Koniec z obiadami w galeriach handlowych? Zakaz handlu w niedziele wymiecie z nich restauratorów

Adam Sieńko
Właściciele punktów gastronomicznych w galeriach handlowych zgodzili się na wysokie stawki wynajmu, wierząc, że lokalizacja zapewni im duże obroty. Negocjowali je przed wprowadzeniem zakazu handlu w niedziele. Teraz stoją pod ścianą – jeżeli wynajmujący nie zgodzą się na obniżki, będą musieli zwijać interes.
Zakaz handlu w niedziele uderzył w restauratorów Dawid Żuchowicz/Agencja Gazeta
Restauracje i kawiarnie to jedne z tych punktów, które mają prawo do otwierania swoich podwojów w dni z zakazem handlu. Nie oznacza to jednak, że nowe przepisy nie wpłynęły na rentowność ich biznesu. W weekendy gastronomia zlokalizowana w galeriach handlowych korzystała bowiem na ruchu generowanym przez sklepy.

Gdy te zaczęły się zamykać na dwie niedziele w miesiącu, obroty restauratorów znacznie spadły. - Gastronomia największe obroty miała w weekendy. To były najlepsze dni, kiedy najemcy mocno odbijali się – wyjaśnia money.pl specjalista ds. ekspansji sieci handlowych Andrzej Lorek.


Portal podaje przykład Fahrana Aziza - właściciela sieci Erbil Doner Kebab. Przedsiębiorca szacuje, że po wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele, jego miesięczne obroty spadły o 30 proc. Mężczyzna narzeka również, że operatorzy galerii nie reagują na problemy i nie chcą negocjować umów. A te podpisywane były na wiele lat – często w momencie, w których o ograniczeniach w handlu nikt jeszcze nie wspominał.

– Na razie nie mamy takich planów, by renegocjować już obowiązujące umowy. Z czasem trzeba będzie się może zastanowić, czy zamiast gastronomi nie zagospodarować tej przestrzeni na inny cel – powiedział anonimowo money.pl menedżer jednej z warszawskich galerii handlowych.

Z badań Retail Institute dla "Rzeczpospolitej" wynika, że od marca (czyli momentu wprowadzenia nowych przepisów w życie) frekwencja w galeriach w niehandlowe niedziele spadła o 58,2 proc. Poza restauracjami, najbardziej straciły na tym kina.