Dopalacze zabijają w Łodzi. Tęsknię za narkotykami – mówi policjant

Konrad Bagiński
Kilkoro umarło w szpitalach. Inni padli na ulicy. Jednego znaleziono martwego w jego mieszkaniu – w dłoni trzymał szklaną rurkę z resztkami niedopalonego dopalacza. W Łodzi i Bełchatowie dopalacze zbierają śmiertelne żniwo. Wszystko brzmi przerażająco – nie wiadomo co zabija, nie wiadomo czemu ludzie biorą takie świństwa.
Dopalacze można zamówić przez internet. Dilerzy dowożą je 24 h na dobę fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Dwa lata temu władze Łodzi ogłosiły, że udało im się wygrać walkę z dopalaczami. Wtedy w mieście zamknięto ostatni sklep z dopalaczami i wszyscy uznali to za sukces. Jakże się mylili – dziś Łódź i okolice to potężne zagłębie dopalaczy, od których umierają kolejni ludzie.

W Polsce z niedowierzaniem czyta się doniesienia z Rosji, gdzie dosłownie tysiące osób umiera po zażywaniu narkotyku zwanego krokodylem. Nazwa wzięła się od tego, że dosłownie rozpuszcza tkanki a na gnijącej skórze ofiar pojawiają się zielone plamy. To dezomorfina, czyli mieszanka kodeiny, oleju przemysłowego, czerwonego fosforu i jodu.


Jest tak śmiertelna, że dystrybucją krokodyla nie chcą zajmować się potężne rosyjskie gangi. Dezomorfinę wstrzykuje się do żył. Nie rozprzestrzeniła się silnie na inne kraje, ale w Rosji uzależnionych od krokodyla jest ćwierć miliona ludzi. Żyją krótko, umierają mniej więcej po 2 latach zażywania narkotyku. Rocznie krokodyl zabija ok. 30 000 ludzi.

Polska to jednak nie Rosja i nawet kilkanaście ofiar dopalaczy robi wrażenie. Tym bardziej, że większość nowych zgonów odnotowano w Łodzi i Bełchatowie. To już poważny problem – w jednym tygodniu zmarło tyle ludzi, ile do tej pory przez pół roku.

Grozę sieje także flakka, narkotyk produkowany prawdopodobnie w Chinach. I został stworzony na wschodzie, jako odpowiedź na inne narkotyki. Jest tani i teoretycznie nie jest nielegalny – jego skład jest równie tajemniczy, jak dostępnych w Polsce dopalaczy. Ludzie, którzy go zażywają stają się agresywni (potrafią atakować innych, nawet ich gryźć) a jednocześnie nie czują bólu.
Policja i władze miejskie zrobiły wiele, by wyeliminować sklepy z dopalaczami z ulic. W efekcie handel przeniósł się do internetuFot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Czy śmiertelny łódzki dopalacz to krokodyl lub flakka? Raczej nie. Pierwszy trzeba wstrzyknąć. Drugi robi z ludzi agresywne bestie. Tymczasem relacje osób uratowanych od przedawkowania łódzkich dopalaczy miały inne wizje. Wpadały w paranoję, wydawało im się, że ktoś je śledzi, chce zabić. Były przerażone, chciały uciekać.

Jaki dopalacz zabija w Łodzi i Bełchatowie?
Nie wiadomo. Ewelina Maciejewska, rzecznik bełchatowskiej Policji przyznaje, że na razie nie sposób się tego dowiedzieć. Z jednej prostej przyczyny: praca policyjnych laborantów to nie serial CSI. Rozłożenie substancji na czynniki pierwsze i sprawdzenie z czym mamy do czynienia, potrwa dość długo.

Tym bardziej, że dopalacze są mieszankami wielu różnych środków chemicznych o niewiadomym działaniu. Po drugie – sekcje zwłok i badania toksykologiczne również zajmą sporo czasu. Tak już po prostu jest. Odpowiedzi nie doczekamy się więc szybko.

Paradoksalnie przyczyną tragedii w Łódzkiem może być nowe prawo, jakie właśnie uchwalono. Zakłada ono, że sprzedaż dopalaczy będzie traktowana na równi z narkotykami. A więc dysponujący dużymi zapasami dilerzy pozbywają się towaru, prawdopodobnie mieszając różne substancje. Przy okazji zabijają swoich klientów. Tak przynajmniej podejrzewają policjanci.

Dlaczego Łódź i Bełchatów?
To kolejne pytanie bez klarownej odpowiedzi.

– Ja naprawdę miło wspominam czasy, gdy ścigaliśmy dilerów starych poczciwych narkotyków. Wszystko było jasne i klarowne. Również u nich – im czystszy mieli towar, tym był droższy i lepszy. Teraz dzieciaki trują się jakimś świństwem, którego składu nikt nie zna. I nawet w szpitalu nie wiedzą, jak im pomóc – mówi mi policjant z wieloletnim stażem, weteran walki z narkotykową mafią.
Sklepy z dopalaczami nękały wszystkie służby.Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta
– Marihuaną nikt się na śmierć nie zapalił, w przypadku przedawkowania kokainy też wiadomo, co podawać. A tu? Można tylko patrzeć, jak umiera. Bo nie wiadomo, czy go stymulować, czy uspokajać. Coś, co jest teoretycznie lekiem, może go dobić – dodaje.

W jednym punkcie nie ma do końca racji. To nie dzieciaki – wśród ostatnich ofiar najmłodsza ma 19 lat, najstarsza pod czterdziestkę.

– To nie są tylko dzieci i młodzież, ale też dorośli. Nie wiem, czy nie potrafią racjonalnie myśleć, czy spróbować czegoś nowego? Bo nie mam pojęcia czemu decydują się na branie podobnych środków, co może nimi kierować. Może chodzi o konflikty, może o nadmiar wolnego czasu. Takich czynników pewnie jest wiele – mówi nam Ewelina Maciejewska.

Dlaczego w innych miastach nie ma takich tragedii?
Tego też nikt nie wie. Pewne jest to, że akurat w Łodzi dopalacze zrobiły furorę. To tu rozkręcił swój biznes Dawid B., zwany „królem dopalaczy”. W 2010 roku miał 23 lata, bajeczne zyski i sieć sklepów stacjonarnych w całym kraju. Stał się milionerem, obecnie końca dobiega jego proces przed łódzkim sądem.

To, że Polsce praktycznie nie ma już sklepów z dopalaczami, nie znaczy, że nie można ich kupić. W internecie aż roi się od ogłoszeń o sprzedaży tych środków. Wystarczy 50 – 60 złotych w gotówce, a diler przywiezie nam towar pod klatkę schodową.

– Na terenie Bełchatowa nie ma żadnego stacjonarnego sklepu. Osoby, które chcą je kupić, muszą nabywać je przez internet albo od tych, którzy zajmują się dystrybucją takich niebezpiecznych substancji – mówi nam Ewelina Maciejewska.

W tym mieście w ostatnich dniach po zażyciu dopalaczy zmarły 4 osoby.

A policja szybko złapała trójkę dilerów. Usłyszeli zarzuty, prokurator wystąpił o areszt. Dwójce grozi do 8 lat więzienia za wprowadzenie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji. Trzecia osoba, 37-letnia bełchatowianka może dostać nawet 12 lat, bo jej klient nie przeżył kontaktu z dopalaczem.

Ale to już było
Dziś mało kto pamięta, ale bardzo podobna sytuacja miała miejsce 2 lata temu. 1 lipca 2015 roku Sejm rozszerzył listę substancji zakazanych. Dołączono do niej to, co naukowcom udało się znaleźć w dopalaczach. Wiele sklepów oferowało (to nie żart) „zabójcze promocje”, zniżki, gratisy etc. Skończyło się falą ciężkich zatruć dopalaczem o rynkowej nazwie Mocarz.

A już miesiąc później chemicy pracujący dla branży dopalaczy stworzyli nowe receptury, oparte na substancjach, które nie były zakazane.

Tylko że dziś jest trochę inaczej – bo nawet rynkowe nazwy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Wiadomo tylko, że to śmiertelnie niebezpieczne substancje.

– Nie znamy ich składu, ani nazwy. Zresztą pod jedną nazwą mogą występować różne środki a składy jakiegoś dopalacza mogą się zmieniać. Ktoś, kto kupuje środek o danej nazwie, nie wie co bierze – podkreśla Maciejewska.