Ściąga dziesiątki Polaków do Bollywood. Praca tam to kocioł, ale oni to kochają

Mariusz Janik
Poszukiwanie Polaków w Bollywood dla wielu polskich kinomanów może się wydawać abstrakcją. To jednak błąd: od kilku lat nasi rodzimi filmowcy mają w Indiach ambasadorkę, reprezentującą Film Poland Productions i agencję Choice Talents, Julię Piekiełko. Dzięki niej do indyjskiej „fabryki snów” wyjeżdża coraz więcej polskich specjalistów, którzy wracają nie tylko z międzynarodowymi kontraktami, ale i docenianymi na świecie nagrodami.
Julia Piekiełko od 2015 r. pracuje w Bombaju jako przedstawicielka agencji Choice Talents, organizując polskim filmowcom kontrakty w Bollywood. Fot. archiwum Julii Piekiełko
Blisko trzygodzinne kino akcji, które na całym świecie zarobiło 90 milionów dolarów, a zdjęcia do niego zrobił Polak? „Tiger Zinda Hai”, bollywoodzki blockbuster, który przebojem wbił się do pierwszej dzięsiątki najchętniej oglądanych filmów w Indiach. W Polsce słyszeli o nim zapewne tylko koneserzy, podobnie jak o autorze zdjęć Marcinie Łaskawcu.

Wcześniej nazwisko operatora przewinęło się wśród nominacji do OFFskarów, Nagród Polskiego Kina Niezależnego, był też laureatem 14. edycji konkursu Kodak Student Commercial Competition. Dzisiaj Łaskawiec jest znany na całym świecie jako laureat „indyjskiego Oscara”, tegorocznej nagrody IIFA za najlepsze zdjęcia. Ale cichymi współautorami tego sukcesu są Julia Piekiełko i reprezentowaną przez nią agencja Choice Talents.


Z Polski do Indii
– Nie, nie uciekł mi samolot – śmieje się Piekiełko, dopytywana, jakim cudem trafiła do Bollywood. Film Poland Productions od lat sprowadzało indyjskich filmowców do Polski, organizując im zdjęcia w rozmaitych rozsianych po kraju lokalizacjach, scenerię, specjalistów, kaskaderów, statystów. W 2015 r. firma doszła do wniosku, że czas odwrócić proporcje i zdobyć przyczółek na subkontynencie.

Osobą odpowiedzialną za ten przyczółek stała się właśnie Julia Piekiełko. – Tak też powstało Choice Talents. Zaczęliśmy od pracy przy filmie „Mardaani”, potem było wiele kolejnych filmów i reklam, ostatnio właśnie ta duża produkcja, „Tiger Zinda Hai” – opowiada. Dziś Film Polska działa już dwutorowo: wciąż współorganizuje produkcję filmów w Polsce, a jednocześnie oferuje w portfolio usługi trzydziestu (w chwili obecnej) utalentowanych specjalistów.
"Tiger ZInda Hai": indyjski blockbuster, który zarobił do tej pory ponad 90 mln dolarów i otworzył drzwi do kariery Marcina Łaskawca.Fot. archiwum Julii Piekiełko
– Mamy polskie i zagraniczne talenty w zakresie usług operatorskich, kina akcji, specjalistów od kaskaderki, wrestlerów. Pracują przy kilku nowych projektach, Marcin Łaskawiec przykładowo przy nowej produkcji reżysera „Tiger Zinda Hai”, która powinna trafić do kin w przyszłym roku – wylicza nasza rozmówczyni.

W Bollywood pracowali już tacy operatorzy młodego pokolenia, jak Michał Łuka czy Michał Sosna. Lead-animatorem przy nagradzanej na świecie indyjskiej super-produkcji „Tokri” był Adam Wyrwas.

Szukanie chemii między klientem a talentem
Czy warto być w Bollywood? Cóż, budżet „Tiger Zinda Hai” niewiele dzieli już od budżetów konstruowanych dla blockbusterów z Hollywood. Takich produkcji jest coraz więcej, przy miliardowym rynku potencjalnych widzów można zakładać, że ich liczba będzie tylko rosła, tym bardziej, że Hindusi zaczynają robić kino akcji nie gorzej niż ci z Los Angeles.

– W tym momencie, po wielu latach kolaboracji, mamy producentów, którzy pracują z nami non stop. Wracają, widać uznają, że usługa została dobrze wykonana – podkreśla Piekiełko. Według niej to zasługa starannie prowadzonego procesu poszukiwania chemii między klientami a proponowanym im talentem.

– To nie są osoby pierwsze z brzegu. Kandydata staramy się wyłonić na podstawie prereferencji producenta i reżysera. Najważniejsza jest kreatywność, potem dopiero budżet i logistyka. To selekcja, rozmowy, referencje – mówi.

Firma źle na tym nie wychodzi, choć Julia Piekiełko nie chce mówić o pieniądzach. – Wyszliśmy od pasji, nie koncentrując się wyłącznie na zyskach czy stratach. Oczywiście, musimy wszystko dokładnie policzyć, to aspekt każdej działalności, ale nie jest dla nas najważniejsze mnożenie zysków – podsumowuje.
Praca na planie filmowym w Indiach różni się od pracy w Polsce: przede wszystkim długością trwania zdjęć, liczebnością ekipy, rytmem pracy.Fot. archiwum Julii Piekiełko
Nieco więcej dowiemy się o warunkach pracy, na jakie mogą liczyć specjaliści z Choice Talents w Indiach. – Na pewno są to stawki, które równają się polskim stawkom filmowym. Ale też szacuje się je zupełnie inaczej: np. harmonogram realizacji filmy to nie są „kalendarzówki”, jak w Polsce – po 30 dni. To raczej kalendarzówki po 150 dni, co najmniej kilka miesięcy. Kontrakty są na tyle długie i złożone, że trudno robić proste porównania – kwituje.

Telefon może zadzwonić o dowolnej porze
Praca w Bollywood niewątpliwie różni się od tego, do czego przyzwyczajeni są polscy filmowcy. Ilość dni na planie, liczebność towarzyszącej aktorom ekipy – niepomiernie większa niż w Polsce, struktura tej ekipy, pozycja aktorów – którzy w Indiach mają często więcej do powiedzenia niż producent. Plus wszystkie różnice kulturowe, mentalność, poczucie czasu i podejście do zobowiązań.

Julia Piekiełko spędziła w Indiach rok, zanim udało się zdobyć pierwszy kontrakt. – Samo wdrożenie koncepcji agencji dla techników filmowych było trudne, czegoś takiego tu nie było. Zaczyna się więc od mniejszych produkcji i stopniowo pozyskuje kontakty i zaufanie. Bywa, że dzwoni telefon i nasza firma dostaje propozycję, co do której trzeba podjąć decyzję w ciągu kilkunastu godzin, a nie dni czy tygodni – opowiada.
Na planie zdjęciowym bollywoodzkiego filmu zdanie gwiazdy ekranu może znaczyć więcej niż opinia producenta.Fot. archiwum Julii Piekiełko
Produkcja filmu w Bombaju to kocioł, który nieustannie wrze: zmienia się dostępność aktorów, lokalizacji, specjalistów. Bywają wielodniowe niespodziewane przerwy w zdjęciach, potem nadrabiane pracą na okrągło przez całą dobę. Telefon może zadzwonić o dowolnej porze dnia i nocy, nie odbierasz, tracisz swoją szansę.

– Większość osób od nas odnalazła się w tym klimacie – podkreśla Piekiełko. – Mamy dobrego nosa, potrafimy znaleźć ludzi ze specyficznym charakterem.

Rynek w Bollywood spodobałby się inwestorom. – Tu ma się bardzo wysokie oczekiwania wobec producentów, skrypty są często komercyjne, nastawione na zabawę i pokazujące radość życia. Obecność gwiazdy ma prowadzić do awansu w rankingach i sukcesów frekwencyjnych – opowiada.

Inwestycja w film, zyski w turystach
Polscy filmowcy mogliby na tym boomie skorzystać, być może bardziej niż do tej pory.

– Europejskie miasta walczą o uwagę, kusząc gwiazdy i producentów Bollywood do przyjazdu i odkrywania nowych możliwości. Hiszpania czy Szwajcaria wiele inwestują, żeby potem ściągać tłumy turystów. I Polska jest niewątpliwie atrakcyjnym miejscem dla indyjskich producentów – podkreśla Piekiełko.

Atuty? Zróżnicowany krajobraz, bliskość zarówno gór, jak i morza – z krańca na kraniec da się dojechać w ciągu jednego dnia. Zagraniczne ekipy filmowe mogą, przynajmniej w niektórych przypadkach liczyć na ulgi finansowe czy wręcz dofinansowanie.

Na miejscu są wykwalifikowani specjaliści – przecież portfolio Choice Talents nie wyczerpuje wszystkich możliwości. Na plus działa też renoma Polaków: w Bollywood jesteśmy kojarzeni z pracowitością, wynikami przekraczającymi oczekiwania, wysokim stawianiem poprzeczki.