Koszt wyborczych obietnic, które Donald Tusk zamierza szybko spełnić, to ok. 42 miliardów złotych. To powinno zapewnić mu wzrost poparcia i trochę spokoju. Ale Polacy zapłacą słony rachunek, zaś jedna grupa z Tuskowych transferów będzie mocno niezadowolona. Dlaczego? Bo taki napływ gotówki na rynek utrudni walkę z inflacją. To znaczy, że stopy nie pójdą w dół, a kredyty nie stanieją.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak pisze Daniel Szymański z money.pl, "rząd Tuska idzie śladem PiS i na początku swojej kadencji chce wprost do kieszeni Polaków przelać nawet 42 mld zł". Jaki będzie tego efekt? Tusk z jednej strony zapewne zanotuje wzrost (albo nie straci) poparcia społecznego. Tym bardziej że zamierza obdarować całkiem sporą grupę Polek i Polaków. Ale ktoś za to zapłaci.
Nie da się nie zauważyć, że budżetówka była przez rządy PiS pomijana podczas przyznawania podwyżek. Tusk i KO obiecali zwiększenie płac w tej sferze o 20 proc. Money.pl przypomina, że w "państwowej budżetówce" pracuje pół miliona osób. Szeroko pojmowana "budżetówka" to aż 1,5 mln pracowników. Jak szacują ekonomiści PKO BP, podwyżka pensji w tej sferze może kosztować jakieś 15 miliardów złotych.
Sporo wydamy też na większe pensje dla nauczycieli. Ich podwyżki mają sięgnąć aż 30 proc. "Aż", chociaż punkt odniesienia jest stosunkowo niewysoki, bo te 30 proc. to ma być minimum 1500 zł miesięcznie. Na podwyżki dla nauczycieli pójdzie jakieś 13-14 mld zł. Tak szacuje nowy minister finansów Andrzej Domański.
– Śmialiście się z "babciowego", będzie "babciowe" – stwierdził podczas exposé Donald Tusk. Jak wytłumaczył, ma to być nowe świadczenie w ramach programu "Aktywna Mama".
Tusk wskazał, że nowa Koalicja 15 października będzie wypłacała dodatek "każdej mamie, każdej rodzinie, wszystkim rodzicom, którzy potrzebują pomocy na opiekę nad swoim maleństwem".
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Tu trzeba zauważyć, że koszt programu w dużej mierze się zwróci. Jak to możliwe? Otóż kobieta wracająca na rynek pracy zapłaci przecież składki i podatki, które w innym przypadku nie trafiłyby do państwowej kasy. Koszt netto programu można więc szacować na 4-5 miliardów.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Mniej więcej tyle samo (ok. 4,5 mld zł) może kosztować "urlop od ZUS" dla przedsiębiorców. Jak wyliczyli spece z PKO BP, Tusk podczas exposé obiecał jakieś 42 miliardy złotych.
A kto nie będzie zadowolony?
Szymański zauważa, że taki poziom dopływu pieniędzy na rynek wpłynie na konsumpcję, co przy rozpędzającej się gospodarce utrudni walkę z inflacją i usztywni stopy procentowe. Kredytobiorcy nie powinni więc liczyć na szybki spadek wysokości rat.
Istotny będzie też wpływ podwyżek na finanse państwa. Jak pisze money.pl, deficyt sektora finansów publicznych z łatwością przekroczy 5 proc. wobec 4,5 proc. zapisanych przez PiS we wrześniu.
"Co więcej, wyższy deficyt może także oznaczać, że ścieżka długu publicznego będzie zmierzać w kierunku 55 proc. PKB. Obecnie po trzecim kwartale tego roku ten wynik zamknął się w liczbie 48,7 proc. PKB" – czytamy.