Po moim tekście dotyczącym nielegalnych handlarzy, zalewających polskie ulice, odezwało się do mnie kilkoro strażników miejskich z Warszawy. Poczuli się wywołani do tablicy: pisałem przecież m.in. o swoich doświadczeniach z Krakowskiego Przedmieścia.
To w sumie jedna z turystycznych wizytówek stolicy, odwiedzana każdego weekendu przez setki tysięcy ludzi. To miejsce, bardzo zresztą wyjątkowe, jest niestety opanowane przez tabuny nielegalnych handlarzy.
Strażnicy, którzy się ze mną skontaktowali, tłumaczą, że chętnie by z nielegalnymi handlarzami walczyli, ale potrzebują nieco wsparcia. A tego od miasta nie dostają. Jak to możliwe?
– My z nimi walczymy, niestety samotnie. Handlarze na Krakowskim Przedmieściu codziennie karani są mandatami w wysokości do 500 zł. Często są to tak zwane słupy, czyli osoby bezrobotne pracujące dla kogoś – mówi w rozmowie INNPoland.pl strażnik. Nazwijmy go Michałem, woli pozostać anonimowy.
Wyjaśnia, że te same osoby są łapane i karane wielokrotnie.
– To często ludzie bez pracy, na emeryturze czy rencie. One te mandaty przyjmują, ale oczywiście na zapłacenie już ich nie stać. Z tego, co wiem, sądy często zmniejszają im te kary, ale pewien nie jestem. To już nie moja działka – mówi inny strażnik, nazwijmy go Andrzejem.
– Te osoby się co jakiś czas zmieniają. Nie zmieniają się za to prawdziwi właściciele tych biznesów – dodaje.
Kiedy pytam, czy dobrze rozumiem, że nielegalny handel na Krakowskim Przedmieściu to domena profesjonalnych handlarzy, a nie przysłowiowe "babcie z pietruszką", śmieje się.
– Babcie z pietruszką też często pracują u kogoś za grosze – wyjaśnia. I dodaje, że sądy traktują handlarzy (słupy) jako właśnie takie osoby bez pieniędzy, które próbują coś zarobić. Choć w rzeczywistości są elementami dużej biznesowej układanki – opowiada.
Układanki, która działa wyłącznie lub prawie wyłącznie w szarej strefie, nie wykupuje pozwoleń, nie płaci ZUS-u, nie płaci podatku dochodowego, kompletnie omija VAT.
– To, że nie odprowadzają podatku, nie jest w kompetencji Straży Miejskiej – zastrzegają moi rozmówcy.
Okazuje się też, że nielegalni sprzedawcy obracają sporymi pieniędzmi. Strażnicy szacują, że osiągają oni niesamowitą przebitkę cenową. To nawet 5–10 razy więcej, niż w hurcie.
– Jakiś czas temu kolega zarekwirował obwarzanki na kwotę 6000 złotych i dowiedział się od handlarza, że tyle to on dziennie zarabia. Na tych świecących balonach i innych plastikowych gadżetach mogą spokojnie wyciągać jakieś 2000 złotych dziennie. Na truskawkach też dadzą radę zarobić kilka tysięcy w ciągu jednego dnia. Z kwiatami jest różnie, ale na wiosnę się sprzedają w dużych ilościach – mówi Andrzej.
Asortyment nielegalnych handlarzy jest mniej więcej stały i podobny. Zmienia się trochę wraz z porami roku. Na wiosnę dochodzą kwiaty, latem truskawki. Strażnicy mówią, że w zasadzie tylko legalni sprzedawcy truskawek i innych owoców zawiadamiają straż miejską o nielegalnym handlu.
Strażnicy nie kontrolują wielu ważnych kwestii. W swojej pracy najczęściej posiłkują się kodeksem wykroczeń. Na pamięć znają krótki art. 603. Paragraf pierwszy mówi, że "kto prowadzi sprzedaż na terenie należącym do gminy lub będącym w jej zarządzie poza miejscem do tego wyznaczonym przez właściwe organy gminy, podlega karze grzywny".
A drugi, że "w razie popełnienia wykroczenia, określonego w § 1, można orzec przepadek towarów przeznaczonych do sprzedaży, choćby nie stanowiły własności sprawcy".
– I w przypadku nielegalnego handlu karzemy właśnie na podstawie tych przepisów. Wiemy, że tylko niewielu handlarzy prowadzi działalność gospodarczą, wiemy, że słupy nie są zatrudnianie legalnie. Ale my tego nie sprawdzamy, tak samo jak wymogów sanepidu. Do obu tych kwestii nie mamy uprawnień kontrolnych – tłumaczy Michał.
"Od 1 stycznia do 31 grudnia 2023 roku strażnicy miejscy nałożyli na terenie Warszawy 6 233 mandaty karne na osoby, które prowadziły handel w miejscu zabronionym, w tym 2 449 mandatów zostało nałożonych na terenie Śródmieścia. Strażnicy sporządzili także 667 wniosków o ukaranie do sądu, w tym 210 zostało sporządzonych w wyniku interwencji podjętych na terenie Śródmieścia" – twierdzi warszawska Straż Miejska w odpowiedzi na pytania INNPoland.pl.
Dodaje, że wobec 1 291 osób funkcjonariusze zastosowali środki oddziaływania w postaci pouczeń, poleceń lub ostrzeżeń, z których 194 zostało zastosowanych w rejonie Śródmieścia.
Pytam więc o paragraf mówiący o zabieraniu towaru. Okazuje się, że i z tym nie jest wesoło. Bo straż miejska nie ma auta przystosowanego do takich działań.
– Jedynym sposobem na zlikwidowanie handlu jest czasowe zajęcie przedmiotów i skierowanie sprawy do sądu. Ale niektóre sądy oddają towar i jeśli są to owoce lub kwiaty to jest problem, bo tracą świeżość. Strażnicy nie chcą ich zabierać, bo nawet nie mamy samochodów do przewozu takiego towaru. Robimy to w nieoznakowanych pojazdach dostawczych lub w oznakowanych osobówkach, gdzie dużo się tego nie zmieści – mówi Andrzej.
– Niestety sądy oddają im ten towar. A ci handlarze go nie odbierają, ponieważ zgłaszają, że jest uszkodzony i żądają w zamian pieniędzy. Problem w tym, że Straż Miejska w Warszawie nie ma samochodów przystosowanych do takich działań. Miasto nie wykłada na to pieniędzy – skarży się Michał.
Dane Straży Miejskiej potwierdzają, że po ten środek strażnicy sięgają rzadko.
"Podczas interwencji na terenie Warszawy, funkcjonariusze 190 razy zabezpieczyli towar przeznaczony do sprzedaży, z czego w rejonie dzielnicy Śródmieście w 2023 roku strażnicy przeprowadzili 185 takich zabezpieczeń towaru. Do każdego przypadku zabezpieczenia towaru dysponowany jest odpowiedni pojazd, którym towar jest przewożony i umieszczany w chłodni oraz pomieszczeniu do przechowywania żywności suchej lub innych towarów, na terenie Straży Miejskiej m. st. Warszawy" – wylicza Straż Miejska.
Dodaje, że we wniosku o ukaranie kierowanym do sądu, funkcjonariusze wnoszą o wydanie przez sąd postanowienia w zakresie przepadku przedmiotów wyszczególnionych w protokole tymczasowego zajęcia. Sąd może wydać decyzję o zwrocie towaru lub jego przepadku.
Obaj strażnicy, z którymi rozmawialiśmy dodają, że zarobki w straży nie są wysokie, a przez to strażników jest za mało.
– W ostatnim czasie, po zmianie komendanta, to się poprawia. Ale jeszcze nie jest dobrze – zastrzegają.
To fakt. W warszawskiej Straży Miejskiej pracuje ok. 1300 strażników. Potrzeba co najmniej 300 więcej. Według danych z jesieni 2023 roku, strażnik miejski w Warszawie zarabia nieco ponad 5000 zł brutto miesięcznie. Tak wynika z obliczeń Portalu Samorządowego. Stawka obejmuje wszystkie możliwe premie i dodatki.