INNPoland_avatar

Natalia Janoszek to pikuś. Oto biznesmen, który udawał miliardera, by trafić na listę Forbesa

Konrad Bagiński

05 sierpnia 2023, 07:06 · 5 minut czytania
Przypadek polskiej aktorki bądź celebrytki, która zmyśliła praktycznie całą swą karierę, nie jest odosobniony. Są też ludzie dysponujący setkami tysięcy (bądź co najwyżej milionami), chcą uchodzić za miliarderów. Ot, choćby ten biznesmen, który pragnął, by trafić na listę najbogatszych wg Forbesa. Fałszował nawet zdjęcia z drogimi samochodami.


Natalia Janoszek to pikuś. Oto biznesmen, który udawał miliardera, by trafić na listę Forbesa

Konrad Bagiński
05 sierpnia 2023, 07:06 • 1 minuta czytania
Przypadek polskiej aktorki bądź celebrytki, która zmyśliła praktycznie całą swą karierę, nie jest odosobniony. Są też ludzie dysponujący setkami tysięcy (bądź co najwyżej milionami), chcą uchodzić za miliarderów. Ot, choćby ten biznesmen, który pragnął, by trafić na listę najbogatszych wg Forbesa. Fałszował nawet zdjęcia z drogimi samochodami.
Takie zdjęcie Calvin Lo rozsyłał mediom, gdy twierdził, że rozważa inwestycję w zespół F1 mat.pras.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Jeden z najdziwniejszych takich przypadków opisuje międzynarodowa redakcja Forbesa. Międzynarodowa, bo do wykrycia szwindlu potrzebna była praca wielu osób.


Ten tajemniczy biznesmen od lat przedstawia się jako podróżujący po świecie miliarder, finansista i filantrop ze światowej klasy kolekcją wina i szampana, domami na trzech kontynentach, flotą egzotycznych supersamochodów, inwestycjami w pięciogwiazdkowy hotel i zespół F1. Świetna historia – ale to (głównie) fikcja.

Calvin bardzo chce być uznany za bogacza

Jak pisze Forbes, w zeszłym roku Calvin Lo zaprosił redaktora tego medium do wystawnego biura w Hong Kongu. Biura należącego do jego rodzinnej firmy maklerskiej zajmującej się ubezpieczeniami na życie, R.E. Lee International. Oświadczył, że chciałby dostarczyć Forbesowi dodatkową dokumentację swojego majątku, aby mógł zostać wpisany na listę najbogatszych ludzi świata.

Jak się okazało, była to jedna z zagrywek Lo, który już wielokrotnie i dość obsesyjnie próbował dostać się na listę największych światowych miliarderów. Robił to przynajmniej od 2020 roku, wysyłając do przedstawicieli Forbesa swoich emisariuszy.

Ci przedstawiali go jako "najbardziej tajemniczego filantropa–miliardera" oraz "najbardziej prywatnego i nieuchwytnego inwestora–miliardera na świecie". Prezentowali taże fikcyjne dokumenty, niektóre opatrzone pieczęciami "PRYWATNE" i "POUFNE", które rzekomo ręczyły za jego reputację i bogactwo.

Forbes opisuje, że na początku nie traktowano tego poważnie, bo "co roku zaskakująca liczba osób próbuje sfałszować swoje miejsce na naszej liście miliarderów". Co więcej: Forbes ma w Hong Kongu sześcioosobowe biuro, które nie słyszało o Calvinie Lo i uważało, że zarabianie miliardów na odsprzedaży polis ubezpieczeniowych nie jest możliwe.

Prawie mu się udało

Ale Lo naciskał. Poza tym udało mu się zainfekować zainteresowaniem swoją osobą inne media. W tym bardzo poważne. Forbes wylicza, że BBC, CNBC, Daily Express, Daily Mirror, Financial Times, The Independent, Nikkei Asia, Reuters i South China Morning Post nazywały Calvina Lo miliarderem i publikowały jego "poglądy na wszystko", od szamanizmu po kryptowaluty.

Co więcej, wiele mediów powoływało się na Forbesa jako źródło informacji o Lo. Doszło do tego, że dziennikarze Forbesa wyczytali, iż biznesmen znajduje się na... liście miliarderów Forbesa. Jak to możliwe? A tak, że Calvin Lo wykupił płatny artykuł reklamowy i sam się w nim tak nazwał.

Dziennikarze nie zamierzali tego tak zostawić i zainicjowali prawie roczne dochodzenie, podczas którego przeorali setki dokumentów, przepytali dziesiątki osób z różnych krajów i skrupulatnie oddzielili fakty o Lo (nieliczne) od fikcji (obszernej).

Lo przedstawiał się jako CEO i właściciel R.E. Lee International, "największego na świecie brokera ubezpieczeń na życie" ze składkami w wysokości około 1 miliarda dolarów, założyciel R.E. Lee Capital, zarządzający aktywami z aktywami o wartości od 8 do 10 miliardów dolarów.

Twierdził, że kształcił się na Harvardzie, że zapłacił 1,2 miliarda pięciogwiazdkowy hotel Mandarin Oriental w Tajpej na Tajwanie. Pisał, że założył fundację charytatywną o wartości 250 milionów dolarów, że ma 6 domów na całym świecie. I wisienka na torcie: miał mieć udziały w legendarnym zespole wyścigowym Formuły 1 (Williams) oraz wartą 250 mln dolarów kolekcję win i szampanów.

Jeszcze kilka miesięcy (w grudniu 2022) temu twierdził, że jest zainteresowany założeniem własnego zespołu F1. Pisało o tym choćby BBC Sport. "Lo, którego osobisty majątek szacuje Forbes na 1,7 miliarda dolarów, powiedział, że jest fanem F1, ale jego ambicje w tym sporcie są "czysto finansowe" i nie byłby zaangażowany w codzienne kierowanie zespołem, który by założył" – pisał znany z dbałości o fakty portal.

Lo miał podjąć decyzję w ciągu miesiąca, dwóch. Nie podjął i chyba wiemy, co stanęło mu na przeszkodzie. Aby założyć zespół w F1, trzeba wyłożyć minimum 200 mln dolarów. A poza tym zdobył to, co chciał: uwagę mediów i wzmiankę, że jego fortuna jest warta 1,7 mld dolarów.

Fejk fejka fejkiem pogania

Jak pisze Forbes, Calvin Lo nie ma udziałów w Williamsie, nie ma hotelu, domy należą albo do jego rodziców, albo do innych osób. Harvard Business School nie słyszał o takim studencie, część jego firm i fundacji nie istnieje. Ta właściwa jest warta o wiele mniej, niż twierdzi Lo.

Calvin Lo posunął się nawet do fałszowania zdjęć. Dziennikarze odkryli, że jego fotografia z wartym ponad 2 mln dolarów autem Pagani Huayra Tempesta to ściema. Zdjęcie zrobiono podczas aukcji samochodu, a postać Lo została do niego doklejona w programie graficznym.

Kim więc jest Calvin Lo?

Lo jest faktycznie dyrektorem generalnym R.E. Lee International. To broker ubezpieczeń na życie z siedzibą w Hongkongu. Mama Calvina Lo, Regina Lee, pracowała w domu maklerskim na początku działalności i ostatecznie kupiła firmę w 2015 roku. "Możliwe, że w końcu przekazała cały biznes Lo", spekuluje Forbes.

Według sędziego, który nadzorował rozwód Lo w 2014 roku, "Matka przygotowywała go na wysoko postawionego maklera inwestycyjnego, prowadzącego styl życia, na który wyraźnie nie było go stać ze swoją pensją". To ona dawała mu pieniądze, za które kupił sobie Lamborghini i udekorował apartament.

Była żona Lo, która zmarła na raka w 2020 roku w wieku 40 lat mówiła podczas rozwodu, że Calvin kłamał na temat wykształcenia, doświadczenia zawodowego, a nawet wieku. Jak ustalił Forbes, Calvin Lo w różnych dokumentach miał różne daty urodzenia, od roku 1971 do 1977. Również podczas rozwodu 9 lat temu, sąd oszacował wartość majątku Calvina Lo na... 3,6 mln dolarów.

Oczywiście nie ma wątpliwości, że rodzina Lo jest bogata, ale ich majątek wynosi łącznie mniej niż 200 milionów dolarów. A to nie daje im miejsca na liście najbogatszych światowych miliarderów. Są milionerami.

Przypadek dziwacznych, zahaczających wręcz o psychologiczną patologię, wysiłków Calvina Lo z Hongkongu, by dostać się na listę miliarderów Forbesa, jest jednak jednym z wielu.

Do najsłynniejszych biznesowych ściemniaczy należy także... Donald Trump. Wielokrotnie chwalił się posiadanym majątkiem, przekonując, że jest o wiele bogatszy, niż jest. Owszem, Trump jest człowiekiem bardzo zamożnym. Nikt nie wie jednak, ile dokładnie ma. Jego majątek jest szacowany na ok. 2,5 miliarda dolarów. Ludzi z takimi pieniędzmi w samych Stanach jest kilkuset. Forbes do grona biznesowych ściemniaczy zalicza też np. Kylie Jenner, celebrytkę, która udaje bardziej bogatą, niż w rzeczywistości jest.

Podobne historie mieliśmy w Polsce

Ostatnie afery z aktorką Natalią Janoszek czy z Caroline Derpienski, które – jak wszystko na to wskazuje – ściemniają na temat swojej kariery i przeszłości, nie są w Polsce nowością. Mieliśmy już tajemniczego inwestora z Kataru, który miał kupić Stocznię Gdańską.

Inwestorzy z półwyspu arabskiego mieli zainwestować a to w Stocznię Szczecińską, a to Stocznię Gdańską. Ówczesny minister skarbu Aleksander Grad przekonywał, że szejkowie wpompują miliardy dolarów w nasz przemysł. Tymczasem skończyło się na niczym. Tak jak stocznie miały problemy, tak mają je dalej. A petrodolary są wydawane w innych państwach świata.

Mieliśmy też domniemanego kambodżańskiego biznesmena Vanna Ly, który miał kupić Wisłę Kraków. Podobne historie zdarzają się niemal cały czas. I nie tylko w Polsce, a weryfikacja słów ludzi, którzy chcieliby być bardziej znani, bardziej bogaci i piękni, jest sprawą czasochłonną i skomplikowaną.