INNPoland_avatar

Co się dzieje z polskimi owocami? Jak tak dalej pójdzie, plony zgniją na krzakach

Konrad Bagiński

07 lipca 2023, 09:43 · 3 minuty czytania
W Polsce szykuje się prawdziwy owocowy armagedon. Dzieje się coś dziwnego: wiele punktów skupu ich nie przyjmuje, a jeśli już, to ceny są bardzo niskie. Teraz alarm podnieśli plantatorzy porzeczek. Owoce są gotowe do zbioru, ale nikt nie chce ich skupować. Jeszcze chwila, a plony pójdą na śmietnik.


Co się dzieje z polskimi owocami? Jak tak dalej pójdzie, plony zgniją na krzakach

Konrad Bagiński
07 lipca 2023, 09:43 • 1 minuta czytania
W Polsce szykuje się prawdziwy owocowy armagedon. Dzieje się coś dziwnego: wiele punktów skupu ich nie przyjmuje, a jeśli już, to ceny są bardzo niskie. Teraz alarm podnieśli plantatorzy porzeczek. Owoce są gotowe do zbioru, ale nikt nie chce ich skupować. Jeszcze chwila, a plony pójdą na śmietnik.
Plantatorzy porzeczek alarmują: skupy nie przyjmują ich owoców. Bartlomiej Magierowski/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Serwis sadyogrody.pl pisze, że na Lubelszczyźnie żadne duże zakłady przetwórcze nie uruchomiły skupu porzeczki, w związku z czym plantatorzy porzeczki wstrzymują się ze zbiorem, choć porzeczka dojrzała już do zerwania z krzaków.


Plantatorzy są załamani. Zdaniem właściciela skupu owoców i właściciela 20 hektarowej plantacji porzeczek z gminy Wilkołazie k. Kraśnika, którego cytuje portal, brak skupu przez duże zakłady przetwórcze doprowadzi w przyszłym tygodniu do porzeczkowego dramatu.

– Porzeczka już dojrzała do zbioru, ale żadna duża tłocznia nie podejmuje skupu. Około soboty czy poniedziałku będzie dramat porzeczkowy – mówił w rozmowie z portalem. Serwis sadyogrody.pl podaje, że skup prowadzi kilka małych firm, które mrożą porzeczkę, ale ich moce zamrażalnicze są ograniczone – mogą kupić 20-30 ton dziennie.

Problem jest też z malinami

Od kilku dni w kraju wrze z powodu malin. Zwłaszcza branżowe media grzmią o dramacie plantatorów, o absurdalnie niskich cenach, o protestach, blokadach dróg i apelach do rządu o interwencję. A także o kryzysie z m.in. Ukrainą w tle, bo stamtąd dociera do nas najwięcej taniej maliny.

– Codziennie sprawdzamy, czy ktoś się nad tym pochyli, czy zareaguje. Nic! Najpierw było zboże, a teraz maliny – reaguje wzburzony plantator z Lubelszczyzny w rozmowie z Katarzyną Zuchowicz z naTemat.pl.

Inny dodaje, że sytuacja jest w tej chwili beznadziejna.

Malina na skupie kosztuje 3,50 zł, czyli poniżej jakichkolwiek kosztów produkcji. Owoców w ogóle nie opłaca się zbierać. Mnie w tym momencie nie stać nawet na pracowników do zbiorów – mówi.

Właściciele plantacji są wściekli. Można też wyczuć żal, że w mieście tego nie rozumieją.

– Osoba z miasta pójdzie do sklepu, zobaczy malinę w pojemniku 125 gramów za 10 zł i zaraz będzie wyliczać, ile taki plantator z tego ma i jeszcze narzeka.

– Miasto śmieje się z nas, że rolnik śpi, a mu rośnie. Ale to nie jest prawda. I to nie my zarabiamy, tylko ktoś po drodze – mówi jeden z rolników z okolic Kraśnika.

– W większości to chyba wina rządu. Słychać, że to rząd odpowiada za to, że maliny są sprowadzane spoza UE, głównie z Ukrainy i Mołdawii. My jesteśmy w UE, stosujemy pewne standardy i środki, które są dozwolone do stosowania na takich owocach. Na przykład w moim gospodarstwie są to środki ekologiczne, głównie drożdże, które są bezpieczne. A w przypadku importowanych nie wiemy, co dostajemy. Co później będzie wrzucane do jogurtów? Czy ktoś to bada – reaguje plantatorka z Lubelszczyzny.

Ostatnio cena za kilogram malin w sklepach to ok. 40 zł. Cena dla plantatorów w skupie to ok. 5 zł, ale ostatnio spadła do 3-3,50 zł. Żeby opłacało się zbierać owoce, cena powinna wynosić co najmniej 8-10 zł. Dla porównania w ubiegłym roku wynosiła 14-15 zł.