Jak pisze "Rzeczpospolita" Sąd Apelacyjny w Warszawie rozstrzygnął niedawno sprawę mężczyzny, który został niesłusznie zatrzymany przez policję. Funkcjonariusze pracowali przy sprawie prowadzonej przez prokuraturę. I już raz ich działanie zostało ocenione. Sąd Okręgowy przyznał już mężczyźnie 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Od tego wyroku odwołał się prokurator, który uznał, że to zbyt wygórowana kwota i niesłusznie zatrzymanemu należy się co najwyżej 500 złotych. Sąd Apelacyjny nie podzielił jego stanowiska i podtrzymał rozstrzygnięcie dotyczące 50 tysięcy zł zadośćuczynienia.
Trzeba przyznać, że oba sądy musiały wziąć pod uwagę sporo rzeczy. Wiadomo już, że samo zatrzymanie było niezasadne, a mężczyzna odzyskał wolność po 23 godzinach. Policja musi wypuścić zatrzymanego, jeżeli takie polecenie wyda sąd lub prokurator.
Musi go zwolnić także wtedy, gdy w ciągu 24 godzin od przekazania go do dyspozycji sądu nie doręczono mu postanowienia o zastosowaniu wobec niego tymczasowego aresztowania.
"Rzeczpospolita" pisze, że sądy zauważyły bulwersujące okoliczności zatrzymania. Dzień przed zatrzymaniem przywiózł on wraz z żoną do domu ich nowo narodzone dziecko, które pierwszy miesiąc swojego życia spędziło na OIOM-ie i wymagało specjalistycznej opieki lekarskiej. Sąd uznał, że czynności wykonywane przy zatrzymaniu jego ojca – w szczytowej fazie pandemii koronawirusa – zwiększyło ryzyko zakażenia noworodka.
Do samego zatrzymania doszło w miejscu publicznym – na osiedlu, gdzie mężczyzna mieszka razem z rodziną, na oczach sąsiadów. Sąd zauważył, że obecność kilku policjantów, publiczne aresztowanie były nieproporcjonalne do wagi sprawy i naraziły dobre imię i pozycję zawodową mężczyzny na uszczerbek.
To nie wszystko. Bo wiadomość o aresztowaniu szybko dostała się do mediów. W jej kontekście mówiło się o ujęciu przestępcy, który miał dokonywać kradzieży z włamaniem do gablot. Wszystko to działo się przed formalnym przedstawieniem zarzutu.
Skuty na oczach sąsiadów mężczyzna został przesłuchany dopiero po ponad 20 godzinach od chwili zatrzymania, nie miał też możliwości kontaktu z adwokatem. Ostatecznie postępowanie przygotowawcze przeciwko niemu zostało umorzone.
Po internecie hula wiadomość, że Komenda Główna Policji nabyła licencję na oprogramowanie do szpiegowania od izraelskiej firmy Cellebrite. Technologię wykorzystywano w przeszłości między innymi w Rosji do śledzenia asystentów lidera opozycji Aleksieja Nawalnego czy członków społeczności LGBTQ+.
Policja wróciła z zakupów z "pełnym koszykiem". Znalazło się w nim 18 sztuk UFED 4PC Ultimate i po jednej sztuce UFED Cloud Analyzer, UFED PREMIUM i Cellebrite Inspector. Całość kosztowała niemało, bo ponad 6,5 miliona złotych.
Cellebrite jest w stanie złamać mniej skomplikowane blokady w urządzeniu - niestraszne są mu na przykład blokada ekranu telefonu czy kod PIN. I, generalnie rzecz ujmując, osoba korzystająca z izraelskiego oprogramowania może dowiedzieć się o nas całkiem sporo.
Zyskuje bowiem dostęp do takich danych jak SMS-y, maile, zdjęcia, lokalizacje z GPS czy wiadomości z komunikatorów. No i dociera do naszych "lajków" w portalu społecznościowym. Ponadto dzięki Cellebrite można włamywać się do danych w chmurze i oglądać historię przeglądania stron internetowych w urządzeniu.
Informacja o zakupach Cellebrite przez Policję zelektryzowała internet. Niektórzy porównują oprogramowanie do innego izraelskiego systemu, to znaczy Pegasusa. Jednak okazuje się, że to nie do końca to samo – narzędzia te działają zgoła inaczej.
Jak podaje między innymi portal Chip.pl, zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma systemami polega na tym, że Pegasus pozwala na zdalne hakowanie urządzeń, a Cellebrite nie. Aby włamać się do telefonu czy komputera i pozyskać z niego dane, haker korzystający z tego drugiego narzędzia musi po prostu fizycznie podłączyć się do urządzenia.
O Pegasusie zrobiło się głośno, gdy śledztwo dziennikarskie wykazało, że tego rodzaju oprogramowanie zostało użyte w Polsce do śledzenia ponad tysiąca osób – dziennikarzy, polityków, prawników i innych.
Co dokładnie robi Pegasus i jak oprogramowanie wygląda "od kuchni", możecie przeczytać i zobaczyć w tym artykule. Gdy się tak na to patrzy, można odnieść wrażenie, że całość przypomina trochę nieskomplikowaną w obsłudze aplikację, a nie poważny program hakerski.
Czytaj także: https://innpoland.pl/189454,policja-kupila-narzedzia-do-sledzenia-w-internecie-jak-dziala-cellebrite