
Samolot z Ursulą von der Leyen musiał lądować awaryjnie w Bułgarii po utracie sygnału GPS. Według unijnych urzędników była to celowa ingerencja Rosji. Ile sił i środków trzeba, by zdalnie wyłączyć komuś GPS? – Żeby przeprowadzić atak na obszarze kilkuset metrów, wystarczy sprzęt z jednego ze sklepów elektronicznych – laptop, odpowiednie oprogramowanie, urządzenie radiowe. Koszt to kilka tysięcy złotych – mówi INNPoland dr inż. Andrzej Bartosiewicz, prezes Fundacji CISO #Poland zrzeszającej kadrę zarządzają w obszarze cyberbezpieczeństwa.
Ursula von der Leyen w niedzielne popołudnie leciała do Bułgarii. Samolot z przewodniczącą Komisji Europejskiej na pokładzie musiał jednak lądować na lotnisku w Płowdiwie bez wsparcia systemu GPS. Ten został zakłócony najprawdopodobniej przez Rosjan.
Samolot Ursuli van der Leyen stracił dostęp do systemu GPS
Ursula von der Leyen poleciała do Bułgarii z Polski, gdzie spotkała się z premierem Donaldem Tuskiem. Wspólnie odwiedzili granicę polsko-białoruską oraz przemawiali przy zbudowanej tam zaporze przed migrantami. Podkreślała tam znaczenie wspólnych inwestycji w obronność. – Granice Europy są wspólną odpowiedzialnością – zaznaczyła szefowa KE.
Następnym punktem jej podróży miało być spotkanie z premierem Bułgarii Rosenem Żelazkowem i odwiedzenie fabryki amunicji. Podróż okazała się o tyle nietypowa, że podczas podejścia do lotniska samolot z von der Leyen na pokładzie stracił dostęp do systemu GPS. Według ustaleń "Financial Times" była to "niezaprzeczalna ingerencja" ze strony Rosji. GPS przestał działać na terenie całego lotniska.
– Te ataki mają zakłócać głównie nawigację lotniczą i morską, żeby zakłócić nawigację jednostek NATO lub Ukrainy, lub pomóc zamaskować ruchy jednostek rosyjskich. Ataki takie nie są punktowe i zazwyczaj dotyczą rozległego obszaru. Trudno powiedzieć, dlaczego taki atak został przeprowadzony w Bułgarii i czy celem był jeden konkretny samolot. Zwykle nie są to ataki celowane w konkretny statek powietrzny czy okręt, więc może ten lot dostał po prostu rykoszetem – mówi w rozmowie z INNPoland dr inż. Andrzej Bartosiewicz, prezes Fundacji CISO #Poland zrzeszającej kadrę zarządzają w obszarze cyberbezpieczeństwa.
Zakłócenia GPS występują najczęściej w regionie Morza Bałtyckiego
Maszyna przez blisko godzinę krążyła nad lotniskiem, a piloci ostatecznie podjęli decyzję o podejściu do lądowania bez wsparcia elektronicznych systemów. Zamiast tego posłużyli się papierowymi mapami.
Informacje o incydencie potwierdziły władze bułgarskie. Urząd Kontroli Ruchu Lotniczego przyznał, że od 2022 roku obserwuje się coraz więcej przypadków zakłócania i fałszowania sygnału GPS. Proceder ten, jak wskazano, może powodować "różne problemy operacyjne dla statków powietrznych i systemów naziemnych".
Czy atak na GPS samolotu wymaga wielu sił i środków? – To nie jest trudne – mówi nam dr inż. Andrzej Bartosiewicz – Zakłócenie sygnału GPS można przeprowadzać na różne sposoby. Zwykle pojawia się fałszywy, specjalnie spreparowany sygnał, który jest silniejszy niż sygnał oryginalny. Na jego podstawie ustalane jest błędne położenie lub czas – tłumaczy ekspert.
Okazuje się też, że takie działania mają narodowość.
– Zwykle takie ataki przeprowadza Rosja, a obszarem, gdzie jest ich najwięcej to region Morza Bałtyckiego w okolicach obwodu królewieckiego. Czasem obejmują nawet tysiące kilometrów kwadratowych. Atak na południu, w rejonie Morza Czarnego jest mimo wszystko zaskoczeniem, chociaż może być spowodowany aktywnością okrętów i jednostek ukraińskich i chęcią Rosji, aby ingerować w ich systemy nawigacji – ocenia dr inż. Andrzej Bartosiewicz.
Rosja coraz częściej zakłóca GPS w Europie
Zakłócanie sygnału GPS to metoda znana od lat w działaniach wojskowych i wywiadowczych. Obecnie jednak państwa UE zwracają uwagę, że Rosja wykorzystuje ją również wobec celów cywilnych.
Region Morza Bałtyckiego i kraje Europy Wschodniej położone blisko granic Rosji notują rosnącą liczbę takich incydentów. To nie tylko problem dla lotnictwa – zakłócenia wpływają także na żeglugę i codzienne korzystanie z nawigacji satelitarnej.
– Żeby przeprowadzić atak w promieniu kilkuset metrów, wystarczy laptop, odpowiednie oprogramowanie, urządzenie radiowe i antena. Koszt to kilka tysięcy złotych. Sprawa robi się znacznie bardziej skomplikowana, gdy sygnał musi być odpowiednio silny, wtedy trzeba zainwestować w urządzenia i anteny nadawcze, a to już może kosztować ponad milion euro – mówi dr inż. Andrzej Bartosiewicz.
Drony nad Morzem Bałtyckim tracą zasięg GPS
Swego czasu w Polsce głośno było o przypadkach zakłócania sygnału GPS w okolicy Morza Bałtyckiego. Drony traciły kontrolę, auta według nawigacji jechały przez morze, a samoloty zmieniały trasę.
– Takich sytuacji jest dużo, występują w różnym nasileniu, czasem trwają nawet po kilka dni. W czerwcu samolot lecący do Bydgoszczy musiał lądować w Poznaniu ze względu na zakłócenia sygnału GPS – relacjonuje dr inż. Andrzej Bartosiewicz.
Dzięki międzynarodowym badaniom i sieci stacji monitorujących, które są rozmieszczone wokół Zatoki Gdańskiej, udało się precyzyjnie określić źródła sygnałów zakłócających GPS. Kluczową rolę w tych ustaleniach odegrał zespół z Uniwersytetu Morskiego w Gdyni pod kierunkiem dr. inż. kpt. ż.w. Jarosława Cydejko.
Jak wynika z triangulacji, czyli metody określania położenia źródła na podstawie kierunku nadchodzących sygnałów, główne emisje pochodzą z dwóch miejsc w rosyjskim obwodzie kaliningradzkim – z kompleksu antenowego w Okuniewie i rejonu portu Bałtijsk.
Zdjęcia satelitarne potwierdzają obecność specjalistycznego sprzętu wojskowego w tych lokalizacjach. W Okuniewie rozlokowany jest m.in. system GT-01 Murmańsk-BN – ruchomy zestaw anten zagłuszających, mogący zakłócać sygnały radiowe w promieniu do 8000 km.
Zobacz także
