W ostatnich dniach Tusk i emerytury stały się głównym motywem narracji partii rządzącej. Politycy PiS jednym głosem mówią, że podwyższenie wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL było okropne, a jego ponowne obniżenie przez rząd PiS cudowne. O jednym jednak nie wspominają ani słowem – podwyższenie wieku emerytalnego gwałtownie obniżyło wysokość emerytur.
– Dokładnie 10 lat temu PO i PSL wystawiły pewnego rodzaju wyrok na wszystkich polskich pracowników: dla ciężko pracujących kobiet na terenach wiejskich podnieśli wiek emerytalny z 55 do 67 lat. Dla kobiet, które pracowały w różnych zakładach pracy z 60 roku życia wiek emerytalny do 67, a dla mężczyzn – o dwa lata, z 65 na 67 lat – mówił kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki.
Trudno znaleźć polityka PiS, który nie próbowałby wzmocnić przekazu rządu. Morawieckiemu wtóruje minister Maląg, poseł Brudziński i szereg posłów tej partii. Czy słusznie?
Politycy PiS nie wspominają ani słowem o tym, że obniżenie wieku emerytalnego mocno wpłynęło na wysokość (a raczej "niskość") świadczeń. Gdyby wiek pozostawiono na dotychczasowym poziomie, emerytury byłyby dziś o kilkaset złotych wyższe, szczególnie u kobiet. Różnica wynosi nawet 1200 złotych na niekorzyść dzisiejszych emerytek.
To prawda, że rząd PO-PSL podniósł wiek emerytalny, ale był to proces rozłożony na lata. Kobiety miały mieć podniesiony termin przejścia na emeryturę do 67 lat, ale dziś (po 10 latach) wynosiłby on 63 lata i 5 miesięcy. Jak mówi Business Insiderowi Oskar Sobolewski, ekspert rynku emerytalnego i założyciel Debaty Emerytalnej, w przypadku kobiet "reforma wyrównująca i podnosząca wiek emerytalny była rozłożona na prawie 30 lat".
Co więcej – podwyższenie wieku emerytalnego jest w Polsce konieczne. Mówi o tym choćby prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska. Pod koniec 2022 r. mówiła, że "warto odłożyć choć o rok moment przejścia na emeryturę, ponieważ bezpośrednio przekłada się to na wzrost świadczenia".
Na razie może tylko namawiać do jak najpóźniejszego przechodzenia na emeryturę.
– Im dłużej pracujemy i później zaczynamy pobierać emeryturę, tym jest ona wyższa. Jeden rok to nawet 15 proc. Jeżeli pracujemy, to na nasze konto emerytalne wciąż wpływają składki, a cały zebrany kapitał jest corocznie waloryzowany – w tym roku 9,33 proc. Ponadto do obliczeń przyjmuje się krótsze trwanie życia – mówi prof. Uścińska.
Jak pisze BI, dziś po "60" jest blisko 8,5 mln Polaków. To 30 proc. więcej niż w 2011 r. Portal przypomina, że efekt obniżki wieku emerytalnego, o którym PiS za żadne skarby nie chce wspominać, to głodowe świadczenia. Skoro panie mają pracować o siedem lat krócej, to o tyle mniej czasu oszczędzają na emeryturę.
Już rok temu pisaliśmy, że statystyczny Polak po przejściu na emeryturę dostanie nieco ponad jedną trzecią przeciętnej pensji. To trzeci od końca wynik w 37 państwach OECD. Polka na emeryturze będzie się musiała zadowolić 28 procentami średniej pensji.