
Aktywność Donalda Trumpa w mediach społecznościowych wydaje się regularnie przekraczać granice tego, co w polityce do tej pory uchodziło za ogólnoprzyjęte. Obrażanie dziennikarzy, kontrkandydatki w trakcie ostatnich wyborów czy "grożenie" przyłączeniem Kanady do USA i kupnem Grenlandii.
Już od początku zeszłorocznej kampanii wyborczej Trump chętnie korzystał z dobrodziejstw sztucznej inteligencji, nie widząc problemu w publikacji wygenerowanych obrazów i nagrań.
Najbardziej zaskakujące okazało się jednak wideo, które pokazuje wizję Trumpa dotyczącą przyszłości Strefy Gazy. Na fałszywym nagraniu widać, jak prezydent USA tańczy ze skąpo ubraną tancerką, odpoczywa na leżaku przy basenie, a w mieście pojawiają się złote posągi przypominające oczywiście samego Trumpa.
"Niestosowne, nieczułe i lekceważące"
Mimo specyficznej komunikacji, którą Trump od dawna prowadzi w mediach społecznościowych, wiele jego działań nadal zaskakuje. Te wydają się być jeszcze bardziej zintensyfikowane, szczególnie jeśli chodzi o fascynację Trumpa treściami wygenerowanymi przez AI.
Trzy dni temu oficjalne profile Donalda Trumpa i Białego Domu opublikowały w mediach społecznościowych jego wygenerowaną grafikę w stroju za papieża.
Trudno uwierzyć, że nie została opublikowana przez członków fanatycznego fanklubu prezydenta czy profil z memami.
"Ale to jest oficjalne?" – to pytanie w ostatnich dniach słyszałam dość często.
Użytkownicy social mediów nie kryli swojego zdziwienia.
Inappropriate, insensitive, and disrespectful (Niestosowne, nieczułe i lekceważące), I regret voting for u (Żałuję, że na ciebie głosowałem), You can't be serious with this? From the actual white house account?! RIP America (Chyba nie mówisz poważnie? Z faktycznego konta Białego Domu?! RIP Ameryka) – to trzy najpopularniejsze komentarze pod zdjęciem Donalda Trumpa w roli papieża.
Umięśniony Jedi
Nie mijają dwa dni, a na tych samych oficjalnych profilach pojawia się kolejne zdjęcie wygenerowanego prezydenta. Tym razem nadzwyczaj umięśniony Donald Trump w roli rycerza Jedi.
Całość opatrzona opisem:
"Szczęśliwego 4 maja wszystkim, w tym radykalnym lewicowym szaleńcom, którzy tak ciężko walczą, by sprowadzić Lordów Sithów, Morderców, Baronów Narkotykowych, Niebezpiecznych Więźniów i dobrze znanych Członków Gangu MS-13 z powrotem do naszej Galaktyki. Nie jesteście Rebelią — jesteście Imperium. Niech 4 maja będzie z wami".
Komentujący ponownie skontrowali brak granic prezydenta, wytykając mu tym razem także nieznajomość uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Wygenerowany Trump trzyma czerwony miecz świetlny i choć ten kolor jest mu szczególnie bliski, bo kojarzony jest z republikanami, w tym przypadku nawiązanie jest raczej niesprzyjające. Czerwień jest kolorem "tych złych" – Sithów.
Flooding the zone
O co w tym wszystkim chodzi? Po co Trumpowi przesuwanie granic?
Jest to jak najbardziej zamierzone działanie.
Steve Bannon, były główny strateg Białego Domu nazwał tę strategię flooding the zone. Polega ona na zalewaniu sfery publicznej decyzjami, działaniami – wszelkiego rodzaju treściami, również takimi, które nie są prawdziwe.
Już w trakcie kampanii prezydenckiej Donald Trump został określony mianem króla AI Slopu. Jego wygenerowane zdjęcia zalały media społecznościowe, a część była publikowana na jego oficjalnym profilu. Treści było dużo, a odróżnienie tego co ważne lub prawdziwe stawało się coraz trudniejsze.
Sama prezydentura Donalda Trumpa od pierwszych dni jest intensywna, ale "powódź" zaczęła dotyczyć również jego działań w realu. Od początku zadziwia liczbą podpisywanych dokumentów, wprowadzanych zmian. Każde kolejne słowa czy działanie Trumpa podchwytują dziennikarze, bo wydaje się przełomowe, dziwne, odważne. Tylko że kolejnego dnia dzieje się coś jeszcze bardziej szokującego.
I tak niemal codziennie. Dziś trudno choćby o jeden dzień bez informacji o Trumpie.
Steve Bannon określił taktykę flooding the zone jako celowo przytłaczającą opozycję i media. I miał rację – trudno za tym nadążyć.
"W ten sposób wszyscy spoza Trumpowego świata muszą reagować wysiłkiem: żeby zrozumieć, prostować lub się bulwersować. A uwaga i zasoby (zwłaszcza mediów) są ograniczone. Zanim sprostujesz kłamstwo / prowokację / manipulację, wjeżdża kolejny temat. Do tego dochodzi "owning the libs", czyli stare dobre "zaoranie lewaków" - na których gniew lub frustrację MAGA kocha patrzeć" – podsumowuje w mediach społecznościowych dziennikarz Michał Sznajder.
Prof. Aleksandra Przegalińska dodaje w swoim wpisie, że celem takiego działania jest również "przeciążenie przestrzeni informacyjnej do tego stopnia, by obywatele nie byli w stanie odróżnić prawdy od manipulacji".
By przestali wierzyć komukolwiek.