"Pensja wystarcza na karton jajek". Polski vloger ujawnia, jak naprawdę żyje się w bankrutującym państwie

Adam Sieńko
Wenezuela jest dzisiaj na skraju gospodarczej przepaści. Z kraju wyjechało już ok. 4 mln osób, ci, którzy zostali, zmagają się z szeregiem problemów. W kraju szaleje przestępczość, za pensję minimalną można kupić karton jajek, a miejscową walutę szerokim łukiem omijają już nawet uliczni handlarze. Polski vloger (autor kanału "Bez Planu") Bartek Czukiewski, opowiada w rozmowie z INN:Poland, jak wygląda codzienne życie w stolicy tego kraju - Caracas.
Bartek Czukiewski mieszka w Caracas od 8 miesięcy. Opowiada, jak wygląda życie w Wenezueli, co można kupić za miesięczną pensję i jakie są największe problemy trapiące ten kraj. arch. Bartek Czukiewski
Niedawno się przeprowadziłeś, czyli z okien mieszkania nie widzisz już bijących się prostytutek, o których opowiadałeś na swoim kanale?

Nie, teraz mieszkam w bezpiecznej dzielnicy. O ile w Caracas można mówić o bezpiecznych dzielnicach. Niedawno mojego znajomego w jednym z takich miejsc okradli. W biały dzień podeszło do niego dwóch mężczyzn z nożem i zabrali mu telefon.

Poruszanie się po stolicy Wenezueli jest bezpieczne?

Tak, chociaż zazwyczaj przemieszczam się za pomocą lokalnego odpowiednika aplikacji Uber. Są też miejsca, gdzie chodzę pieszo. Staram się po prostu omijać wąskie i opustoszałe uliczki. Gdy jesteś w tłumie, trudniej cię okraść. Byłem świadkiem sytuacji, w której przechodnie złapali ulicznego złodzieja, doszło niemal do linczu.
Wenezuela jest dzisiaj na skraju gospodarczej przepaściarch. Bartek Czukiewski
Mieszkańcy zastępują sobie policję.


Tak, Wenezuela to najbardziej zbliżone do anarchii państwo, w jakim dotychczas byłem. Tutaj ludzie często biorą sprawiedliwość we własne ręce. Nic dziwnego, policjanci zarabiają niewiele powyżej płacy minimalnej, która wynosi teraz ok. 3 dolary.

W boliwarach to miliony. Inflacja przekroczyła już 17 tys. procent, czytałem, że ludzie zrezygnowali z gotówki, a za fryzjera płaci się np. paczką papierosów.

Nie spotkałem się z czymś takim. Wiesz, w sieci jest dużo artykułów z clickbaitowymi nagłówkami i treścią, która mocno przejaskrawia rzeczywistość. Co do płacenia boliwarami – rzeczywiście gotówki używa się tutaj rzadko, bo trzeba byłoby nosić ze sobą całe walizki. Dlatego ludzie płacą kartami, nawet na ulicznych targach możesz znaleźć terminale. Za taksówkę zdarzyło mi się za to zapłacić pokazując potwierdzenie dokonania przelewu na telefonie.

Banknoty są jeszcze do czegoś potrzebne?

Gotówka służy głównie do płacenia za paliwo, które kosztuje boliwara za litr. Paliwo w Wenezueli jest prawie za darmo. W przeliczeniu na polską walutę: za 1 zł można kupić około 250 tysięcy litrów benzyny. Za droższe rzeczy, jak samochody czy mieszkania, płaci się już tylko w dolarach.

A wypłaty w jakiej walucie?

W boliwarach, ale to nie ma większego znaczenia.
arch. Bartek Czukiewski
Dlaczego?

Większości ludzi miesięczne minimalne wynagrodzenie nie starcza nawet na jedzenie. Jeśli ktoś ma nadwyżkę pieniędzy – co jest rzadkością – wymienia boliwary na dolary. To wszystko tylko nakręca inflację, bo pozbywanie się przez ludzi boliwarów powoduje, że tanieją one jeszcze szybciej.

W Zimbabwe też była hiperinflacja i to idąca w miliony procent. W pewnym momencie kraj przeszedł po prostu na dolary amerykańskie.

Tutaj to nie przejdzie. Rządzący od kilkunastu lat chaviści nie przepadają – delikatnie ujmując – za USA, więc oficjalnie nigdy nie będzie to miało miejsca.

A jak ty sobie radzisz z tą inflacją?

Oszczędności trzymam w dolarach. Miesiąc temu dałem się jednak na chwilę zwieść. Kurs amerykańskiej waluty się ustabilizował, pomyślałem: „Wymienię sobie 1000 dolarów na boliwary”. I to był duży błąd, bo chwilę później znów zaczęły się spadki i w ciągu dwóch tygodni straciłem 55 procent oszczędności.

Co się w ogóle podkusiło żeby tam wyjechać?

Lubię podróże. Mieszkałem już w USA, Azji i w różnych państwach Europy, trochę czasu spędziłem w Naddniestrzu. Szukam państw, w których jest ciekawie - gdzie nie ma zwykłego życia opartego na konsumowaniu, a największym dylematem jest wybór mebli do mieszkania. Mieszkańcy Wenezueli mają ciężkie życie, ale ich świat nie kręci się wokół zarabiania. Rozmowy z nimi są dla mnie ciekawsze.

Nie masz poczucia, że jesteś jak turysta wpuszczony do faveli? Oglądasz ubóstwo, ale de facto nie masz pojęcia, jak ci ludzie żyją. Nie doświadczasz go i nie doświadczysz, bo funkcjonujesz w tym środowisku na swoich warunkach.

Oczywiście tak jest. Nie będę udawał, że stałem się częścią społeczeństwa wenezuelskiego. Prowadzę firmę w Polsce, zarabiam w złotówkach. Nie staram się przyjąć ich zwyczajów. Jestem tylko obserwatorem. Ale życie tutaj jest bywa niewygodne nawet jeżeli masz pieniądze. Przykład? Teraz możemy rozmawiać tylko dzięki temu, że mam internet mobilny. Ten stacjonarny działa tutaj potwornie wolno, niezależnie od tego, gdzie jesteś. A to przecież i tak jedna z mniejszych niedogodności.
Życie na ulicach Caracas toczy się normalnie - opowiada Czukiewskiarch. Bartek Czukiewski
No właśnie, w internecie można natrafić na zdjęcia pustych półek sklepowych. To kolejny fake news? Na twoim vlogu aż takich problemów z zaopatrzeniem nie widziałem.

Odkąd państwo przestało regulować ceny, koszt żywności poszedł w górę. Dlatego jedzenie w sklepach można dostać bez jakichś dużych problemów. Co ciekawe, w większych sklepach często na półkach sklepowych nie ma cen, zastąpiły je tabliczki z kodami kreskowymi. To wygodne, bo w innym wypadku trzeba byłoby je wymieniać co chwilę. Restauracje naklejają często w menu papierowy prostokąt z nowymi cenami.

Co można kupić za płace minimalną?

Karton jajek – około 20 czy 30 sztuk. Dodajmy też, że tyle dostaje przeważająca część społeczeństwa, to nie jest problem garstki najgorzej opłacanych pracowników.

To za co żyją?

Dostają paczki z jedzeniem od pracodawców. Teoretycznie raz na 2 tygodnie, często paczki przychodzą jednak raz w miesiącu. Za pieniądze kupuje się natomiast rzeczy, którymi można się tanio najeść – np. kukurydzę. Wenezuelczycy robią z niej mąkę kukurydzianą, a potem arepy (rodzaj małej tortilli – przyp. red.). Część ludzi dostaje też pieniądze od rodziny, która już wyjechała z kraju.

A wyjechało bardzo wielu Wenezuelczyków. Mówi się o 4 milionach.

Tak, to dla nich bardzo niewdzięczny temat. Kilkadziesiąt lat temu byli gospodarczą potęgą w Ameryce Łacińskiej. To obywatele innych państw przyjeżdżali do nich. Teraz sytuacja się odwróciła.

Można tak oficjalnie wyjechać?

Trzeba długo czekać na paszport, często załatwienie go w normalny sposób nie wchodzi w grę. Osobom, którym kończy się ważność starego dokumentu nie wydaje się nowego, tylko wkleja się karteczkę do środka. To dlatego, że brakuje papieru. Innym ograniczeniem jest to, że nie możesz kupić biletu w jedną stronę – celnicy wymagają dowodu, że wrócisz do kraju. Same ceny biletów są zresztą dla Wenezuelczyków często ogromną przeszkodą.
Fawela na obrzeżach Caracas z lotu ptakaarch. Bartek Czukiewski
Gdzie wyjeżdżają Wenezuelczycy?

Przede wszystkim do Kolumbii, ale też do Chile, Peru i Ekwadoru. Co bogatsi uciekają do USA i Europy. Większość z nich, ze względu na cenę, wybiera drogę lądową przez co na granicy z Kolumbią stoi się dzisiaj około 3-4 dni.

Na twoich nagraniach tego nastroju grozy jednak nie czuć.



Znajduje odbicie w architekturze. W oczy rzucają się np. ogromne arterie miejskie. Na początku lat 70. Wenezuela była najbogatszym państwem Ameryki Łacińskiej. Do Caracas przyjeżdżali znani architekci, powstawały olśniewające fasady budynków. Dzisiaj wszystko stopniowo popada w ruinę, na tych arteriach dziury są tak wielkie, że samochody ledwo się toczą. A przecież Wenezuelczycy mają ropę, asfaltu powinno być tu w bród.

Tak samo jak z energią elektryczną. Mówiłeś że elektrownia, która miała zamieniać ropę w elektryczność nie działa.

Tak, słyszałem to z dobrego źródła. Na jej budowę poszły duże pieniądze, ale to był jeden wielki przekręt. Elektrownia cały czas się psuje, na prowincji często brakuje prądu.

Jeszcze gorzej jest z dostępem do wody, której brakuje też w stolicy.

Tak, to było dla mnie zaskoczenie. Standardem jest to, że woda pojawia się 3 razy dziennie po 15 minut. Każdy blok ma określone godziny, kiedy mieszkańcy mogą się spodziewać, że nagle popłynie z kranów. To jest moment, gdy można na zapas napełnić zbiorniki. Różnie z tym jednak bywa – mnie niedawno taka dostawa wystarczyła na napełnienie połowy butelki po wodzie.
Litr benzyny kosztuje mniej niż grosz. Dzięki temu mieszkańców wciąż stać na poruszanie się samochodamiarch. Bartek Czukiewski
Czemu tak?

Bo rury są stare i często pękają. Podobno jeżeli nie naprawia się ich na bieżąco, a tak właśnie jest, to za chwilę trzeba będzie wymieniać całą instalację. Wszystko jest tutaj zaniedbane. Tak samo z infrastrukturą do wydobywania ropy – to m.in. przez liczne awarie Wenezuela nie może wydobywać tyle „czarnego złota”, ile byłaby w stanie.

To właśnie paradoks. Siedzą na ropie, a klepią biedę.

To właśnie ona pośrednio stała się ich przekleństwem. Zachłysnęli się importem i praktycznie zlikwidowali własną produkcję. Kiedyś sprowadzali z zagranicy 2/10 produktów, dzisiaj 8/10. Ale ceny ropy nie są stałe, gdy zaczęły spadać, okazało się, że nie ma już za co kupować. Cała gospodarką siadła.

Rozbuchane programy socjalne poprzedniego prezydenta Hugo Chaveza też stały się już dzisiaj bardziej balastem dla budżetu niż realną pomocą dla najuboższych.

Tak, ale nie uważam tych reform za zło wcielone. Największym problemem Wenezueli były zawsze i są: złe zarządzanie, korupcja, nieodpowiedzialna polityka, brak umiejętności planowania i przewidywania.
Wysokie płoty podpięte pod prąd, fosy i ochrona na recepcji - tak elita finansowa Wenezueli próbuje chronić się przed przestępcamiarch. Bartek Czukiewski
Tak na co dzień Wenezuelczycy są rozpolitykowani?

Tak, ale nie mają poczucia sprawczości. Opozycja całkowicie odpuściła walkę, uważa, że zwołana przez prezydenta Maduro Konstytuanta (która zastąpiła rozwiązany parlament - przyp. red.) była nielegalna. Komisja wyborcza od lat rządzona jest przez tą samą osobę. Panuje apatia i ogólna nieufność. Władza Maduro jest raczej niezagrożona. Zresztą Wenezuelczycy zdają sobie sprawę, że nawet jeżeli opozycja doszłaby do władzy, to sytuacja gospodarcza prędko się nie zmieni.

Siedząc tam na miejscu i śledząc wydarzenia – widzisz szansę na zmiany?

Nie, w ciągu najbliższych lat moim zdaniem sytuacja nie ulegnie znacznej poprawie, a Wenezuelczycy nadal będą masowo opuszczać swój kraj.
Helena Krajewska
redaktor portalu "Iberoameryka"

Postępujący kryzys, który już od kilku lat trawi wenezuelską gospodarkę, jest konsekwencją decyzji podejmowanych zarówno przez obecną, jak i poprzednie administracje. Nie można także zapominać o szczególnych uwarunkowaniach historycznych: niestabilności rządów w XIX w., szybkim uprzemysłowieniu i uwolnieniu rynku wydobywczego w latach brutalnej dyktatury Marcosa Péreza Jiméneza, wreszcie Pakt z Punto Fijo, który od 1958 do 1989 r. sterował wenezuelską demokracją. W ramach Paktu partie AD i COPEI przekazywały sobie władzę w pokojowy sposób, a społeczeństwo akceptowało ten stan rzeczy, korzystając ze stabilizacji, jaką przyniosła owa “dżentelmeńska umowa”. Niestety, zachłyśnięcie się naftową hossą lat 70. i nacjonalizacja przemysłu naftowego przy niezbornych próbach rozwinięcia innych sfer gospodarki oraz narastającej korupcji w administracji państwowej odbiły się czkawką rządom, które zmuszone były poradzić sobie ze słynną “straconą dekadą” lat 80. Caracazo, protesty, które wybuchły po podniesieniu cen paliw na pocz. lat 90. potwierdziły, że Pakt z Punto Fijo przestał działać, a silnie rozwarstwione społeczeństwo coraz mocniej skłaniała się ku propozycjom, mającym uzdrowić wenezuelską gospodarkę.

Wybór Hugo Cháveza na prezydenta w 1999 r. stanowił naturalną kolej rzeczy: obiecał wyrównanie szans, opiekę socjalną i uchronienie kraju przed interwencjonizmem Białego Domu oraz prywatyzacją narodowego skarbu - ropy naftowej. Nie da się zaprzeczyć, że podczas kolejnych 14 lat wskaźniki ubóstwa spadły, a skolaryzacji i dostępu do ochrony zdrowia wzrosły, było to jednak możliwe jedynie dzięki ogromnemu rynkowi zbytu na ropę. Brak podjęcia kluczowych decyzji ws. rozwinięcia innych dziedzin gospodarki czy koniecznego unowocześnienia przemysłu wydobywczego, korupcja i zależności na najwyższych szczeblach władzy oraz używanie misji boliwariańskich w celu zwiększenia popularności nowego prezydenta, Nicolása Maduro, doprowadziły Wenezuelę na skraj bankructwa.