Nie jedz włoskiego makaronu, jedz polski, bo jest lepszy – mówi wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski. Właśnie po raz kolejny udowodnił, że nawet tak mało wymagające stanowisko jest dla niego o wiele za wysokie. Kowalski za pomocą zlepku fejków i zwykłych bzdur próbuje walczyć... z włoskim makaronem. Ach, gdyby tak odczepił się od tego, co ludzie jedzą i zajął czymś pożytecznym...?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zapewne większość z was zdaje sobie sprawę z dość mizernych kompetencji posła Janusza Kowalskiego. Jest on też – jak możecie nie pamiętać – wiceministrem rolnictwa. To, że wiceminister rolnictwa nie potrafił kiedyś poprawnie nazwać różnych rodzajów zbóż, to według mnie pestka. Też bym nie potrafił.
Ale to nie był jedyny popis jego niewiedzy. Kowalski, od kiedy został wiceministrem, dużo mówi o polskiej żywności. Że jest dobra, że warto zostawiać pieniądze u polskich producentów, w polskich sklepach.
W sumie wypowiada na ten temat bardzo dużo słów, z których zlepić da się tylko tyle, ile zawarłem zdanie wcześniej. Ale teraz zabłysnął jak chrząstka w salcesonie.
Otóż Kowalski wyprodukował sobie grafikę ze swoją podobizną na dole i porównaniem polskiego i włoskiego makaronu na górze. I to jest tak komiczne i głupie, że musiałem się tym z wami podzielić. Otóż Kowalski argumentuje, że polski makaron jest lepszy od włoskiego. Ok, ma takie zdanie i taką opinię można szanować.
Kowalski walczy z włoskim makaronem
Ale wejdźmy w szczegóły. Dlaczego polski jest lepszy? Bo jest z polskiej pszenicy, a włoski jest z pszenicy durum. No to Kowalski przyłożył z grubej rury. Jak łysy grzywką o kant kuli – mówiło się kiedyś.
Panie Januszu, z podstawówki powinien pan pamiętać, że mamy zboża jare i ozime. Pszenica może być i taka, i taka. Na dodatek mamy kilkadziesiąt odmian jednej i kilkadziesiąt drugiej. Jedną z nich jest pszenica durum, idealna do wytwarzania makaronów. I ona też jest uprawiana w Polsce!
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ.
I z niej – ale i innych gatunków pszenic twardych – robi się makaron do spaghetti, lazanii i wielu innych potraw, zwanych z włoska pastami. Bo makaron po włosku to pasta. Niezły numer, co?
Lecimy dalej. Według Janusza Kowalskiego w polskim makaronie są polskie jajka, a we włoskim jajek nie ma. A w szczególności polskich jajek! Jakby to panu powiedzieć… Są różne rodzaje makaronu. Ten do zup najczęściej jest z jajami, bo jest bardziej miękki.
Ale wie pan, makarony są różne. Jak już jesteśmy przy Włochach, którzy na makaronie całkiem nieźle się znają, to podpowiem panu, że oni rozróżniają na przykład makaron "pasta secca", który jest robiony z mielonej pszenicy durum i wody oraz "pasta fresca", wytwarzany z mąki pszennej i jajek. Pański argument jest po prostu nieprawdziwy.
Poza tym Polska jest bardzo dużym eksporterem jaj, znaczne ich ilości trafiają również do Włoch. Więc włoski makaron "pasta fresca" może zawierać polskie jaja! Ale to nie wszystko. Polska jest też jaj importerem. Tradycyjnie niewielkim, ale ostatnio do Polski trafiają olbrzymie ilości jaj z Ukrainy.
Myśli pan, że gdzie one idą? Raczej nie do sklepów, bierze je przemysł spożywczy. W tym producenci makaronów. Więc nie jest pewne, że polskie makarony zawierają polskie jaja, panie Kowalski.
Tezy Kowalskiego to zlepek bzdur
Twierdzi pan Kowalski dalej, że polski makaron jest tradycyjnie wałkowany, zaś włoski przeciskany. No i znowu porażka. Bo jak się w Polsce robi spaghetti czy penne (takie rurki) z polskiej pszenicy durum, to również się ciasto przeciska.
Inaczej trudno byłoby zrobić takie wąskie pałeczki. Niech pan spróbuje wziąć wałek i coś takiego uzyskać. Narobi się pan niemiłosiernie, a efekt będzie podobny do całości pańskiej działalności.
Co więcej, Włosi też wałkują makarony! Bo ciasto na tagliatelle czy pappardelle trzeba rozwałkować, tego się prasą nie zrobi. O lazanii nie wspominając.
Poza tym pisze w swojej plakatoulotce, że Polacy lubią makaron, który "rośnie w trakcie gotowania jest miękki i sprężysty". Cytuję dosłownie, chyba interpunkcja tu panu zawiodła. A "Włosi wybierają twardszy makaron z mąki durum". Borze szumiący. Jak Włoch albo Włoszka robią zupę, to też wkładają tam makaron "miękki". Zresztą cała "pasta fresca" to przecież makarony miękkie!
A jak Polka lub Polak gotują makaron na drugie, to na ogół wrzucają do garnka "twardy". To są zupełnie inne rodzaje makaronu i mają inne zastosowania. Niezależne od narodowości, wszystko zależy od tego, jaką potrawę robimy!
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Uff, docieramy do ostatnich fraz i te są w końcu w jakiś sposób prawdziwe. W Polsce faktycznie większość spożywanego makaronu to dodatek do zupy. A Włosi są bardziej nastawieni na dania główne, czy "drugie". Albo i pierwsze, bo pasta jest u nich często wstępem do właściwej części obiadu.
Polska żywność nie potrzebuje rozsiewania fejków
Tyle o kuchni, rzućmy teraz okiem na dane makro. To fakt, że Polska importuje sporo włoskich makaronów. Ale czy to coś złego, mamy ich nie jeść? Nie. Przecież polskie makarony trafiają do Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Holandii, Czech, a nawet do... Włoch. Prawdopodobnie są to różne rodzaje makaronu.
I nie ma nic złego w tym, że kupisz w sklepie włoskie spaghetti. W Polsce uprawa pszenic twardych (jak wspomnieliśmy) istnieje, ale nie produkujemy ich tak dużo, jak Włosi. Przeciętny Polak zjada 5–6 kilo makaronu rocznie, Włoch spożywa 3–4 razy więcej. Nic dziwnego, że eksportują to, na czym się dobrze znają. My robimy inne makarony i też sprzedajemy je za granicę.
Wiele razy powtarzałem, że patriotyzm gospodarczy nie jest zły, o ile nie prowadzi do ksenofobii. A tej Kowalski ma aż nadto. W kontekście włoskich potraw obawiałbym się nie makaronu, ale włoskich past pomidorowych. Te – jak już kiedyś pisałem – robione są z chińskiej pulpy pomidorowej, przywożonej m.in. z owianego złą sławą regionu Sinciang. To tam wykorzystuje się niewolniczą pracę Ujgurów.
Jeśli więc chcesz zjeść sobie spaghetti bolognese z włoskiego makaronu, z włoską passatą i posypane parmezanem – jedz. Możesz też kupić polskie spaghetti z polskiej pszenicy, wykorzystać polski przecier pomidorowy i posypać tartym bursztynem albo szafirem (świetne polskie sery dojrzewające!). Możesz też sobie pomieszać produkty. Ciesz się jedzeniem i nie zwracaj uwagi na to, co wygaduje Kowalski.