Na pełnym gazie wjeżdża kampania wyborcza, festiwal obietnic i wyborcza kiełbasa, którą można się udławić. Żenujący jest fakt, że politycy obiecują nam mnóstwo rzeczy, za które zapłacą z naszych kieszeni. Jak to nieszczęsne 500+, rosnące do 800+. Nawiasem mówiąc, PiS przyznaje, że za jego rządów wartość naszych pieniędzy spadła o... 60 procent.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kampania wyborcza się zaczęła i widać, w jakim kierunku pójdzie. I już jedni się cieszą, że dostaną kasę, inni martwią, że będą musieli za to płacić. Jeśli mam być szczery koło pióra mi lata, czy dostanę na dziecko 500, czy 800 złotych. Owszem, lepiej jest dostać 300 złotych więcej, ale ja akurat wiem, że zapłacę i za te 500, i za te 800 złotych. Bo rząd nie ma własnych pieniędzy, musi zabrać, żeby dać.
W rzeczywistości sytuacja jest chyba jeszcze bardziej skomplikowana. Bo tak naprawdę te świadczenia są na kredyt, więc zapłacimy za nie później i to z odsetkami. Nie jest wykluczone, że będą za nie bulić nasze dzieci, które teraz są nieświadome faktu, że żyją nieco na krechę.
Co zrobić z 800+?
Obserwuję tę kolejną w moim życiu kampanię z rosnącym obrzydzeniem. Kiedyś politycy obiecywali rozwiązanie jakichś problemów, wzmocnienie kraju, proste prawo itd. Teraz już nawet nie udają, że chcą tylko kupić głosy ludności za pieniądze tejże ludności.
Najnowsze pomysły rządzących są takie, żeby zwaloryzować 500+ do 800+. Ja mam inną propozycję: żeby rządzący wsadzili te 500 czy 800 złotych... Nie, nie tam, gdzie myślicie. Chcę, żeby wsadzili je z powrotem do naszych kieszeni. My już sobie jakoś poradzimy z ich wydaniem bez pośrednictwa rządu i robienia nam łaski, za którą powinniśmy być dozgonnie wdzięczni.
Większość z nas nie potrzebuje rozdawnictwa. Ja sam chciałbym żyć w kraju, w którym wszystko działa tak, jak powinno. W którym ludziom nie trzeba dopłacać do tego, żeby mieli dzieci. Jestem pewien, że wiele osób zamiast 500 czy 800+ wolałoby, żeby ich dziecko dostało się spokojnie do przedszkola czy do szkoły.
Miłym gestem byłoby, gdyby w tym przedszkolu czy szkole miało zapewnione wyżywienie. Chciałbym, żeby dziecko do lekarza mogło iść wtedy, kiedy jest chore. Bo dziś często terminy są takie, że do przychodni przychodzisz już z ozdrowieńcem.
Cała sprawa nie dotyczy tylko jednego świadczenia i grupy. Rodzice dostają 500+, emeryci kolejne "nastki". Dlaczego nie można po prostu zwaloryzować emerytur? To prostsze, skuteczniejsze, niekojarzące się z jałmużną. Dlaczego emerytów nie zwolnić z podatków? Przecież wypłacamy im pieniądze, od których podatek już kiedyś zapłacili!
Jak to się dzieje, że znajdujemy ileś miliardów na myśliwce i czołgi, a jednocześnie brakuje dla osób niepełnosprawnych? Że dostanie się do lekarza specjalisty graniczy z cudem, ale wywalamy setki milionów na różne fundusze, gdzie kasa się rozpływa? Mamy nowe lotnisko w Radomiu za 800 milionów, ale szpitale obrastają w długi, których nigdy nie spłacą? To są realne problemy do rozwiązania. Żadna kasa dana obywatelom do ręki tego nie przykryje.
Nie marudź, masz stówę i sobie radź
Na razie widzę indolencję rządu, który nie umie nawet poradzić sobie z problemami, które sam stworzył. Wbrew pozorom 500 czy 800 plus nie rozwiązało zakładanej początkowo kwestii. Nie działa. Dzieci nie rodzi się więcej. Nawiasem mówiąc, PiS przyznaje, że za jego rządów wartość naszych pieniędzy spadła o... 60 procent.
Już kiedyś pisałem, że PiS próbuje wszystkie problemy Polski rozwiązywać pieniędzmi. Ludzie narzekają, że utrzymanie dziecka kosztuje? Dajmy im pięć stówek. Nie ma węgla? Dajmy ludziom dwa tysiące. Wyprawka szkolna droga? Dajmy po trzy stówki. Obywatelu, masz kasę, nie marudź, głosuj na nas.
Problemy zostają. Utrzymanie dziecka ciągle pochłania krocie, tym bardziej że przez rozrzucanie pieniędzy z helikoptera rośnie inflacja. Węgiel w końcu przyjechał, ale nie taki, jak było trzeba. Wyprawka szkolna nadal drożeje.
Zamiast sfinansować posiłki dla dzieci w szkole, kupić centralnie partię podręczników, zadbać odpowiednio wcześniej o taką ilość węgla, która wystarczy dla wszystkich, PiS ciągle ma jedną receptę: damy kasę. Na co mi pieniądze, które nie załatwią sprawy?
Co ciekawe, tę kasę daje często nie tym, którzy faktycznie jej potrzebują. Zdaję sobie sprawę z tego, że są w Polsce rodziny, którym powinniśmy pomagać. Być może nawet finansowo. Ale dawanie komuś pieniędzy powinno być ostatnią linią pomocy, a nie pierwszą. Rodziny, które nie radzą sobie finansowo, powinniśmy najpierw wspierać "organizacyjnie".
Pomóc komuś znaleźć pracę, opiekę dla dzieci, nakarmić, odziać, być może obdzielić bonami, pomóc wyremontować dom, kupić opał. Sposobów jest mnóstwo. Dawanie do ręki pieniędzy powinno być na końcu listy.
Oczywiście są i takie rodziny, którym gotówka pomoże i będzie to pomoc skuteczna. Tylko ile ich jest? Na pewno nie wszystkie, a 500 czy 800 zł należy się wszystkim. Są takie rodziny, w których to 500 zł jest istotnym składnikiem domowego budżetu, są i takie, w których nikt by nie zauważył, że przestało przychodzić.
I żeby była jasność: każda partia, która obiecuje rozdawanie coraz większej ilości pieniędzy, zasługuje moim skromnym zdaniem na potępienie. Nie tak się rozwiązuje problemy państwa. Tak się napędza inflację, problemy zaś pozostają nierozwiązane. Na dodatek wszystko to robimy na kredyt.
Owszem, Polska na tle Europy nie jest krajem przesadnie zadłużonym. Ale prawdy nie znamy, bo rząd pożycza w naszym imieniu na boku i ukrywa prawdziwe zadłużenie. A ten rachunek trzeba będzie kiedyś zapłacić. Polacy mają gdzieś w głębokiej świadomości epokę Gierka, po której Polska ogłosiła niewypłacalność, a zaciągnięte wtedy długi spłaciliśmy dopiero 11 lat temu.
A może my tego nie wiemy?
Ze zdumieniem wyczytałem ostatnio, że 40 proc. Polaków nie zdaje sobie sprawy z tego, że hamowanie inflacji nie oznacza, że ceny spadną. Naprawdę. Sporo ludzi myśli, że jak inflacja zjedzie do poziomu na przykład 10 procent, to będziemy mniej płacić za zakupy. Kochani, to tak nie działa.
Ale politycy PiS tę narrację świadomie podkręcają, podrzucając fałszywe tezy społeczeństwu. I już naprawdę nie wiem, czy są aż tak cyniczni, czy słabo rozgarnięci. Jedno i drugie źle o nich świadczy.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
PS. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że Donald Tusk i KO zaproponowali, by 500+ podnieść do 800+ od razu. Postrzegam to raczej jako polityczną prowokację wyprowadzoną w szczękę PiS. Skuteczną zresztą, co widać po zapienieniu się polityków partii obecnie rządzącej. A obietnice wyborcze opozycji to temat na kolejną dyskusję.