Zakład Tesli pod Berlinem w miejscowości Grünheide był wielką inwestycją, a na otwarciu pojawił się sam szef firmy – miliarder Elon Musk, był tam też kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Wszystko działo się rok temu. Choć Tesla oficjalnie się do tego nie przyznaje, to producent samochodów mocno liczył, że do pracy w zakładzie tłumnie zgłoszą się pracownicy z Polski – pisze Business Insider. Rzeczywistość okazała się odmienna.
Niemiecki tabloid "Bild" już rok temu informował, że fabryka boryka się z trzema uporczywymi problemami: dłuższym niż oczekiwano czasem produkcji, brakiem wykwalifikowanych pracowników i problemami z zapewnieniem jakości.
Z linii montażowych zjeżdżały auta, które nie nadają się do wysłania ich do klientów, bo wymagają poprawek. Fabryka zaliczyła kilka przymusowych postojów. Jeden z nich był spowodowany koniecznością dodatkowych szkoleń i poprawą jakości montażu.
Sam Elon Musk w chwili złości nazwał zakład "gigantycznym piecem na pieniądze", który obecnie kosztuje firmę miliardy.
Musk liczył na naszych rodaków i teoretycznie miało to sens. Grünheide znajduje się godzinę drogi od polskiej granicy, a pensje są bliższe niemieckim niż polskim. Mieszkańcy m.in. Szczecina, Gorzowa Wielkopolskiego czy Zielonej Góry mogliby się więc pokusić o dojazdy do Gigafactory.
Ale ten plan się nie powiódł. Jak pisze "Rzeczpospolita" fabryka miała docelowo zatrudniać 9 tys. pracowników. Od początku zakładano, że część zatrudnionych będzie dojeżdżać zza wschodniej granicy, gdyż fabrykę dzieli od granicy z Polską ok. 65 km. Jak jednak zauważa "Rz", ten plan się nie udał. Obecnie w fabryce pracuje ok. 3,5 tys. osób, a samych Polaków jest zdecydowanie mniej, niż się spodziewano.
Jedną z przyczyn mogą być wygórowane żądania szefostwa fabryki. Jak pisze BusinessInsider.pl, któremu udało się porozmawiać z paroma Polakami z Gigafactory,od pracowników wymaga się znajomości niemieckiego na poziomie B2.
– To dlatego – i pewnie tylko dlatego – nas tam tak dużo nie ma – opowiada jeden z pracowników.
Według informacji "Rz" na największe zarobki mogą liczyć inżynierowie. Ich roczna pensja brutto wynosi nawet 71,6 tys. euro (ok. 337 tys. zł). Nieco niższe zarobki przypadają programistom i wynoszą 63,7 tys. euro brutto za rok (ok. 300 tys. zł).
W granicach między 50 a 60 tys. euro mieszczą się kierownik zespołu i rekruter. Pierwszy może liczyć na roczną pensję brutto rzędu 58,1 tys. zł (ok. 273 tys. zł), a drugi – 55,1 tys. euro (ok. 260 tys. zł).
Pozostałe roczne pensje są już poniżej 40 tys. euro. Technik-mechatronik pojazdów samochodowych 38,3 tys. euro (ok. 180 tys. zł). O 100 euro mniej otrzymuje logistyk. Natomiast wykwalifikowany pracownik na produkcji ma pensję na poziomie 33,9 tys. (ok. 159 tys. zł).
"Rzeczpospolita" pisze, że stawki te są podobne do tych, które oferuje konkurencja. Podaje przykład fabryki Mercedesa w Stuttgarcie, gdzie inżynier może liczyć na średnią pensję na poziomie 78 tys. euro rocznie (ok. 368 tys. zł).
Czytaj także: https://innpoland.pl/191543,twitter-blue-w-polsce-ile-kosztuje-znak-weryfikacyjny-na-twitterze