INNPoland_avatar

Czesi walą do nas drzwiami i oknami. Mają jeden cel: zatankować, ile się da

Konrad Bagiński

21 września 2023, 13:06 · 3 minuty czytania
Średnia cena benzyny w Czechach to 7,60 zł za litr. W Polsce? 6,13 zł za litr. Nie ma się co dziwić Czechom, że tłumnie jeżdżą do Polski, skoro za cenę 4 litrów u siebie, mają 5 litrów u nas. Pytanie tylko jak to się dla nas skończy. Podobny numer z tanim paliwem zrobili niedawno Węgrzy. Mieli paliwo tanie jak barszcz, teraz płacą prawie 8 złotych za litr...


Czesi walą do nas drzwiami i oknami. Mają jeden cel: zatankować, ile się da

Konrad Bagiński
21 września 2023, 13:06 • 1 minuta czytania
Średnia cena benzyny w Czechach to 7,60 zł za litr. W Polsce? 6,13 zł za litr. Nie ma się co dziwić Czechom, że tłumnie jeżdżą do Polski, skoro za cenę 4 litrów u siebie, mają 5 litrów u nas. Pytanie tylko jak to się dla nas skończy. Podobny numer z tanim paliwem zrobili niedawno Węgrzy. Mieli paliwo tanie jak barszcz, teraz płacą prawie 8 złotych za litr...
To, że większość tankujących aut jest na czeskich blachach, nikogo na przygranicznych stacjach nie dziwi Marcin Rutkiewicz/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

– Czyste szaleństwo. Czesi wykupują wszystko – mówi money.pl Julia Adamiak, która pracuje na Orlenie przy polsko-czeskiej granicy w Kudowie-Zdroju. Tanie paliwa w Polsce przyciągają naszych południowych sąsiadów. money.pl sprawdziło, jakie są ceny na polskich stacjach przy granicy z Czechami.


Okazuje się, że najtaniej płaci się na Orlenie: benzyna 95 kosztowała w środę 6,07 zł, a litr diesla 6,02 zł. Inne stacje w mieście były o kilka, kilkanaście groszy droższe. Jeden ze spotkanych Czechów przyznał dziennikarzom, że "tylko szaleniec lub bogaty człowiek nie zdecydowałby się u was tankować". Inny na stację jechał 50 km, ale i tak mu się to opłaciło.

Skąd to szaleństwo?

W zasadzie nie ma już wątpliwości, że ceny paliw w Polsce są... za niskie. Większość analityków podejrzewa, że Orlen sztucznie obniża ich wysokość przed wyborami. Ale po co? Z kilku powodów.

Podwyżki cen paliw przed wyborami byłyby źle odebrane przez społeczeństwo. I to nie tylko przez właścicieli osobówek. Drogie paliwo to drogi transport, a przecież transport w Polsce opiera się na pojazdach spalinowych.

Drugi powód to inflacja. Rząd i NBP pod wodzą Adama Glapińskiego z jednej strony bagatelizują inflację. Ministrowie co rusz twierdzą, że ceny przecież wcale tak szybko nie rosną. Z drugiej walka z inflacją idzie jak po grudzie. Dość powiedzieć, że w tej chwili wyższą inflację w Unii Europejskiej mają tylko Węgrzy.

Władza robi więc wszystko, by tuż przed wyborami móc się pochwalić, że inflacja w końcu spadła poniżej 10 procent. To i tak będzie wyjątkowo wysoki wskaźnik na tle reszty Europy, ale padnie w końcu jakaś psychologiczna bariera.

A że Orlen ma w Polsce prawie monopol na hurtowy handel paliwami (kontroluje 65 proc. tego rynku), to sztuczne i nierynkowe obniżanie cen tych paliw jest możliwe.

Zauważmy, że ostatnio Orlen praktycznie codziennie obniża hurtowe ceny paliw. Ostatnia obniżka miała miejsce dzisiaj. Poprzednia była wczoraj. Dziś paliwo staniało o 2 złote na 1000 litrów, czyli 0,2 grosza na litrze. Niewiele, ale w dużej skali może przynieść jakiś efekt.

Z szybkiej analizy wynika, że paliwo w hurcie jest dziś już tańsze niż w lutym 2022 roku. Ale te ceny nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości, bo na świecie ropa drożeje. I drożeją też paliwa u naszych sąsiadów. Ci sprytniejsi i mieszkający blisko granicy mają więc swoje paliwowe eldorado.

Polak, Węgier, dwa bratanki?

Pamiętacie, co zrobił węgierski rząd w 2022 roku? Sztucznie ustalił urzędową, niską cenę paliwa. W ten sposób oparł cały rynek paliw na swoim państwowym koncernie MOL. Innym po prostu nie opłacało się sprowadzać paliw z zagranicy, bo musiałyby dokładać do interesu.

Identycznie dzieje się już w Polsce. Innym firmom niż Orlen już nie opłaca się sprzedawać paliw. Cierpią na tym zarówno firmy, które importowały pozostałe 35 proc. paliw do sprzedaży hurtowej, jak i ich klienci. To nie tylko stacje paliw, ale i duże firmy transportowe, którym zaczyna brakować ropy i benzyny, które są głównym kosztem w ich działalności.

Na Węgrzech doprowadziło to do sytuacji, w której na rynku po prostu zabrakło paliwa. Postawiony pod ścianą węgierski rząd w ciągu jednego grudniowego wieczoru zniósł limit cen na paliwa.

Efekt był taki, że w kilkadziesiąt minut benzyna na stacjach zdrożała z odpowiednika ówczesnych 5,52 zł do ponad 7,40 zł na litrze. Dziś jest po 7,94 zł. Wszystkie aktualne dane w tekście podajemy w przeliczeniu na złotówki i opierając się na tabelach firmy e-petrol.pl.

Obecnie średnia cena benzyny w Czechach to 7,60 zł za litr, Słowacji 7,86 zł. W Polsce zaledwie 6,13 zł za litr. Różnicę widać gołym okiem. A jaki może być efekt?

Cóż, cena paliwa może zostać urealniona już w dzień po wyborach. Ile wtedy będziemy płacić? Może kilka, może kilkanaście groszy mniej niż Czesi czy Słowacy. A jednocześnie dramatycznie podskoczy wskaźnik inflacji. Skąd to wiemy? Bo tak właśnie stało się na Węgrzech!

U nich inflacja i tak była już bardzo wysoka i jeszcze skoczyła do góry, przebijając magiczną barierę 25 procent. Do dziś Węgrom udało się ją zbić do zaledwie nieco poniżej 20 procent. Czy taką przyszłość szykują nam Obajtek z Glapińskim i resztą ferajny? Dowiemy się po wyborach.