Polska stała się drugim graczem na rynku miodu w Unii Europejskiej (UE), tuż po tym jak dołączyła do wspólnoty. Obecnie średnia wieku pszczelarza w Polsce to 55 lat, a młodzi nie garną się do tej pracy. Wszyscy, którzy zostali na rynku, mają poważny problem.
Wszystko zmieniło się po wybuchu pandemii COVID-19. – Teraz nadeszły ciężkie czasy i trudno przewidzieć, kiedy się skończą – przyznał w rozmowie z money.pl Michał Lewandowski, który ma pasiekę z 300 ulami.
Uskarża się na masowy import taniego miodu z innych państw, głównie z Chin. To z kolei ma wpływ na ceny miodu w skupie. W ubiegłym roku kilogram miodu rzepakowego kosztował 17-18 zł, a obecnie – 11 zł.
Kilogram miodu z Ukrainy kosztuje 2,5 euro, a z Chin – 1,5 euro. Efekt może być tylko jeden – miód zagraniczny wypiera obecnie miód polski.
Warto jednak uważać, co się kupuje za niewielkie pieniądze, ponieważ można się naciąć. Tym bardziej, że miód zagraniczny zupełnie nie oddaje smaku polskiego miodu. Chodzi przede wszystkim o jakość.
– Wątpliwości budziło aż 74 proc. próbek miodu chińskiego – przyznaje prof. Zbigniew Kołtowski, pracownik naukowy Instytutu Ogrodnictwa i wiceprezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego.
Tymczasem skład prawdziwego miodu to 80 proc. cukrów i maksymalnie 20 proc. wody. Produkty z zagranicy nie zawsze spełniają te wymogi.
Problem pszczelarzy polega na tym, że w międzyczasie mocno zdrożała energia, paliwo, cukier. Ten biznes mija się z celem - ocenił Lewandowski.
W bardzo trudnej sytuacji są pszczelarze, którzy zaciągnęli kredyty na budowę pracowni pszczelarskiej – niektórzy zaciągnęli się nawet na 1 mln zł.
Poza tym coraz mniej osób jest zainteresowanych zakupem miodu. Jedna rodzina pszczelarzy, z którą rozmawiał portal money.pl, nie podniosła cen, a i tak nikt nie chce kupować miodu. Ich zdaniem odpowiedź na ten brak zainteresowania jest prosta – ludzie nie mają pieniędzy.
Pszczelarzy dociskają też rachunki. Jeden z nich musi zapłacić za energię elektryczną 1,6 tys. zł.
Co należy zrobić w tej sytuacji? Pszczelarze zaproponowali Ministerstwu Rolnictwa i Rozwoju Wsi interwencyjny skup miodu. Jednak na razie, jak przekonuje profesor, "nie ma odzewu".
To nie pierwszy raz, kiedy Polska ma problem z napływem produktów zza granicy. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, wiosną rolnicy uskarżali się, że Polskę zalewa ukraińskie zboże.
Wszystko przez to, że mieliśmy być tylko krajem tranzytowym dla zboża z Ukrainy, ale szybko staliśmy się jego odbiorcą. Tracili na tym rolnicy, ale też konsumenci – zboża nie docierały do ubogich krajów Afryki i Azji.