Dość znamienny jest fakt, że w mediach społecznościowych, w których zazwyczaj fani Konfederacji i Sławomira Mentzena są dość aktywni, naprawdę trudno znaleźć głosy poparcia dla tego polityka. Przeważają dość jednoznaczne komentarze typu "Petru pozamiatał Mentzena". Czy ta teza da się obronić?
Media społecznościowe faktycznie nie pękają od pochwał dla polityka Konfederacji, szefa Nowej Nadziei (bo tak nazywa się partia Mentzena). Co więc działo się w studiu RFM FM, które zorganizowało debatę? Nazwano ją nawet debatą liberałów, po tym jak Ryszard Petru (planuje start do Senatu) wyzwał Sławomira Mentzena (chce być posłem) na pojedynek.
Faktem jest, że Ryszard Petru przyszedł do studia pewny siebie i dobrze przygotowany, Mentznenowi musiało wystarczyć dobre samopoczucie i niezachwiana wiara w swoje tezy.
Zaczęło się od pytań dziennikarzy (debatę prowadzili Krzysztof Berenda z RMF i Marek Tejchman z "Dziennika Gazety Prawnej") o 500+ i emerytury.
Zdaniem Mentzena 500+ nie należy waloryzować i poczekać, aż inflacja zje to świadczenie, bo jest bardzo szkodliwe. Dodał, że wskaźniki demograficzne są niższe, niż przed wprowadzeniem 500+. Z kolei Petru uznał, że należy wprowadzić próg dochodowy, żeby tylko osoby niezamożne otrzymywały to świadczenie.
– Dzisiaj 25 proc. pieniędzy z 500 plus trafia do 20 proc. najbogatszych Polaków – mówił były lider Nowoczesnej.
Obaj "liberałowie" mieli też inne podejście do wieku emerytalnego. Okazało się, że Ryszard Petru jest za jego zrównaniem, wiek emerytalny powinien być taki sam dla kobiet i mężczyzn i wynosić 62 lata. Petru chce jednak, aby finansowo motywować Polaków do pracowania dłużej. Za dodatkowy rok aktywności zawodowej przysługiwałoby 500 zł wyższej emerytury.
Z kolei Sławomir Mentzen uznał, że nie należy ruszać wieku emerytalnego.
– Natomiast trzeba zrobić wszystko, żeby Polacy trochę później przechodzili na emeryturę. Stąd moja propozycja, żeby emeryci byli traktowani tak jak studenci, żeby nie musieli płacić składek ZUS ani podatku dochodowego – mówił szef Nowej Nadziei.
Kolejnym punktem debaty miała być płaca minimalna. Mentzen przypomniał, że jeszcze w 2015 r. pobierało ją 1,3 mln Polaków, teraz 3 mln, w przyszłym roku 3,6 mln. Dodał, że powinna być zróżnicowana geograficznie i "w Warszawie powinna być inna niż w Lipnie". Petru także jest zwolennikiem takiego podejścia do sprawy. Dodał, najniższe wynagrodzenie powinno być liczone jako 40 proc. średniej płacy z danego regionu.
Potem dla Mentzena było już tylko gorzej. Na pytanie o sens wejścia do strefy euro, Petru odpowiedział jednoznacznie. Jest za.
– Jest to strefa, która gwarantuje bezpieczeństwo. Pytanie, czy wolimy mieć Glapińskiego, jako gwaranta bezpieczeństwa, czy panią Lagarde. Czy wolimy stabilność i niższą inflację jak w strefie euro, czy wyższą jak u nas? – pytał. Z kolei Mentzen kluczył. Mówił, że "strefa euro nigdy nie była optymalną strefą walutową". Dodał, że są kraje, które korzystają na wspólnej walucie i takie, które po jej przyjęciu miały problemy. Jednoznacznej deklaracji nie usłyszeliśmy.
Podobnie było podczas pytań, które zadawali sobie sami uczestnicy debaty. Petru pytał Mentzena o stosunek do ewentualnego "polexitu" i jak zagłosowałby Mentzen w referendum dotyczącym tej kwestii.
– UE, która zapewnia swobodę poruszania, przepływu kapitału, usług, osób jest świetnym rozwiązaniem – mówił polityk Konfederacji, ale odpowiedzi nie udzielił.
W kwestii państwowych spółek okazało się, że Petru jest za ich prywatyzacją, Mentzen nie bardzo. Wolałby je zachować, ale odpolitycznić. Obaj panowie zgodzili się za to co do kwestii likwidacji trzynastych i czternastych emerytur.
Petru pytał Mentzena, czy jego obietnica likwidacji ZUS jest realna. Okazało się, że... nie wiadomo.
– Mam slogan – żeby w Polsce było lepiej trzeba zlikwidować: PIT, CIT, ZUS, VAT, TVP, TVN, Platformę i PiS. To oczywiście żart, który większość ludzi rozumie. A wracając do ZUS, jest to oczywista piramida finansowa i dziwię się, że zarząd ZUS jeszcze nie siedzi z przepisów o oszustwie – perorował.
Jeszcze ciekawiej zrobiło się w ostatnim bloku debaty, gdy uczestnicy odpowiadali na pytania od słuchaczy i punktowali swoje tezy. Petru pytał Mentzena, w jaki sposób przestrzega praw pracowniczych w swojej firmie.
– Mam co roku kontrole z Państwowej Inspekcji Pracy i ta kontrola niczego nie znajduje. To znaczy, że wszystko robię bardzo legalnie. (...) Uważam, że pracownik i pracodawca to ludzie dorośli i państwo nie powinno się w to wtrącać – odparł szef Nowej Nadziei. Dodał też, że polskie prawo pracy ma rodowód komunistyczny i nie przystaje do obecnych realiów.
Petru nie odpuszczał. "Czy pan prowadzi firmę zgodnie z prawem?" – dopytywał.
– Nie da się w Polsce prowadzić firmy dokładnie zgodnie z prawem. Żadna firma nie prowadzi – odparł Mentzen.
– Czyli pan nie prowadzi zgodnie z prawem – naciskał były szef Nowoczesnej.
– Pan też nie prowadzi – odbił piłeczkę Mentzen i dodał, że "nie da się spełnić tych wszystkich przepisów". Potem panowie udowadniali sobie, który mniej legalnie prowadzi firmę, stanęło na kwestii posiadania radia w samochodzie.
Na koniec Mentzen tłumaczył, że PiS łupi Polaków. A on sam nie chce nic Polakom dawać, tylko mniej zabierać, "żeby sami wydawali na swoje własne cele, bo każdy jest panem swojego losu".
– A do tych wyborów nie idę, żeby usiąść do stolika z PiS-em i Platformą, ja chcę ten stolik przewrócić. I wtedy każdego pracującego Polaka będzie stać na dom, grill i dwa samochody – przypomniał swój slogan polityk Konfederacji.
– Pan mi przypomina Kukiza. Przestrzegam pana, że ostatecznie wyląduje pan jak Kukiz na kolanach Kaczyńskiego – ostrzegł go Petru.
Zaznaczam, że to moja subiektywna opinia. Ale w starciu dwóch polityków wyszło na jaw, że jeden jest starym wyjadaczem, wyrazistym i pewnym tego, co głosi. I był to Ryszard Petru. Mentzen znów okazał się politykiem wybitnie miałkim, bezbarwnym i stawiającym na puste hasła.
Jego żarty bawiły tylko jego, zaś bezbronność przy wymagających jednoznacznej deklaracji, ale prostych pytaniach, była żałosna. Być może ma inne poglądy, niż próbuje głosić?
Tylko które są prawdziwe?