Najgorsze polskie lotnisko upada i wpada w ręce państwowej firmy. Ujawniono nowe fakty
Jeśli myślisz, że jesteś nikomu niepotrzebny, pomyśl o lotnisku w Radomiu" – mówi stary dowcip. Słowo stało się ciałem, port lotniczy z kretesem bankrutuje. A po upadku przejmie je Przedsiębiorstwo Państwowe "Porty Lotnicze" i włoży w nie kolejne setki milionów. Ale Radom i tak zapłaci bajońską sumę za pozbycie się trefnej inwestycji.
Dotychczas lotniskiem zarządzały władze Radomia. Cały projekt pochłonął 120 mln złotych. W 2017 roku obsłużyło mizerne 11 tysięcy pasażerów. To 9 razy mniej, niż maleńki port w Szymanach, położony 10 km od Szczytna i 56 km od Olsztyna.
Lotnisko w Radomiu
Ostatni rejsowy samolot odleciał z Radomia jesienią zeszłego roku, od tej pory czasem lądują tam niewielkie prywatne maszyny. To za mało, by lotnisko zarabiało, tym bardziej, że zatrudnia ponad 100 osób, a jego utrzymanie pochłania kilka milionów rocznie.
PPL chce, by Radom stał się lotniskiem zapasowym dla Okęcia. Ale aby tak się stało, musi je najpierw przejąć, a następnie kosztem pół miliarda złotych powiększyć.
I zrobi to w dużej mierze za pieniądze Radomia. Miasto prawdopodobnie zapłaci (od 2020 do 2040 roku) nabywcy aż 350 mln złotych. Dlaczego? Jak tłumaczą politycy z Prawa i Sprawiedliwości, Państwowe Porty Lotnicze, rozbudowując lotnisko, podniosą wartość gruntów, których właścicielem wciąż będzie miasto.