W warszawskim projekcie stref Tempo 30 właśnie zakończył się kolejny etap konsultacji z mieszkańcami. Efekt jest mizerny, bo wzięło w nich udział niewiele osób – pisze "Rzeczpospolita". Najwyraźniej temat jest nośny jedynie na internetowych forach. Teraz rozmowy mają być prowadzone w poszczególnych dzielnicach.
Zmniejszenie prędkości planowane jest na ulicach o charakterze dojazdowym, lokalnych i osiedlowych. Pojawią się na nich progi zwalniające, wyniesione skrzyżowania, zwężenia jezdni czy ronda zastępujące skrzyżowania z pierwszeństwem przejazdu.
System nie obejmie oczywiście ulic tranzytowych i rozprowadzających – kierowcy mogą być spokojni, że ograniczenia nie obejmą np. Wisłostrady, Puławskiej, Jagiellońskiej czy Trasy Siekierkowskiej. Strefa Tempo 30 nie zostanie też wprowadzona na ulicach Kasprowicza, Pawińskiego czy Sokratesa, których przekroje, funkcja i odseparowanie ruchu pieszego od jezdni pozwalają na prowadzenie ruchu z prędkością 50 km/h.
W stolicy funkcjonuje już wiele elementów wpływających na uspokojenie i bezpieczeństwo ruchu – od pojedynczych progów, przez wyniesione skrzyżowania, aż do stref zamieszkania i Tempo 30, które obejmują całe kwartały ulic. Obecnie ok. 10 proc. sieci drogowej stanowią drogi, po których można poruszać się z prędkością mniejszą niż 50 km/h.
Ponadto na wielu ulicach istnieją lokalne ograniczenia prędkości, które już dzisiaj tworzą nieformalną strefę Tempo 30 (np. osiedle Zacisze na Targówku). Jeśli wliczymy te miejsca, ulice o ruchu uspokojonym to ponad 27 proc. długości sieci dróg w Warszawie.
– Uspokojenie ruchu wpływa na bezpieczeństwo wszystkich użytkowników dróg: kierowców, pasażerów, rowerzystów i pieszych. Zmniejszenie prędkości do 30 km/h wyraźnie zmniejsza liczbę wypadków – w tym także tych śmiertelnych. Wynika to również ze skutecznego ograniczania przekraczania dopuszczalnej prędkości poprzez egzekwowanie przepisów – mówi Michał Olszewski, zastępca prezydenta m.st. Warszawy.
Ustanowienie w Warszawie Strefy Czystego Transportu (SCT) wydaje się przesądzone. Prezydent stolicy Rafał Trzaskowski zaprezentował już jej założenia. Celem jest silne zmniejszenie ilości spalin i zanieczyszczeń w mieście. Początkiem drogi jest zakaz wjazdu starych diesli do śródmieścia. Ma on zacząć obowiązywać już od 2024 roku.
Plan ambitny. Miano pioniera w walce ze smogiem dzierży w Polsce Kraków. To właśnie tam zaczęto wprowadzać zakazy palenia węglem, pojawi się też SCT. Warszawa chce uruchomić strefę równo z Krakowem, w lipcu 2024 roku. W stolicy obecnej strefą objęte ma być śródmieście, w dawnej – całe miasto.
Prezydent Rafał Trzaskowski przedstawił plan działania. Zmiany mają być wprowadzane stopniowo. Jak pisze Wyborcza.pl, od lipca 2024 roku do centrum miasta nie mogłyby wjeżdżać auta benzynowe starsze niż 27 lat i diesle starsze niż 18 lat. To dość łagodne założenia, takich samochodów jest w Polsce ponoć zaledwie 2 proc. Ale – zdaniem Trzaskowskiego – trują na potęgę.
Drugi etap wprowadzania czystego transportu ma się zacząć w 2026 roku i objąć 9 proc. pojazdów, dwa lata później - 16 proc. aut. W 2030 roku do śródmieścia nie wjedzie już 23 proc. aut, a od 2032 - 27 proc.
Warszawski ratusz proponuje, by objęte było nią 90 proc. obszaru dzielnicy Śródmieście, większej części Pragi, Saskiej Kępie, Kamionku i części Grochowa. Łącznie ma objąć 7 proc. powierzchni Warszawy. Wyborcza.pl przypomina, że ekolodzy uważają, iż to za mały obszar.
Ten argument będzie ważny, bo nie od dziś wiadomo, że prawica jest tradycyjnie niechętna przepisom ekologicznym. Uchwałę Krakowa o strefie czystego transportu skarżyło Ordo Iuris i podkrakowskie gminy. A warszawską uchwałę śmieciową skarżyła nawet prokuratura.
Czytaj także: https://innpoland.pl/190046,warszawa-ze-strefa-czystego-transportu-do-centrum-nie-wjada-stare-diesle