INNPoland_avatar

Włosi stosują te sztuczki od lat. Jak uniknąć niespodzianek w restauracji? [PORADNIK]

Sebastian Luc-Lepianka

11 sierpnia 2023, 14:09 · 3 minuty czytania
W Polsce wiele mówi się o paragonach grozy. Nie wszyscy jednak wiedzą, jak takie rachunki wyglądają we Włoszech, szczególnie te z restauracji. Tam można naciąć się na wiele dodatkowych opłat. Co to za opłaty i jak ich uniknąć? Podpowiadamy.


Włosi stosują te sztuczki od lat. Jak uniknąć niespodzianek w restauracji? [PORADNIK]

Sebastian Luc-Lepianka
11 sierpnia 2023, 14:09 • 1 minuta czytania
W Polsce wiele mówi się o paragonach grozy. Nie wszyscy jednak wiedzą, jak takie rachunki wyglądają we Włoszech, szczególnie te z restauracji. Tam można naciąć się na wiele dodatkowych opłat. Co to za opłaty i jak ich uniknąć? Podpowiadamy.
Czym jest coperto? Fot. Mateusz Grochocki/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Chodzi o dodatkowe dopłaty, o których istnieniu wielu odwiedzających nie jest świadomych. Włoskie media rozpisują się teraz o historii w jednym z lokali w regionie Ligurii, gdzie matka musiała zapłacić 2 euro za dodatkowy talerz dla dziecka. Dlaczego takie tricki działają i jak ich unikać? Podzielę się z wami osobistymi doświadczeniami z wakacji.


Dlaczego we Włoszech są takie absurdy?

W przytoczonej historii matka zamówiła danie z pesto za 18 euro. Chciała podzielić się makaronem z trzyletnią córką i poprosiła o kolejny talerz. Ten otrzymała, a na rachunku pojawiła się dodatkowa opłata opisana jako "talerzyk do podzielenia porcji". Oburzona kobieta opublikowała paragon w sieci, a restauracja broni się, że klienci są informowani, o możliwości naliczania dodatkowych opłat. 

O tej sytuacji i o kuriozalnej opłacie za krojenie tosta pisaliśmy już na INNPoland. Opisywane zjawisko nazywa się "coperto" i we Włoszech nie jest niczym dziwnym.

Co to jest coperto?

Jeśli mam być szczery, w obu przypadkach turystom się… poszczęściło. Bo opłaty potrafią być gorsze, szczególnie w miejscowościach o dużej aktywności turystycznej, jak Rzym albo Wenecja. I nawet nie chodzi tylko o zawyżanie cen. Opłaty dodatkowe, nazywane coperto (czyli nakrycie), potrafią być wlepiane za niemal… wszystko. 

Dodatkowe ściereczki? Coperto. Poprosisz o wodę do picia? Coperto. Wybierzesz atrakcyjne miejsce z widokiem? I tak dalej.

Takie rachunki nagle mogą powiększyć nasz rachunek o kilkadziesiąt euro. Turyści przyzwyczajeni do wygód i pewnych standardów w innych krajach regularnie wpadają w tę pułapkę. Średnia cena coperto to 1-2 euro, ale są i 5 euro czy nawet 10 euro. Można przyjąć zasadę "na oko", że im bardziej turystycznie oblegane miejsce, tym bardziej zawyżone będą opłaty za "nakrycie".

W dobrych restauracjach w cenę jednego coperto wchodzi dosłownie całe nakrycie stołu - jak obrus i pieczywo - ale inne potrafią to rozdrabniać, jak widzimy na przykładzie historii tosta i pesto. 

Coperto nie należy mylić z napiwkiem, czyli servizio. Ten zawsze wędruje do kieszeni obsługi (zwykle wynosi 10 proc. rachunku), podczas kiedy za coperto jest normalnie rozliczane fiskalnie. 

Jak uniknąć coperto?

Jak można go uniknąć na wypoczynku we Włoszech? Zawsze warto zapytać, co dokładnie wchodzi w zakres usługi. Czasem całkowicie jej nie ominiemy, ale możemy zawsze uwolnić się od pułapek dla turystów. Cenniki powinny być widoczne, ale jeśli tak nie jest, a w okolicy nie wisi znak "no coperto", należy być dociekliwym.

Coperto nie dotyczy dań branych na wynos. Może za to być naliczone, jeśli po zamówieniu kawy z ekspresu postanowimy gdzieś usiąść. Dlatego małą czarną w kraju Da Vinci lepiej pić przy barze. 

Uwaga na przepisy prawne

Przy zabieraniu posiłku na wynos należy jeszcze uważać na... przepisy prawne. Od 2020 roku Włochy zaostrzyły przepisy dotyczące takiego spożywania posiłków, a te też różnią się od miasta do miasta - nie wolno spożywać posiłków na schodach w Rzymie, a w Wenecji za jedzenie stojąc w miejscu albo siedząc, gdziekolwiek, zapłacimy nawet 200 euro.

Dostępne są jedynie publiczne ławki, a chociaż o nie jest łatwo w miejscach turystycznych, spacer nie powinien zająć wiele. Och, jakby co - można, jeść idąc.

Z kolei we Florencji taki numer już nie przejdzie - ale tylko w określonych porach dnia! Chodzi o godziny szczytu. Od reguł i zasad może rozboleć głowa, ale warto je znać, bo mandaty wahają się w granicach 200-500 euro. Można do tematu podejść na sposób zdroworozsądkowy. Jeśli nie przeszkadzasz innym w ruchu ulicznym, nie wciskasz się z jedzeniem w tłum i siadasz w parku, prawdopodobnie nic ci nie grozi. Warto jednak zawsze sprawdzić przepisy danego miasta. Przynajmniej dwa razy.

Zwracajcie uwagę na miejscowych

Z własnych doświadczeń, oprócz jedzenia na wynos, polecam rozglądanie się za restauracjami, w których stołują się miejscowi, a nie turyści. 

W ten sposób uniknęliśmy z żoną coperto przez cały kilkudniowy pobyt w Wenecji, która słynie jako potwornie drogie miasto, gdzie nawet za szklankę wody można dostać rachunek 10 euro. Wystarczyło zejść na chwilę głównych szlaków turystycznych i chwilę się rozejrzeć, a mogliśmy w miłej atmosferze zjeść posiłek bez martwienia się o dodatkowe opłaty.

Właściciel lokalu, kiedy go zapytałem o coperto, był nawet zdumiony. Oprócz tego dodatkową zaletą był kameralny urok i wolność od tłumów.

Nie tylko Włochy

Na pewne niespodzianki dla turystów warto też zwracać uwagę w innych krajach. O sytuacji w Barcelonie pisała Maria Glinka.

Czytaj także: https://innpoland.pl/197149,coraz-wiecej-restauracji-nie-chce-obslugiwac-singli-w-tym-kraju-to-plaga