logo
Donald Trump zapowiadał wysokie taryfy na handel z Unią Europejską. Pytamy, czy wpłynie to na Polskę. Fot. Saul Loeb/AFP/East News
Reklama.

Czy jest to "najgłupsza wojna celna w historii" – jak pisze "Wall Street Journal" – czy może dobrze przemyślany polityczny teatr?

Wiadomo, że sytuacja jest niepewna. Taryfy nałożone na Meksyk i Kanadę po dwóch dniach od ich ogłoszenia, zostały odroczone na skutek negocjacji na miesiąc. Chiny zareagowały cłami odwetowymi, m.in. na ropę naftową.

Jak będzie z 20-procentowymi cłami na kraje Unii Europejskiej, które także zapowiada Donald Trump?

"Nie biorą od nas niemal niczego, tylko podczas tym bierzemy od nich wszystko" – argumentuje swój pomysł prezydent USA. W jaki sposób cła – jeśli do nich dojdzie – wpłyną na kieszenie Polaków? O możliwych konsekwencjach rozmawiam z Michałem Stajniakiem, wicedyrektorem Działu Analiz XTB.

logo
Michał Stajniak. Fot. XTB

Sebastian Luc-Lepianka: Czy Polakom zagraża pełnoskalowa wojna celna między Stanami Zjednoczonymi a Europą?

Michał Stajniak: Trump jest nieprzewidywalny, możemy jedynie spekulować na temat tego jego planów do Europy. Oczywiście, zapowiadano potencjalne taryfy handlowe na wszystkie europejskie produkty – na poziomie 20 procent. Natomiast specyfika Unii Europejskiej jest inna, niż wygląda to w przypadku Kanady, Meksyku czy nawet Chin, bo mówimy o grupie wielu gospodarek.  Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Trump tutaj zastosuje bardziej podejście szczegółowe w stosunku do niektórych sektorów czy gospodarek.

To znaczy?

Trump chciałby na przykład, żeby Europa kupowała więcej amerykańskich samochodów. Myślę więc, że narażony będzie najmocniej i najprawdopodobniej sektor motoryzacyjny, ale również maszynowy. A jeśli chodzi o gospodarki, to w takim wypadku celował będzie raczej w Niemcy i Francję. Niektóre kraje, które nie mają wiele wspólnego z jego planami, nie musiałyby być obłożone żadnymi taryfami celnymi – na przykład Węgry, ale również Polska.

Trumpowi chodzi też o wydatki na zbrojenia – chciałby, żeby kraje europejskie wydawały więcej niż 2-3 proc. swojego PKB na zbrojenia. Żeby ciężar związany na przykład z wojną na Ukrainie nie spoczywał tylko i wyłącznie na Stanach Zjednoczonych. Teoretycznie, kraje, które wydają więcej, mogłyby nie być narażone na wysokie taryfy.

Kolejna kwestia to zakup energii z USA. Trump wielokrotnie nawoływał do tego, żeby kupować więcej gazu LNG. Teraz Stany Zjednoczone bardzo mocno się rozwijają, jeśli chodzi o terminale eksportowe, więc w perspektywie najbliższych miesięcy tego surowca będą mogli wysyłać więcej. Trump będzie chciał prawdopodobnie jakiejś deklaracji ze strony europejskich państw, aby zwiększyć zakup LNG. I jest oczywiście szansa na to, że te kraje, które się zadeklarują do zakupu, również nie zostaną obłożone taryfami.

Stosując wybiórczość w stosunku do europejskich taryf w kontekście sektorów i gospodarek, Trump zwiększa szanse, że Unia Europejska nie będzie w stanie nałożyć taryf zwrotnych.

W tym momencie Polska –  która ma obecnie najwyższe wydatki na zbrojenia w Europie – nie musi obawiać się ceł?

Jeżeli miałaby być stosowana taka wybiórczość, to Polska jest teoretycznie mniej narażona. Oczywiście biorąc pod uwagę sytuację taryf z Meksyku i Kanady, nie można wykluczyć, że na samym początku Trump wprowadzi cła ogólne na wszystkie kraje UE, natomiast później z nich się wycofa.

Niemniej trzeba pamiętać, że Trump nie jest absolutnie nieprzewidywalny i sam wskazuje, że jest to jego atut. Choć uwaga Trumpa przeniosła się obecnie na Bliski Wschód, nie można wykluczyć, że w perspektywie tygodnia powróci do ceł europejskich.

Czytaj także:

Jak taki droższy dolar wpłynie na nasze kieszenie?

Zmiany w kursie EUR/USD mają ogromny wpływ na zmianę cen dolara i złotego. Inwestorzy obawiają się taryf, więc złoty był wyprzedawany wraz z innymi walutami na rynku względem dolara. Droższy dolar oznacza potencjalnie droższe surowce, w tym ropę naftową. Z drugiej strony ta tanieje obecnie na rynku, więc nawet mocny dolar nie powinien doprowadzić do negatywnego wpływu.

Co oznacza dla nas wyprzedaż złotego?

Sytuacja zmienia się dynamicznie z dnia na dzień. Dolar zyskuje w momencie zagrożenia taryfami, ale oddaje te wzrosty w przypadku zmniejszenia tych obaw. Obecnie obserwujemy raczej tę drugą sytuację. Niemniej, jeśli Trump ponownie zacznie grozić Europie, wtedy para USD/PLN może sięgnąć poziomów najwyższych od wielu miesięcy.

Wyprzedaż złotego względem dolara to oczywiście negatywny czynnik dla całej gospodarki. To teoretycznie oznacza zwiększenie kosztów obsługi zagranicznego długu, zwiększa koszt zakupu surowców. Z drugiej strony tani złoty to również większa konkurencyjność polskiego eksportu. Jednocześnie złoty w perspektywie ostatnich dwóch lat jest wciąż bardzo mocny. W stosunku do euro złoty był niedawno najmocniejszy od 7 lat.

Załóżmy, że spełnia się czarny scenariusz, na Europę nakładane są cła. Unia stosuje taryfy odwetowe. Jakie produkty mogą podrożeć faktycznie dla przeciętnego polskiego konsumenta? 

Konkretne produkty trudno wskazać, ponieważ jednak naszymi głównymi partnerami handlowymi są Europa oraz Chiny, więc niekoniecznie będziemy mieli sytuację, w której to produkty będą drożeć. Być może będą to amerykańskie samochody, część produktów spożywczych – mam na myśli na przykład amerykański alkohol.

Ale wpłynie to na sytuację ogólną – będziemy mieli spowolnienie handlu. To jest tak naprawdę największe zagrożenie.

Co to dokładnie oznacza?

Jest to związane z faktem, że produkty nie trafią przez Stany Zjednoczone do Europy. Elektronika na przykład jest sprowadzana bezpośrednio z Chin. Jeśli produkty zdrożeją to nie o tyle, ile wyniosą faktycznie taryfy.

To, o ile zdrożeją?

Amerykańskie produkty zdrożeją tylko w wypadku nałożenia taryf zwrotnych. Co więcej, nie powinniśmy oczekiwać wzrostu ogólnych taryf, tylko na bezpośrednie produkty lub sektory. Do tego wszystkiego musimy wziąć pod uwagę inne czynniki jak elastyczność popytowa klientów. W przypadku dużej elastyczności sami importerzy musieliby zrezygnować ze swoich marż, co doprowadziłoby do niewielkiego wzrostu cen. Jeśli jednak popyt jest sztywny, to trzeba wziąć pod uwagę kwestię walutową. Ostatecznie wzrost cen byłby najprawdopodobniej kilkunastoprocentowy, ale w ekstremalnym przypadku mógłby przewyższyć wzrost 20 proc., gdyby euro i waluty naszego regionu drastycznie osłabiłyby się wobec dolara.

A energia? Ropa, gaz – trochę tego importujemy z USA. 

Tak, oczywiście tego gazu importujemy coraz więcej. Gaz LNG jest kluczowy z perspektywy potencjalnego zażegnania kryzysu taryfowego z USA. Europa kupowała dużo gazu LNG z Rosji i obecnie może przerzucić się na gaz amerykański. Niemniej czynnikami cenotwórczymi dla gazu i ropy jest przede wszystkim sytuacja popytowo-podażowa, a nie taryfy handlowe.

W rozmowie z dziennikarzami BBC Trump powiedział o Europie: "Nie biorą od nas niemal niczego, podczas gdy my bierzemy od nich wszystko. Miliony samochodów, ogromne ilości żywności i produktów rolnych". Naprawdę tak jest?

Z perspektywy tego, co Stany Zjednoczone wysyłają do nas, a co my wysyłamy tam, to faktycznie ta różnica jest potężna. Natomiast, jeżeli chodzi o żywność, to zdecydowanie ważniejsza jest dla nich Kanada i Meksyk. Deficyt produktowy pomiędzy USA i Europą przekracza 100 mld USD, ale warto pamiętać, że od strony usług to już Stany Zjednoczone mają nadwyżkę.

Patrząc od strony towarów, Europa importuje w USA przede wszystkim ropę i gaz, choć to są naprawdę minimalne wielkości handlowe w porównaniu do tego, co my wysyłamy do Stanów.

Wróćmy do czarnego scenariusza – zakładając, że Trump nałoży taryfy i Unia odpowie, to gdzie rynki będą szukać zbytu? Czy jest szansa, że do Polski np. z Niemiec zaczną spływać samochody, żywność czy inne produkty, które normalnie by poszły do Stanów? To zagrożenie dla Polski?

Jeżeli faktycznie nałożone byłyby duże taryfy na poziomie 20-25 proc., to wtedy będą poszukiwane inne rynki zbytu. Jest w tym również zagrożenie dla Polski. Problemem jest również napływ produktów z Chin, które nie będą już płynąć tak szerokim strumieniem do USA jak dotychczas.

Z perspektywy polskiej kluczowe jest pytanie, czy te produkty faktycznie znajdują u nas rynek zbytu, zarówno te wysyłane na co dzień z Europy Zachodniej do USA, jak i te z Chin. Z perspektywy gospodarki kluczowe będzie zahamowanie handlu. Nawet jeśli taryfy nie dotknęłyby Europy, to jednak wszystkie gospodarki to system naczyń połączonych. Spowolnienie na drugim końcu świata wpłynie również na spowolnienie w Europie. Natomiast ogólnie w PKB będzie to najprawdopodobniej spadek.

Na razie są tylko i wyłącznie czyste spekulacje. Jeżeli chodzi o jakieś takie czynniki cenotwórcze, to przede wszystkim musimy czekać na ewentualne zwrotne taryfy.

Odczujemy w Polsce spadek PKB?

Z pozoru spadek tempa wzrostu PKB czy ogólnie spadku PKB nie jest odczuwalny dla przeciętnego obywatela. Jeśli jednak ruchy te są nagłe i większe od standardowych, to poziom życia może ulec zachwianiu. Wzrost PKB ma wpływ na tworzenie miejsc pracy, wzrostu płac czy ogólnego wzrostu cen. Teoretycznie spadek wzrostu PKB może oznaczać niższą inflację. Z drugiej strony niektórzy producenci mogą odbić sobie niższą sprzedaż wzrostem cen, co prowadzi do sytuacji zwanej stagflacją.

Czyli polski konsument nie powinien się w tym momencie martwić tym, co zarządzi Donald Trump?

Teoretycznie nie powinien. Natomiast jest tak duża nieprzewidywalność, że nawet tu wróżymy z fusów.

Czytaj także: