Premier Mateusz Morawiecki podpisał rozporządzenie o waloryzacji rent i emerytur. W 2024 roku mają wzrosnąć tyle, ile wyniesie inflacja. To minimum, do jakiego zobowiązany jest rząd. Do tego z każdej emerytury w podatkach i składkach do kasy państwa trafi jeszcze więcej pieniędzy niż obecnie.
Reklama.
Reklama.
Rozporządzenie o waloryzacji rent i emerytur na 2024 r. już z podpisem premiera Mateusza Morawieckiego. Świadczenia w marcu przyszłego roku mają wzrosnąć procentowo, a więc dokładnie tyle, ile wyniesie inflacja emerycka w całym 2023 r. Rząd zakłada, że będzie to 12,3 proc.
Władza z pewnością wykorzysta ten fakt walcząc o głosy wyborców, ale nie powie im już dwóch istotnych kwestii z tym związanych. Pierwsza jest bardziej oczywista – to fakt, że wysokawaloryzacja wynika z rekordowowysokiejdrożyzny, po prostu inflacjazjadanaszepieniądze.
Druga już mniej powszechna – to fakt, że z każdej emerytury rząd sporo skubnie do kasy państwa, bo w niej jest coraz mniej pieniędzy (przez wszelkie rządowe programy wyprowadzane do funduszy poza budżetem, o czym wspominał w "Rozmowie tygodnia" dr Sławomir Dudek). Co to konkretnie oznacza dla portfeli emerytów?
Zachęcamy do subskrybowania nowego kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ. A wkrótce jeszcze więcej świeżynek ze świata biznesu, finansów i technologii. Stay tuned!
Więcej, czyli mniej. Tak wyglądają podwyżki za rządów PiS
Rząd Prawa i Sprawiedliwości już w 2022 r. wprowadził Polski Ład, czyli rewolucjępodatkową, którą szybko trzeba było nowelizować, bo była niewypałem.
Wracając jednak do emerytur – 12,3 proc. to niezbędne, ustawowe minimum (dokładny wskaźnik poznamy na początku 2024 r., gdy GUS poda dane o średniorocznejinflacji za cały 2023 r.). Jednak już widać gołym okiem, że kasy w budżecie państwa jest coraz mniej, bo nawet PiS staje się coraz bardziej ostrożny w rozdawnictwie, a emerytury wzrosną dopiero po wyborach.
Warto być jednak czujnym. Właśnie w ramach Polskiego Ładu rząd wprowadził 9-procentową składkę zdrowotną, naliczaną na szytwno od każdej pensji, ale i każdej emerytury. To ona sprawia, że najniższa emerytura, wypłacana w kwocie 1588,44 zł brutto, to netto, czyli na rękę 1445,48 zł.
Matematyka jest prosta 1588,44 - 9% = 1445,48. A więc oznacza to, że jeśli emerytura w marcu 2024 r. wzrośnie o 12,3 proc. (a może być to mniejsza kwota, jeśli średnioroczna inflacja będzie niższa), to podstawa do wypłaty rośnie tak: 1588,44 + 12,3% = 1783,82.
Jednak te osoby, które dostają najniższą emeryturę, otrzymają na rękę 1623,28 zł (kwota brutto minus składka zdrowotna). Wzrost wyniesie 177,80 zł miesięcznie. Państwo zabierze resztę.
Kwota wolna obniżana waloryzacją, trzynastkami i czternastkami
Waloryzacjaoinflację to konieczność, każdy rząd, nieważne kto jest u władzy, musi taką waloryzację przeprowadzić. Jednak obecne rekordowe wzrosty – raz jeszcze to podkreślmy – wynikają wyłącznie z rekordowej inflacji.
To jednak nie wszystko, emeryci tracą, bo... zyskują. Rząd w ramach PolskiegoŁadu postanowił, że dla emerytów kwota wolna od podatku to będzie 30 tysięcy złotych brutto rocznie.
To przekłada się na 2500 zł brutto miesięcznie. Jednak łatwo wypaść z tej kwoty, bo przy takiej emeryturze "trzynastka" i "czternastka", czyli obecnie dwa razy po 1588,44 zł brutto sprawiają, że emeryci zapłacą nie tylko składkęzdrowotną, ale również zaliczkę na podatek PIT, a więc na rękę dostaną jeszcze mniej.
2500 zł brutto to 2275 zł na rękę. Teraz państwo zabiera 225 zł, ale po waloryzacji 12,3 proc. zabierze już blisko 300 zł każdego miesiąca. Im wyższa emerytura, tym więcej trzeba oddać do kasy państwa w ramach składek i podatków.
Przy założeniu, że w przyszłym roku inflacja wciąż będzie wysoka (co zakłada nawet NBP), waloryzacja o inflację z roku poprzedniego, bo tak to działa, może nie wystarczyć, by na emeryturze spokojnie związać koniec z końcem od pierwszego do pierwszego.