Proponowana zmiana przepisów zakłada przyznanie prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej uprawnienia do blokowania treści w internecie bez konieczności uzyskania zgody sądu. Budzi to obawy o potencjalne naruszenie wolności słowa i wprowadzenie cenzury.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nowe przepisy mają być wpisane do prawa o usługach cyfrowych (DSA), których wprowadzenia wymaga od nas Unia Europejska. Sposób implementacji tego prawa w Polsce budzi jednak kontrowersje.
Według proponowanych przepisów prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE), którym obecnie jest Jacek Oko, zyskałby prawo do blokowania treści w internecie, które w jego opinii są niezgodne z prawem.
Proces ten odbywałby się w przyspieszonej procedurze, bez udziału sądu i bez wiedzy autorów/autorek usuwanych treści.
Zmiany w projekcie wprowadzono już po konsultacjach publicznych.
Czytaj także:
Gawkowski: "Nie chodzi o karanie autora"
"Obecnie nielegalne treści zamieszczane na platformach internetowych oceniane są wyłącznie przez te platformy i to one decydują o ich usunięciu bądź nie. Zmiany w prawie mają spowodować, że można będzie wnioskować o usunięcie nielegalnych treści w procedurze administracyjnej i będzie możliwe odwołanie do sądu" – komentuje Minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Minister Gawkowski zaznacza, że celem nowej procedury ma być ocena legalności danej treści, nie natomiast karanie jej autorki, czy autora. W tym kształcie miałby on chronić wolność słowa w sytuacjach, kiedy platforma popełni błąd i usunie treści, które zdaniem prezesa UKE są legalne. Wówczas może on nakazać ich przywrócenie.
Czytaj także:
Wysokie ryzyko nadużyć
Krytycy nowego rozwiązania alarmują jednak, że w praktyce może stać się narzędziem ograniczania wolności słowa w internecie. Jeżeli władza będzie dysponowała środkami prawnymi, żeby arbitralnie usuwać niewygodne treści dostępne w sieci, utraci na tym obywatelska możliwość ekspresji i konstruktywnej krytyki władzy.
Obawy dotyczą również potencjalnego wpływu na działalność mediów i ograniczania dostępu do informacji. O usunięciu opublikowanych przez nas treści dowiemy się po fakcie. Możemy jednak zaskarżyć taką decyzję do sądu administracyjnego.