Turyści Z jednej strony przynoszą dochód, z drugiej sprowadzają masę problemów. Wielu się oburza, gdy słyszy o kolejnych i kolejnych restrykcjach nakładanych na urlopowiczów – jak z płatnym wejściem na tereny atrakcyjnie turystyczne, np. do Wenecji. No bo jak to, miliony osób wcześniej mogły za darmo, a ja nie?! Dlaczego nie wolno zrobić zamku z piasku albo niegroźnego jacuzzi?
Aby daleko nie patrzeć, ostatnio nie brakuje nam przykładów z polskiego podwórka. Sam jeżdżę regularnie nad morze i co roku zastanawiam się, czy coś się zmieni. W lepszą czystość plaż trochę wątpię. Poza muszlami bosą stopą można natrafić na szkło, kapsle od butelek, pety… swojego czasu z kolegami w samym otoczeniu naszego koca tyle tego znaleźliśmy, że dla zabawy ułożyliśmy "śmieciowe totemy".
Ludzi jest dużo i na każdego, kto myśli nad czystością i komfortem innych, przypada banda, która ma to gdzieś.
Turyści, wczasowicze, urlopowicze czy jak zwać ten gatunek, to nie święte krowy. W miejscowościach turystycznych mieszkają ludzie, którzy wcale nie muszą żyć z wyciskania pieniędzy z portfela każdego przyjezdnego. Mają oni prawo do spokoju.
Turysta wyjdzie na miasto raz, czy drugi, posadzi tyłek przy atrakcji. Potem pohałasuje sobie w lokalu, nim wyjedzie do siebie. Jeśli nasyfił albo coś narozrabiał, mierzyć się będą z tym mieszkańcy i służby porządkowe. Skrzaty nie posprzątają za nas i nie sprawią, że dzięki uśmiechom i pyłkowi wróżek jazgot przestanie się nieść.
A jeszcze może dojść do uszkodzenia zabytków. Gdy o tym myślę, zawsze przypomina mi się historia z urywaniem penisa Neptunowi.
Nie ma co się dziwić, że miasta coraz ostrzej podchodzą do tematu. Overtourism, czyli nadmierna turystyka jest problemem globalnym, który jedynie na chwile zniknął z radaru na czas lockdownu. Teraz powraca ze zdwojoną siłą.
Jeśli macie wątpliwości, porozmawiajcie z lokalnymi mieszkańcami.
Miałem szczęście odwiedzić Wenecję rok przed pandemią, poza sezonem. Jednym z pierwszych widoków, jaki pamiętam, było urokliwe graffiti z przekazem "turyści precz". Mamy XXI wiek, dostęp do internetu i edukacji, a miasto walczyło z takimi problemami jak:
Wiadomo, nie każdy tak się zachowuje. Ale takich ludzi się uzbiera na tyle, by byli uciążliwi dla miasta, a pieniądze z mandatów nie pokrywały potencjalnych strat.
Wenecja podjęła potrzebne kroki, żeby dało się tam żyć i zwiedzać w ludzkich warunkach. Bo takie osoby, które prędzej sprawdzą porady typu "jak zrobić niezapomniane tiktoki w kultowych miejscach", niż "jak szanować lokalne zwyczaje", są problemem także dla innych wczasowiczów.
Tylko czy to działa?
Opłata w wysokości 5 euro obowiązywała między 25 kwietnia a 14 lipca. A efekt? Niestety mierny. Jak podaje agencja Reuters, piątak za wejście nie odstraszył wielu, a do tego były kłopoty z egzekwowaniem należności. Ponoć bez mandatów. Dlatego w planie miasto ma podniesienie opłaty i wydłużenie okresu jej obowiązywania.
Kiedy byłem w Wenecji, w rzemieślniczym sklepie z maskami karnawałowymi zapytałem o zakaz fotografowania wnętrza, widoczny na każdym takim obiekcie.
Sympatyczna artystka (fanka Polski, która swoją drogą kocha nasze kolędy) powiedziała mi, że kiedyś ludzie zwyczajnie włazili tłumnie do sklepów, robili zdjęcia rękodzieł i wychodzili. Sztuczny tłok zniechęcał klientów chcących coś kupić, utrudniał pracę, nie przynosił zysków… a czasem ktoś nawet uszkodził towar. Bo, rzecz jasna, nie każdemu chce się ściągać ogromny plecak, by pooglądać delikatne dzieła sztuki.
Wielu się na to oburzy, ale zakazy nie muszą być złe. Zakaz ustawiania leżaków, budowania zamków z piasku, ograniczenia drinków w hotelu czy różne nowe opłaty nie są absurdami. Zastanówmy się, dlaczego one są wprowadzane, bo nie jest to robione nikomu na złość.
Pomyślcie sami, jakbyście czuli się, mając miliony osób chodzących wam pod domem, z czego co tysięczna drze się, a nawet co dziesięciotysięczna zostawi śmieci.
Czytaj także: https://innpoland.pl/206234,lauterbrunnen-wprowadza-oplaty-dla-turystow-kolejni-ida-w-slady-wenecji