Pewien polski użytkownik Facebooka podzielił się ze światem historią, która wydaje się kompletnie nieprawdopodobna. Okazuje się, że na jego koncie w mBanku pojawiło się zadłużenie w kwocie... dwóch milionów złotych. Mężczyzna wini bank, który miał zająć należność kogoś zupełnie innego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wchodzę na konto mbanku, a tam dług w wysokości 2 milionów. Ja, przeciętny młody obywatel, 21 letni pracownik firmy zajmującej się wentylacją i klimatyzacją mam dług w wysokości prawie 2 milionów złotych. Pierwsza myśl - sprawdzam sygnaturę egzekucyjną i dzwonię do Urzędu Skarbowego" – pisze pan Karol na Facebooku (pisownia oryginalna).
Z jego relacji wynika, że faktycznie chodziło o należność, którą ściąga jeden z urzędów skarbowych. Ale nie od niego, ale od kogoś zupełnie innego, z innymi personaliami, mieszkającego gdzie indziej.
"Okazało się, że zadłużenie nie jest moje, a US, który zablokował te środki znajduje się w Żarach - 500km od miejsca, w którym mieszkam i żyje. Pani, która odebrała ten telefon oznajmiła, że dług o tej sygnaturze wystawiony jest na zupełnie inną osobę, a ja nawet nie widnieje w ich rejestrze, więc błąd leży po stronie banku. A dokładnie mBank Polska" – pisze pan Karol (pisownia oryginalna).
Sytuacja wydaje się nieprawdopodobna, zapytaliśmy już biuro prasowe mBanku o tę sprawę. Dostaliśmy jedynie enigmatyczną odpowiedź. "Nie udzielamy informacji w sprawach klientów. Obowiązuje nas tajemnica bankowa" – odpisał mBank poproszony o komentarz.
Na szersze wyjaśnienia czeka też pan Karol, który – jak wynika z jego relacji – wpadł w sytuację jak z "Paragrafu 22".
Co może zrobić pan Karol? Niewiele
Pisze, iż w placówce mBanku dowiedział się, że obciążenie nie zostanie zdjęte z jego konta. I nie ma znaczenia, że nakaz zapłaty został wystawiony nie na niego, bo liczy się, że to jego konto zostało zajęte.
Mężczyzna relacjonuje, że policja odmówiła przyjęcia zgłoszenia i skierowała go do prokuratury. Próbował też sił w Urzędzie Skarbowym w Żarach, skąd pochodzi rzeczywisty dłużnik skarbówki.
Tam jednak zażądano od niego oficjalnego pisma z prośbą o wystawienie zaświadczenia, że nie ma długu. To oczywiście potrwa. Finalnie mężczyzna ma zablokowane konto. Pieniądze, które na nie trafią, zostaną skierowane na spłatę nieistniejącego długu. Nowego nie założy, bo i tak zostanie zajęte. Wychodzi na to, że panu Karolowi nikt nie jest w stanie pomóc.
Banki się mylą
Kilka miesięcy temu opisywaliśmy równie absurdalną historię. Bank błędnie zaraportował do Biura Informacji Kredytowej (BIK) dane dotyczące wakacjikredytowych, przez co klient nie dostał rat na sprzęt elektroniczny. O sprawie informował wtedy portal money.pl.
O sprawie w rozmowie z portalem zaalarmował Łukasz Białkowski, ekspert oddłużeniowy, którego dotknął ten problem. – Każdy bank regularnie raportuje do BIK o stanie zadłużenia klienta. Problem polega na tym, że ustawowe wakacje kredytowe zaraportowano jako zaległość w spłacie, a tak nie powinno być – powiedział.
Ten "błąd" poskutkował obniżeniem oceny punktowej w BIK, z której to korzystają udzielający rat, pożyczek czy kredytów, by ocenić zdolność kredytową.
Można mieć od 1 do 100 punktów. Scoring kredytowy pana Łukasza, po skorzystaniu z rządowych wakacji kredytowych i zaraportowaniu ich jako zaległości, spadł z ponad 90 do nieco powyżej 60 punktów.