Dezinformator w akcji. Śledztwo BBC ujawniło działanie rosyjskiej siatki
Śledztwo BBC ujawniło działanie rosyjskiej siatki. Zagrożenie również dla Polski Ilustracja: Sylwester Kluszczyński

Rekrutacja na Telegramie, tajne internetowe szkolenia i wreszcie działanie – publikowanie treści o tym, że "wejście do UE wymaga od obywateli zmiany orientacji seksualnej na LGBT". Dziennikarze BBC przeprowadzili śledztwo dotyczące rosyjskiej dezinformacji i ujawnili to, co dzieje się za kulisami. – Nie ma powodów sądzić, że w Polsce takie sieci nie funkcjonują – mówi INNPoland dr Klaudia Rosińska, autorka książki "Fake news. Geneza, istota, przeciwdziałanie".

REKLAMA

Ten materiał wywołał burzę w sieci. Dziennikarze BBC przeprowadzili śledztwo dotyczące rosyjskiej dezinformacji. "Zatrudnili" się na farmie trolli działającej na terenie Mołdawii. Cel istnienia farmy? Wpływ na wybory parlamentarne w Mołdawii, które mają się odbyć 28 września. Sama Mołdawia, choć jest niewielkim krajem, ma strategiczne położenie między Ukrainą a Rumunią, czyli członkiem Unii Europejskiej.

– Temat tzw. farm trolli, czyli sieci osób, które odpłatnie wykonują działania dezinformacyjne w internecie, jest już dość dobrze zbadany przez fińską dziennikarkę Jessicę Aro i teraz jeszcze dodatkowo pogłębiony przez dziennikarzy BBC. Nie ma powodów sądzić, że w Polsce takie sieci nie funkcjonują, choć nie ma także jednoznacznych dowodów na ich skalę i zasięg oddziaływania – mówi nam dr Klaudia Rosińska, autorka książki "Fake news. Geneza, istota, przeciwdziałanie" i adiunktka w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

"Nieoficjalne sondaże" oraz filmy na TikToku i Facebooku za 170 dolarów miesięcznie

Opisana przez dziennikarzy BBC działalność dezinformatorów wymierzona była w proeuropejską partię rządzącą Mołdawii – Partię Akcji i Solidarności (PAS) założoną przez prezydent Maię Sandu. Jak donoszą dziennikarze BBC, prowadzi ona w sondażach, przeganiając prorosyjski Blok Patriotyczny. Dezinformatorzy działali więc tak, żeby osłabić mocną pozycję PAS na korzyść opcji zbliżonej do Kremla.

Reporterka BBC wraz z grupą 34 nowo zatrudnionych osób uczestniczyła w tajnych szkoleniach odbywających się przez internet, które miały sprawdzić ich lojalność. Opiekowała się nimi Alina Juk, której profile w mediach społecznościowych – jak donosi BBC – sugerują związki z separatystycznym regionem Naddniestrza oraz częste wizyty w Rosji.

Juk zaoferowała dziennikarce 3 tys. lejów mołdawskich miesięcznie, czyli ok. 170 dolarów (minimalna płaca w Mołdawii w 2025 roku to 5,5 tys. lejów miesięcznie) za tworzenie i publikowanie treści zarówno na TikToku, jak i Facebooku. Pieniądze te miały pochodzić z Promsvyazbanku, czyli rosyjskiego banku państwowego obsługiwanego przez ministerstwo obrony Rosji, podmiotu objętego sankcjami.

Pracownicy rosyjskiej farmy trolli otrzymywali też wynagrodzenie za przeprowadzanie "nieoficjalnych sondaży" w Kiszyniowie. Nagrania miały posłużyć jako rzekomy dowód na sfałszowanie wyborów, gdyby to PAS, a nie partia wspierana przez Putina, miało zwyciężyć.

Dziennikarka BBC pod przykrywką otrzymała polecenie publikowania fałszywych oskarżeń dotyczących m.in. tego, że rząd Mołdawii planuje sfałszować wybory, że wejście do Unii Europejskiej wymaga od obywateli zmiany orientacji seksualnej, a także że prezydent Sandu uczestniczy w handlu dziećmi.

Wszystkie treści miały być tworzone przy pomocy ChatGPT. Jak podaje dziennikarka BBC, trollom Kremla sugerowano stosowanie satyry oraz korzystanie ze sztucznej inteligencji, ale w takim stopniu, żeby nie było to oczywiste dla odbiorców rosyjskiej propagandy.

Mołdawski oligarcha i organizacja pozarządowa. Związki dezinformatorów z Telegrama z Rosją

Analiza BBC wykazała, że sieć odpowiadała za aktywność co najmniej 90 kont na TikToku, które od stycznia opublikowały tysiące filmów. Obejrzano je łącznie 23 mln razy, podczas gdy Mołdawia ma "tylko" 2,4 mln mieszkańców. Skala działania dezinformatorów jest więc ogromna.

Odkryto również powiązania tajnej sieci finansowanej z Rosji z mołdawskim oligarchą Ilanem Shorem, który obecnie ukrywa się w Moskwie. Wielka Brytania i USA nałożyły na niego sankcje za korupcję i "złośliwe operacje wpływu Kremla".

Kolejne tropy grupy z Telegrama prowadzą do organizacji pozarządowej Evrazia. Ta powiązana jest ze wspomnianym oligarchą i również została objęta sankcjami. Powodem było rzekome przekupywanie Mołdawian, by głosowali przeciwko członkostwu w UE w ubiegłym roku.

Dziennikarze BBC znaleźli zdjęcia Aliny Juk na stronie Evrazii oraz grupę na Telegramie o nazwie "Liderzy Evrazia".

– To śledztwo potwierdziło kluczowe kwestie dotyczące działalności rosyjskich dezinformatorów, bo faktycznie już wcześniej kilkukrotnie udowodniono istnienie takich siatek. Chociażby w latach 2013-2014 rosyjscy dziennikarze śledczy opisali Internet Research Agency Jewgienija Prigożyna, farmę trolli z Petersburga – mówi INNPoland Aleksy Szymkiewicz, koordynator projektów w Stowarzyszeniu Demagog.

Polska farma trolli obsługiwała państwowe spółki i siała dezinformację. Także na rzecz TVP

Telegram to powszechne narzędzie w rękach dezinformatorów, ale nie tylko. To właśnie za pośrednictwem tej aplikacji udostępniane są boty do "rozbierania" kobiet na zdjęciach, sprzedawane są na specjalnych grupach narkotyki, podrobione dowody osobiste czy numery kont w banku.

Choć Telegram i w naszym kraju służy grupom przestępczym, nie stwierdzono do tej pory, żeby przez tę aplikację rekrutowano dezinformatorów, choć jest to bez wątpienia skuteczna forma działania.

– Zleceniobiorcy nie muszą znać swoich zleceniodawców, a to wiele ułatwia. W ten sposób działają również rosyjskie służby – mówi INNPoland Grzegorz Rzeczkowski, dziennikarz polityczny i śledczy oraz dyrektor Centrum Badań nad Dezinformacją w Collegium Civitas.

Dr Klaudia Rosińska dodaje: – Co więcej, dzięki współczesnym technologiom oddziaływanie informacyjne jest prostsze i aby było efektywne, nie wymaga obecności na terenie danego kraju. Przykładem jest operacja "Doppelgänger", w ramach której Kreml koordynował działania na terenach różnych krajów, podszywając się w internecie pod profile popularnych mediów, forsując w ten sposób narrację antyukraińską.

W Polsce szczegółowo opisano działanie jednej farmy trolli, która była aktywna za rządów Prawa i Sprawiedliwości. W 2019 roku w Newsweeku i Front Story ukazał się reportaż Katarzyny Pruszkiewicz, która na pół roku zatrudniła się do trollowania. "Obsługiwałam państwowe spółki i siałam dezinformację. Także na rzecz TVP" – pisze w swoim tekście dziennikarka.

Pablo Morales i Sok z Buraka. Polscy politycy opłacają hejterów

– W Polsce mamy aktorów "wewnętrznych", opłacanych m.in. przez polskie partie polityczne. Dziennikarz WP Szymon Jadczak ujawnił przecież, kim jest postać Pablo Moralesa czy kto stał za fanpage'em Sok z Buraka – mówi Aleksy Szymkiewicz ze Stowarzyszenia Demagog.

Pablo Morales to pseudonim użytkownika portalu X, który publikował liczne kontrowersyjne, agresywne treści – ataki na polityków, dziennikarzy, krytyka różnych środowisk. Dziennikarz Szymon Jadczak ujawnił, że za profilem stoi Bartosz Kopania, przedsiębiorca z Warszawy, który przez lata wystawiał faktury Platformie Obywatelskiej za "analizy politologiczne". Łącznie od 2015 do 2023 roku PO miała zapłacić Kopani ok. 305 tys. zł brutto.

– Tego typu płatności, jeśli pochodzą z Kremla, mogą być zlecane w kryptowalutach. Z tego powodu trudno jest czasem wskazać źródło finansowania – dodaje Szymkiewicz.

Agentura i pożyteczni idioci. Rosyjska propaganda w polskim internecie

– Jeśli chodzi o Polskę, to w mojej ocenie znacznie większym zagrożeniem niż farmy trolli są tzw. agenci wpływu. Historycznie jesteśmy krajem, w którym działalność agenturalna Rosji była i niestety wciąż jest silna. Oddziaływanie dezinformacyjne w Polsce opiera się na znanych ścieżkach podziału społecznego oraz niewyleczonych lękach wynikających z doświadczeń polskiego społeczeństwa. Służby Kremla mają dość dobrze posegmentowane grupy (po każdej ze stron sceny politycznej), do których kierują swoje przekazy po to, aby te podziały i negatywne sentymenty narastały – mówi nam dr Klaudia Rosińska.

Ekspertka tłumaczy, kim są tzw. pożyteczni idioci:

– Dziś byśmy powiedzieli influencerzy, którzy z różnych powodów, często emocji, ignorancji, ale także niewiedzy czy infantylizmu nieświadomie przenoszą narracje Kremla do tzw. mainstreamu. Większość z nich nie ma prawdopodobnie żadnych finansowych powiązań z Kremlem, ale ideowo stają się powielaczami tych narracji, znacznie zwiększając zasięg ich oddziaływania.

Śledztwo BBC wykazało, jak działają farmy trolli i sieci dezinformacyjne w Mołdawii. Ten kraj jest jednak tylko jednym z przykładów, bo mechanizmy ujawnione przez dziennikarzy, takie jak finansowanie z Rosji, wykorzystanie nowych technologii i angażowanie zarówno zawodowych dezinformatorów, jak i tzw. pożytecznych idiotów są uniwersalne i stosowane również w Polsce.

To dowód na to, że walka z dezinformacją nie jest problemem lokalnym, lecz globalnym, a jej skuteczność zależy od świadomości społecznej, rzetelnego dziennikarstwa i działań instytucji demokratycznych.