"Polscy nauczyciele mogą uczyć się od Youtuberów". Już połowa uczniów wiedzę czerpie z filmików
Polscy uczniowie zamiast umierać z nudów pod szkolną tablicą woli odpalić sobie filmik edukacyjny na Youtubie. Z badań przeprowadzonych przez Brainly wynika, że w ten sposób wiedzę o świecie zdobywa już połowa z nich. Najpopularniejsi influencerzy mają po kilkaset tysięcy subskrybentów.
Jak tego uniknąć? Autor kanału SciFun po prostu wziął cukier w kostkach oraz młotek i wszedł z nimi do ciemni. Chwilę później kamera na podczerwień zarejestrowała błysk, pojawiający się w momencie uderzenia narzędzia . – Tryboluminescencja to emisja światła związana z nagłym rozrywaniem połączeń w niektórych materiałach – wyjaśnia vloger. Efekt to ponad 1,3 tys. komentarzy od zachwyconych followersów. Uwierzycie? Pod filmikiem o tryboluminescencji.
Z czego wynika taka popularność edukacyjna YT? Czy to kwestia siły przyciągania i atrakcyjności internetu czy raczej słabości nauczycieli, którzy w szkole nie potrafią sprzedać dokładnie samej wiedzy? A może coś jeszcze? Może to kwestia percepcji młodego pokolenia, które urodziło się z tabletami w rękach i ma problemy ze skupieniem się na belfrze perorującym przy szkolnej tablicy?
– Moim zdaniem chodzi głównie o to ostatnie – komentuje dla INNPoland.pl Barbara Strycharczyk, współpracownik Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i nauczycielka języka łacińskiego i kultury antycznej w Liceum Ogólnokształcącym Stowarzyszenia STERNIK. Strycharczyk podkreśla, że sama korzysta i zachęca nauczycieli do korzystania z filmów zamieszczonych na Youtube.
– Przydają się nawet w przedmiocie, którego nauczam. Staram się jednak sama kierować uczniów na wartościowe nagrania. W internecie można znaleźć zarówno fantastyczne pozycje, jak i filmy o bardzo małej wartości edukacyjnej – zastrzega.
Taka polityka wydaje się dużo mądrzejsza niż obrażanie się na rzeczywistość. Tym bardziej, że ze wspomnianych już badań Brainly wynika, że informacje znalezione w sieci weryfikuje mniej niż połowa uczniów (48 proc.).
123rf.com/stockbroker/zdjęcie seryjne
Vlogerzy z całego świata opanowali do perfekcji jedną rzecz – umiejętność pracy przed kamerą. Dzięki temu ogląda się ich z niekłamaną przyjemnością. Jeżeli dodamy do tego zdolność do tłumaczenia zawiłej teorii w przystępny dla laika sposób otrzymujemy... znakomitego nauczyciela.
– Polecam nauczycielom, by uczyli się Youtuberów. W naszej szkole pokazujemy uczniom, jak zachowywać się przed kamerą. Dzięki temu dowiadują się, że nie powinni układać długich zdań, że muszą ułożyć sobie tekst wcześniej i że musi być dłuższy od tego, który ostatecznie wygłoszą – opowiada Strycharczyk.
Kłopot z nauczycielami
Inna sprawa, że z zawodem nauczyciela w Polsce również nie jest najlepiej. Polskim belfrom nierzadko brakuje umiejętności miękkich. Suchej nitki na ich możliwościach nie zostawił ubiegłoroczny raport NIK. Inspektorzy zauważyli, że coraz wyraźniejszą tendencją w szkołach jest tzw. „selekcja negatywna”. Niemal co 10. belfer miał na maturze wynik w przedziale od 30 do 49 punktów. Co oznacza, że egzamin dojrzałości zdał z dużym trudem.
Podobne obserwacje miała zresztą liderka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. – Z moich obserwacji wynika, że do zawodu często idą najsłabsi studenci. Jak można później wymagać, by kształcili nam olimpijczyków, skoro sami mają problemy z rozwiązywaniem zadań na tym poziomie? – opowiadała w rozmowie z INNPoland.pl.
Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Edu-tech to dzisiaj duża i rozwijająca się branża. „Matma w Głowie” w ciągu roku urosła z 5 do 11 tys. użytkowników. Mianem potentata śmiało można by już określić Brainly – serwis do wymiany wiedzy między użytkownikami – który miesięcznie osiąga nawet do 100 milionów unikalnych użytkowników.
Bystroń zauważa, że internet i nowe technologie w ogóle wciąż kojarzą się wielu Polakom głównie z dostarczaniem rozrywki. – Tymczasem to przyszłość naszej edukacji.Nie ma od tego odwrotu – puentuje.