. Zwracają uwagę na to, że spadek długu publicznego to pewien paradoks.

Państwo uruchomiło przecież ostatnio kilka kosztownych programów. Zaliczają się do nich m.in. dodatek węglowy i do innych źródeł energii (20 mld zł), Polski Ład (20 mld zł), tarcze antyinflacyjne (31 mld zł). Tylko w tym roku pochłoną, lekko licząc, 80 mld zł.

Eksperci tłumaczą, że z drugiej strony mieliśmy znaczny wzrost PKB oraz wysoką inflację. Im wyższa inflacja (do pewnego stopnia), tym wyższe wpływy do budżetu. Na kryzysie energetycznym jedni tracą, inni się bogacą – co widać po wynikach państwowych spółek energetycznych.

Co niepokoi?

- Wielokrotnie powtarzałem, że wskaźnik relacji długu do PKB jest tylko jednym ze wskaźników oceny finansów publicznych. Nie da się tylko na jego podstawie oszacować ich stanu – mówi w rozmowie z INNPoland.pl dr Sławomir Dudek, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Przywołuje też przykład Rumunii.

- Scenariusz rumuński od dawna głoszę jako ryzyko. Ten kraj w 2008 roku miał relację długu do PKB na poziomie 30 proc., ale utracił płynność. Aby finansować renty, emerytury, podstawowe wydatki, Rumunia musiała się zwrócić – podobnie jak Grecja – o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej – mówi dr Dudek.

- My kroczymy bardzo podobną ścieżką. Rentowności gwałtownie wzrosły, odwoływane są przetargi. Mamy trudności ze sprzedażą obligacji w złotych i zmuszeni jesteśmy do wychodzenia na rynki zagraniczne. To jest wypisz wymaluj krok po kroku scenariusz rumuński z 2008 roku – przestrzega ekonomista.

Odmiennego zdania jest Jan Zygmuntowski, współprzewodniczący Stowarzyszenia Polska Sieć Ekonomii, krytyczny wobec Sławomira Dudka i FOR. Jego zdaniem wzrost PKB może spowolnić, ale i tak będzie. Więc powrót do recesji, jaką pamiętamy na przykład z 2008 roku, nam nie grozi. Dodaje, że procentowy spadek długu nie jest też żadną anomalią.

- Owszem, w roku 2020 zapewniliśmy sobie ogromny zastrzyk długu, ale dzięki niemu nie mamy ogromnego zadłużenia prywatnego. Nazywaliśmy to arbitrażem długowym: ludzie muszą płacić za media, spłacać hipoteki, kredyty. My po prostu uznaliśmy, że zamiast zadłużać się prywatnie, zadłużymy państwo. Dzięki temu koszty tego długu są niższe, na dodatek rozkładają się na cały kraj. A przy okazji rozwija się gospodarka – tłumaczy Jan Zygmuntowski.

Dodaje, że obecnie mijają dwa lata od pandemii, dług wraca do poprzedniego poziomu.

– My po prostu wróciliśmy do spadkowego trendu, który mamy od 20 lat – mówi nam Zygmuntowski.

Jan Zygmuntowski widzi jednak poważny problem w tym, jak państwo zaciąga dług i jaka jest nad nim kontrola.

– To się dzieje przez wehikuły pozabudżetowe. Artykuł ustawy budżetowej mówi, że skarb państwa gwarantuje długi, które może zaciągać np. BGK i to do jakichś absurdalnych kwot. Nie ma planu wydatkowania tych pieniędzy – i to jest prawdziwy problem. Nie ma problemu z wielkością długu, niewypłacalnością państwa. To neoliberalne kłamstwa, już wcześniej okazało się, że nie mają nic wspólnego z rzeczywistością – mówi Zygmuntowski.

Dodaje, że wzrost wartości długu jest czymś naturalnym.

– Jasne jest, że jeśli mamy gospodarkę, która rośnie, to rośnie i dług. Tak samo jak dług czy rachunki firmy, która wcześniej zatrudniała 10 osób, a teraz zatrudnia 100. Nie ma sensu rozkładanie tych kwot na obywatela, robienia jakichś liczników. Owszem, każdy obywatel jest pośrednio zadłużony, ale on też ma pieniądze na przykład na lokacie. W ramach tej lokaty bank kupuje obligacje państwa. Więc obywatel jest jednocześnie zadłużony, ale też pośrednio jest właścicielem tego długu. To jemu spłaca się te należności – podkreśla Zygmuntowski.

Koszty naszego kredytu rosną

Z jednej strony faktycznie spadł nam dług liczony jako procent PKB. Ale realnie dług poszedł w górę, i to znacznie. Co gorsza, o wiele bardziej wzrosły koszty obsługi tego długu. Czyli pożyczamy pieniądze, ale na coraz wyższy procent.

– Trzeba spojrzeć na jeszcze jeden wskaźnik. To jest kwestia potrzeb pożyczkowych. Samą relacją długu do PKB nic się nie załatwi, nic się do garnka nie włoży. Jak wspomniałem, Rumunia zbankrutowała, mając na papierze zdrową relację długu do PKB – mówi Sławomir Dudek.

Z jego wyliczeń wynika, że potężnie zadłużona (prawie 160 proc. PKB) Grecja na obsługę swojego długu wydaje 3 proc. swojego PKB. My wydajemy 2,9 proc., mając teoretycznie ponadtrzykrotnie mniejszy dług.

Dudek przypomina, że problemem Polski są ogromne potrzeby pożyczkowe w najbliższych latach i ich kumulacja oraz konieczność ich finansowania w bardzo trudnych warunkach, przy wysokich rentownościach. Zdaniem Dudka w najbliższych trzech latach trzeba będzie pozyskać z rynku ponad bilion złotych. Pozytywna relacja długu do PKB nam w niczym nie pomoże.

– Do tego oczywiście ten mianownik, jakim jest realny wzrost PKB, również będzie spadał. Dlatego wzrastał będzie realny potencjał długu. Ta sytuacja będzie się tylko pogarszała – dodaje Sławomir Dudek.

Wszelkie prognozy, w tym NBP i resortu finansów, pokazują, że czeka nas ostry zjazd wzrostu PKB. A więc dług liczony w relacji do tego wskaźnika znów wzrośnie.

Czytaj także: https://innpoland.pl/187996,doktor-zaglada-ostrzega-zbliza-sie-najwiekszy-ze-wszystkich-kryzysow