Wiele osób pewnie nie wie, jak nazywa się biskup diecezji, w której mieszkają. Ale mogą znać księdza Sebastiana Picura, którego filmiki na TikToku polubiono ponad 15,5 miliona razy. Teraz może zaliczyć spadek popularności po próbach rozwadaniania kontrowersyjnego tematu kościelnych cenników.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ksiądz Picur na ogół nie boi się trudnych tematów i chętnie opowiada o swojej pracy. Ostatnio został zapytany przez jedną z internautek o kwestię cenników w kościołach. I do tego tematu "ksiądz z TikToka" postanowił jednak uciec.
"Na parafiach, w których byłem, nie widziałem i nie znalazłem żadnego cennika" – w taki sposób próbował wybrnąć z odpowiedzi. Faktycznie, w większości parafii oficjalnego cennika usług nie ma. Funkcjonują jednak cenniki nieoficjalne, albo powiedzonka w stylu "co łaska, ale nie mniej niż..." i tu pada kwota.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ.
Z tego powodu wiele osób postuluje nawet wprowadzenie oficjalnego cennika usług i opodatkowanie Kościoła jako instytucji na tej właśnie podstawie. Albo zrzeczenie się pieniędzy w zamian za posługi dla wiernych. Ksiądz Picur zebrał srogie cięgi za udawanie, że problemu nie ma.
Internauci wytknęli mu unikanie odpowiedzi i przytaczali przykłady ze swojego życia. A to ksiądz zażądał 1500 zł za udzielenie ślubu, a to 500-800 zł za pogrzeb, kto inny był nakłaniany do zapłacenia 50 zł za zaświadczenie o jakimś sakramencie. O takich przypadkach pisaliśmy również w INNPoland.pl.
Duchowny w odpowiedzi na te zarzuty nagrał kolejne wideo. Zacytował w nim osobę, która napisała mu, że "u nich załatwia się wszystko w kancelarii parafialnej. Jak nie chcesz, to nie musisz płacić".
"Tak jest w wielu kancelariach parafialnych. Szukajmy dobrych przykładów" – wrzucił napis o tej treści i promiennie się uśmiechnął. To znowu nie przysporzyło mu sympatii internautów, którzy zarzucają mu nieznajomość realiów. I to ci milsi, bo wiele komentarzy jest ostrzejszych.
Kolęda tylko po zaproszeniu
Jak pisaliśmy już w INNPoland.pl, coraz większa liczba parafii wprowadza nowe zasady tzw. kolędy. Chcesz księdza, to go zaproś. Sam nie przyjdzie.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Podczas tzw. kolędy, czyli wizyty duszpasterskiej, księża zbierają pokaźne kwoty, które zasilają budżet kurii, parafii, a i dla nich samych coś zostaje. Te czasy odchodzą do lamusa.
"Powoli kończą się masowe kolędy. Po pandemii wiele parafii zmieniło zasady wizyt duszpasterskich. Teraz to, czy ksiądz w okresie świąteczno-noworocznym w ogóle zapuka do naszych drzwi, będzie zależeć od naszej inicjatywy" – pisze serwis finanse.wp.pl.
Księża najwyraźniej mają już dość odbijania się od drzwi laicyzującego się społeczeństwa. Problem mają szczególnie w dużych miastach i na nowych osiedlach. Na przykład jedna z warszawskich parafii już kilka lat temu prosiła parafian o wywieszanie na drzwiach zaproszenia dla księdza. Terminy wizyt duszpasterskich były ogłaszane wcześniej w ogłoszeniach parafialnych i na stronie internetowej.
Ale i to okazało się zbyt optymistyczne. Teraz w wielu parafiach księża ogłaszają, że z wizytą duszpasterską zawitają tylko do tych rodzin i osób, które wcześniej ich zaproszą. W innej warszawskiej parafii takie "zamówienie" wizyty duszpasterskiej będzie możliwe jedynie osobiście. Czyli księża przyjdą z kolędą jedynie to tych osób, które same wcześniej do nich przyjdą.