logo
"Zamiast prowadzić krajowe inwestycje, będziemy dopłacać do amerykańskich firm." Fot.: Tomasz Jastrzebowski/REPORTER | Wojciech Olkusnik/East News
Reklama.

– Rok 2025 będzie rokiem pozytywnego przełomu, na który czekaliśmy tak długo – mówił w poniedziałek premier Donald Tusk. 

Choć w swoim wystąpieniu wspominał koronację Bolesława Chrobrego, przez większość czasu mówił raczej o przyszłości. W jego wizji Polska stanie się "jednym z najlepszych w świecie Zachodu i w Europie". 

Czytaj także:

"Nie ma limitów i ograniczeń, jeśli wierzy się we własne siły" – mówił premier. 

Wydaje się jednak, że w zapowiedzianych inwestycjach brakuje właśnie wiary we własne siły. Zamiast inwestycji w rodzimą technologię czeka nas współpraca z big techami z Doliny Krzemowej. Zamiast kompleksowych reform dedykowanych przedsiębiorcom – deregulacja w wykonaniu prezesa InPostu Rafała Brzoski. 

O zapowiedziany plan gospodarczy zapytałem przedsiębiorcę, inwestora i specjalistę w dziedzinie AI – Artura Kurasińskiego. 

Nieprzewidywalni ludzie

Wiktor Knowski: Pierwsze wrażenie po konferencji?

Artur Kurasiński: Oczekiwałem konkretów. Spodziewałem się, że jeżeli premier organizuje takie wydarzenie i wspiera się tak znanymi postaciami historycznymi, to będziemy mieli do czynienia z bardzo długą listą rzeczy, które będą wdrażane. Jestem rozczarowany. Do tego zestawienie tej konferencji z trwającym obecnie szczytem AI w Paryżu wypada szczególnie niefortunnie.

Dlaczego? 

W tym momencie do Francji zjechali najważniejsi przedstawiciele świata nowych technologii. Pojawi się Sam Altman, oczekiwany jest też Elon Musk czy przedstawiciele administracji Trumpa. Równocześnie Francja zapowiada ogromne inwestycje w AI, polegające na wspieraniu lokalnych firm. W tym samym momencie premier Tusk mówi tylko o rozmowach z amerykańskimi firmami. 

Co w tym złego? 

Zamiast prowadzić krajowe inwestycje, będziemy dopłacać do amerykańskich firm. To rodzi niebezpieczeństwa. Ludzie pokroju Marka Zuckerberga czy Elona Muska są nieprzewidywalni, a do tego widzimy, że nowa administracja rządowa może nimi łatwo manipulować. A mimo to nasza polska chmura stoi na amerykańskiej infrastrukturze.

Musimy zauważyć, jak zmienił się klimat w USA. Teraz nasz sojusznik otwarcie mówi o tym, że chce najechać inny kraj członkowski NATO, dlatego że chce pozyskać surowce naturalne. To dobry moment, żeby wprowadzić orzeźwienie, zamiast pakować dalej pieniądze w największe amerykańskie spółki technologiczne. Obawiam się, że przez to znowu wylądujemy z niczym. 

Czytaj także:

Przecież mamy Bielika

Co powinniśmy robić zamiast tego? 

Uważam, że powinniśmy wziąć przykład z Paryża. Inaczej będziemy niepotrzebnie płacili krocie za dostęp do amerykańskiej technologii, mając równocześnie wysokiej klasy specjalistów, którzy często pracują w tych koncernach. Mamy lokalnego Bielika – model AI, który jest porównywalny z produktami liderów branży. 

Dlaczego nie stworzymy programu, w którym udostępnimy go za darmo w urzędach i szkołach? Tylko do tego potrzebna jest wola. A za drobne kilkadziesiąt milionów złotych mielibyśmy polski model językowy legalnie wytrenowany na krajowych danych. On mógłby naprawdę pomagać urzędnikom, uczniom i nauczycielom. 

Nie mówię, że Bielik zastąpi ChatGPT czy Gemini, ale powinniśmy czerpać z krajowych innowacji. Mamy polskich specjalistów, którzy pracują przy najważniejszych projektach AI, dlaczego tego nie wykorzystamy? Szczególnie w sytuacji, gdy prosimy prezesa InPostu, żeby deregulował nasz rynek.

Czytaj także:

Czy propozycja współpracy z Rafałem Brzoską też wynika z zapatrzenia w USA? Miałby on w końcu podobne zadanie co Elon Musk w amerykańskim rządzie. 

Myślę, że to był w pierwszej kolejności zabieg PR-owy, ale czy to znaczy, że w całym polskim rządzie brakuje specjalistów? 

Czy naprawdę musimy wskazywać jednego człowieka i do niego wołać o pomoc? Ale oczywiście nie powinniśmy porównywać sytuacji z Rafałem Brzoską do tego, co robi obecnie Elon Musk. To był raczej komunikat ze strony premiera, że biznes będzie pracował z rządem. 

Osobiście popieram dobrą deregulację. Czyli nie taką, która wspiera zarządzanie w modelu "folwarcznym", ale która uwzględnia specyfikę polskiej gospodarki. To na pewno jest dobry pomysł.