logo
Sztuczna inteligencja tworzy coraz więcej i coraz bardziej realistyczne treści, które zalewają nasze tablice. Coraz trudniej wyłapać to, co jest prawdziwe. Ilustracja: Sylwester Kluszczyński
Reklama.

Post w dyskusji o wyzwoleniu Auschwitz–Birkenau na Facebooku został usunięty. Jego autor dostał zakaz komentowania na 30 dni. Powód? "Naruszenie Standardów społeczności dotyczących nagości lub aktywności seksualnej".

Sprawę opisał nam w liście.

Proszę Was o interwencję. W dyskusji na Facebook o wyzwoleniu obozu Auschwitz w komentarzu wkleiłem link do dokumentu TVP nagrodzonego wieloma nagrodami Portrecista, film to świadectwo obozowego fotografa Wilhelma Brasse, który też był więźniem tego obozu. Niestety mój wpis został usunięty cytuję z powodu "To narusza nasze Standardy społeczności dotyczące nagości lub aktywności seksualnej". To oczywista bzdura, nie wiem, czemu Facebook stosuje taką obrzydliwą cenzurę, ale uważam, że instytucje powinny ingerować w obronie wolności słowa. Tym bardziej że wszystkim powinno zależeć, żeby prawda o Auschwitz nie była przedmiotem cenzury. Proszę o interwencję. W załączniku wklejam zrzut ekranu jako dowód tego BEZPRAWNEGO działania. Dostałem jako karę 30 dni braku możliwości komentowania. W mojej ocenie jest to bezprawne, bo w ogóle na karę nie zasłużyłem

Czytelnik grupy naTemat

Prośba o interwencje ws. cenzury na Facebooku

Wklejony link pochodził z TVP VOD – dotyczył filmu Portrecista.

Moderacja na Facebooku jest w katastrofalnym stanie. A może być gorzej – bo demontowane jest to, co działało dobrze – sam fact–checking. Na początku tego roku Mark Zuckerberg zmienił zasady moderacji treści na swoich platformach i na amerykańskim Facebooku, Instagramie i Threads prawdziwości publikowanych treści nie będą już sprawdzać zewnętrzni fact-checkerzy

Historia nadesłana przez o czytelnika dotyczy błędnej interpretacji udostępnionej przez niego treści. Takim etykietowaniem zajmują się analitycy, których zatrudniają podwykonawcy Mety. Ich zadaniem jest dopasowanie zgłaszanych treści do odpowiedniego zapisu polityki firmy. Podwykonawcy, którzy flagują treści bardzo często mają siedziby w innych krajach niż te, które moderują.

Z kolei fact-checkerzy są od weryfikowania informacji – zajmują się tym niezależne organizacje fact-checkingowe, zrzeszone w międzynarodowych sieciach. I tak było ich za mało.

Teraz według Marka Zuckerberga ma ich nie być w ogóle – przynajmniej w USA. A co będzie? To społeczność użytkowników jego platform miałaby oceniać, co jest prawdą, a co nie. Mimo, że sztuczna inteligencja tworzy coraz więcej i coraz bardziej realistyczne treści, które zalewają nasze tablice. I mimo, że co raz trudniej wyłapać to, co jest prawdziwe. 

Czytaj także:

O tym, jak trudne to jest zadanie i o kulisach pracy fact-checkera rozmawiam z Marcelem Kiełtyką, członkiem zarządu, dyrektorem ds. Komunikacji i PR w Stowarzyszeniu Demagog. To jedyna polska organizacja, która należy do Programu niezależnej weryfikacji Facebooka.

Marta Zinkiewicz: Co może zrobić użytkownik Facebooka, gdy zostanie niesłusznie zablokowany?

Marcel Kiełtyka, członek zarządu, dyrektor ds. Komunikacji i PR Stowarzyszenia Demagog: Niestety takie sytuacje zdarzają się często, ale nie ma to nic wspólnego ze współpracą fact-checkerów z Metą. Jeśli coś jest usuwane z Facebooka i nakładane są za to kary, to tylko i wyłącznie skutkiem decyzji samej Mety. W tym przypadku, jeśli treść rzeczywiście nie łamała zasad społeczności Mety, to prawdopodobnie zawiódł mechanizm automatycznej weryfikacji. Te mechanizmy są szczególnie czułe, jeśli chodzi o nagość. Mieliśmy już przypadki usuwania czy blokowania postów przedstawiających obrazy Rubensa, bo przedstawiają nagość. W takim przypadku jedyną drogą pozostaje odwołanie się do Mety i prośba o ponowną weryfikację już przez człowieka, a nie automat. Jednocześnie to rozwiązanie również nie jest w 100% skuteczne, czasami te odwołania nic nie dają. Tutaj z pomocą mam nadzieję przyjdzie rozporządzenie unijne Digital Services Act, która nakłada obowiązek, która teoretycznie umożliwi skuteczne odwołanie się od decyzji platform.

Mark Zuckerberg rezygnuje z fact-checkerów w USA. Mamy powody do obaw?

To była decyzja polityczna podjęta pod presją nowej administracji Donalda Trumpa. Ale też biznesowa. Zuckerbergowi to się po prostu opłaca. Dezinformacja nakręca ruch, przyciąga uwagę, wywołuje emocje. Są narzędzia i metody, dzięki którym platformy mogłyby znacząco zmniejszyć liczbę pojawiających się tam fake newsów. Nie robią tego z prostego powodu – na tym można zarobić. Byliśmy zaskoczeni i rozczarowani tą decyzją. Do tej pory Meta na każdym kroku podkreślała, że program fact-checkingowy, który jest realizowany na całym świecie, jest skuteczny. I są na to dane.

Zuckerberg mówił o obronie wolności słowa.

Ale fact-checking tej wolności nie zabiera. To nie usuwanie, a dodawanie treści, kontekstu. Zuckerberg doskonale o tym wie, przecież po aferze z Cambridge Analytica w 2015 r., kiedy to reklamy polityczne na Facebooku wsparły kampanię m.in. Donalda Trumpa, wprowadził Program weryfikacji informacji. Na całym świecie zajmują się tym niezależne organizacje fact-checkingowe, które są zrzeszone w międzynarodowych sieciach, a te kontrolują pracę fact-checkerów. Sprawdzają, czy spełniają normy dotyczące między innymi finansowania, niezależności politycznej, transparentności, przejrzystości metodologii. Nie tak łatwo zostać niezależnym fact-checkerem. Bardzo dużo organizacji w Polsce nie przeszło takiej weryfikacji. Jedną z trzech lub czterech, która która to zrobiła, jest Demagog. 

Czytaj także:

Co to oznacza w praktyce, że należycie do Programu niezależnej weryfikacji informacji Mety?

Że mamy możliwość oznaczania tych postów, które wprowadzają użytkownika w błąd, manipulują. Umieszczamy specjalną etykietę, dołączamy artykuł, w którym obalamy przedstawioną informację. Dajemy dowody, powołując się na rzetelne źródła szerszy kontekst, ale nigdy nie usuwamy jej z platformy. Nie mamy nawet takich technicznych możliwości. Chcemy, żeby ludzie mieli możliwość wyciągnięcia wniosków. Są badania, które pokazują, że dużo bardziej skuteczne jest dodawanie szerszego kontekstu, czyli tzw. flagowanie treści niż ich usuwanie. Jeśli coś było usuwane z Facebooka to tylko decyzją i za sprawą Mety. 

Jak dużo treści jest flagowanych?

Od lipca do grudnia 2023 roku – w okresie poprzedzającym wybory do Parlamentu Europejskiego – ponad 68 milionów treści na Facebooku, które były przeglądane w Unii Europejskiej, miało etykiety weryfikujące. Na tym właśnie polega ten Program, który na razie tylko w USA jest wyłączany. Ale nie wiadomo, co stanie się niedługo w Europie czy na innych kontynentów. 

Naprawdę nam to grozi?

Bardzo trudno przewidzieć, co się wydarzy. Kto wie, jak dużą presję będzie wywierała administracja Trumpa na Unię Europejską. Zazwyczaj nowe rozwiązania testowane są w USA i jeśli się sprawdzą, przechodzą na inne części świata. 

Polscy fact-checkerzy sprawdzają tylko to, co pojawi się w polskiej części internetu?

Tak byłoby najlepiej i taki też był zamysł Programu Mety, bo wtedy weryfikacja jest dużo bardziej skuteczna. Zrozumiały jest kontekst sytuacyjny, kulturowy. My weryfikujemy przede wszystkim polskie treści, a one często się powielają. Jedno zdjęcie pojawia się w wielu postach i wtedy jesteśmy w stanie, weryfikując jedną informację, oznaczyć nawet kilkaset podobnych treści. 

Jakie fake newsy dominują dziś w Polsce?

Dziś dużym problemem są treści wygenerowane przez sztuczną inteligencję. Osoby starsze albo te z mniejszymi kompetencjami cyfrowymi masowo nabierają się na takie zdjęcia czy wideo. Komentują, lajkują. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że te fanpage’e, które dziś generują dużo treści i robią ogromne zasięgi, nagle w maju przed wyborami prezydenckimi, odmienią profil działalności i zaczną dezinformować.

Czytaj także:

O to chodzi z tymi zdjęciami "Nikt im nie pogratulował wielkiej chałki, którą upiekłam"?

Nie ma na to jednoznacznych dowodów, ale to możliwy scenariusz. Meta, rezygnując z fact-checkerów otwiera kolejne drzwi aktorom zewnętrznym, zapraszając ich w ten sposób do siania dezinformacji. W 2019, 2020, 2021 roku to były szczepionki. Temat, który powraca, ale częściej dotyczy krztuśca, HPV. Są tematy, które ciągle wracają, nawet po kilku latach. Klimat, energetyka – tu zawsze jest dyskusja, ludzie kłócą się w komentarzach. Czasami zmienia się tylko ich forma. Pamiętam filmik, który pojawił się pierwszy raz podczas pandemii COVID-19. Na nagraniu widać czarne worki, które służą do przewożenia ciał. Nagle suwak worka się otwiera i ze środka wychodzi mężczyzna z papierosem. Opis sugerował, że pandemia COVID-19 nie istnieje. Że to aktorzy w workach. Kilka lat później ten sam filmik miał być dowodem na to, że wojna w Ukrainie to fikcja. Ludzie w to wierzyli. Samo nagranie pochodziło z planu filmowego.

A co pojawia się nowego?

Myślę, że podczas wyborów prezydenckich dużo będzie się mówiło o bezpieczeństwie, NATO, Unii Europejskiej, zaufaniu do instytucji państwowych, o naszym cyberbezpieczeństwie. Jednym z tematów będą migracje. W Demagogu od początku zajmujemy się polityką, bo ta zawsze generuje dużo emocji. A dezinformacja jest zawsze tam, gdzie emocje. Fake newsy wywołują te skrajne, bardzo często negatywne. To sprawia, że chcemy zostać w mediach społecznościowych. Dostarczają nam “wrażeń”. 

Kto chce nam ich dostarczyć?

Są oczywiście raporty, które pokazują, że Rosjanie ingerują w polską infosferę. Bardzo często podbijają takie narracje, które nas polaryzują, dzielą, podburzają zaufanie do instytucji państwowych.

Jak najczęściej wyglądają profile, które sieją dezinformację?

Jest dużo anonimowych profili, ale też są ci, którzy jawnie dezinformują pod swoim imieniem i nazwiskiem – i nic sobie z tego nie robią, ponieważ dezinformacja nie zawsze jest nielegalna. W przeważającej większości, to są legalne treści, bo nie ma w polskim prawie żadnego zapisu mówiącym o tym, że nie można kłamać. To bardzo delikatny temat, no bo kto będzie decydował, gdzie leży granica między wolnością słowa a cenzurą. 

Jak wygląda sprawdzanie prawdziwości informacji?

Różnie. Niektóre tematy są bardzo skomplikowane. Trudno jednoznacznie oceniać treści dotyczące wojny, czy to w Ukrainie, czy w Palestynie, czy jakiejkolwiek innej. Trudno jest dotrzeć do źródeł, zweryfikować wydarzenie, a tym bardziej zrobić to szybko. Czasami może to trwa kilka miesięcy albo nawet lat.

Czytaj także:

A jak jest w przypadku np. wspominanych przez ciebie szczepionek?

Przy takim temacie musimy skontaktować się z kilkoma czy kilkunastoma ekspertami od wakcynologii, czy chorób zakaźnych po to, żeby po pierwsze samemu zrozumieć ten temat, często bardzo trudny i skomplikowany, a po drugie, żeby opisać go w taki sposób, żeby był zrozumiały dla czytelnika. Weryfikacja często zajmuje nam pół godziny, godzinę, dwie, ale też czasem tydzień czy dwa. 

Nie raz pewnie fact-checker sam zadaje sobie pytanie o to, czym jest właściwie fakt, informacja, prawda.

Zdecydowanie. Dlatego staramy się weryfikować przede wszystkim te informacje, które wprost odnoszą się do faktów. A czasami mamy do czynienia z ich interpretacją.

Są w tym zawodzie kwestie, które potrafią cię jeszcze zaskoczyć? 

Chyba nie. Pamiętam wybuch pandemii. Mieliśmy tyle pracy, że myślałem, że to był najgorszy okres dla sfery informacyjnej. Nawet WHO określiło ten czas jako infodemic. Ale potem wybuchła wojna w Ukrainie i stało się dokładnie to samo. Tylko temat się zmienił. Przez 10 lat przerobiłem też chyba każdą teorię spiskową. Od Reptilianów, przez pizzagate, po płaską ziemię.

Była jakaś teoria, która okazała się być prawdziwą?

Nie. Teoria spiskowa z definicji jest czymś, co nie ma potwierdzenia w rzeczywistości. Czasem fake newsy, które weryfikowaliśmy, z czasem okazywałyby się być prawdziwe, ale tylko dlatego, że sytuacja się zmieniła.

Nie. Teoria spiskowa z definicji jest czymś, co nie ma potwierdzenia w rzeczywistości. Czasem fake newsy, które weryfikujemy, z biegiem czasu mogą okazać się prawdziwą informacją, ale tylko dlatego, że sytuacja się zmieniła. Wtedy kiedy je weryfikowaliśmy, nie były zgodne z dostępnymi faktami. Np. od początku piszemy o tym, że koronawirus nie jest bronią biologiczną, nie został opracowany przez naukowców i najprawdopodobniej przeniósł się ze zwierzęcia na człowieka w Chinach. Dzisiaj pojawiają się powoli nowe informacje mówiące o tym, że teoria dot. tego, że wydostał się z laboratorium, jest bardziej prawdopodobna niż kilka lat temu. Jednak póki co nadal to nie jest fakt.

Dezinformacja się zmieniła?

Mechanizmy dezinformacji są bardzo podobne, fake news to przecież nie jest nic nowego. Najstarszy, do którego dotarłem, pochodzi z ok. 1300 roku przed naszą erą. Ramzes II walczył z Hetytami. Bitwa nie została rozstrzygnięta, ale po powrocie ogłosił się zwycięzcą. Zmienia się więc tylko forma publikacji. Rozwój technologiczny ma na to ogromny wpływ, bo im więcej jest informacji, tym więcej jest dezinformacji. Sztuczna inteligencja to potężne narzędzie do tworzenia fake newsów. Ale z drugiej strony, ona pomaga i nam fact-checkerom.

Czytaj także:

Przyznaję, że nigdy nie trafiłam na wasze oznaczenie na Facebooku. Jak mam to rozumieć?

Prowadzę warsztaty dla uczniów szkół ponadpodstawowych i gdy pytam, czy ktoś widział takie ostrzeżenie, to zawsze ktoś taki się znajdzie. Jeżeli się nie natknęłaś, to z jednej strony być może nie natknęłaś się na fałszywą informację. Może masz tak zbudowaną swoją bańkę w mediach społecznościowych, że algorytm nauczył się podsyłać ci rzetelne treści. No ale nie ukrywajmy, że najprawdopodobniej tak nie jest. Zapewne my jako polscy fact-checkerzy nie zdążyliśmy zweryfikować akurat tych fałszywych informacji, bo nie mieliśmy na to mocy przerobowych. Miesięcznie publikujemy tylko ok. 50 artykułów, które obalają fake newsa.