XXI wiek, a my wciąż płacimy za wodę w restauracjach. „To źle pojęta oszczędność restauratorów"

Adam Sieńko
Jedna z warszawskich klubokawiarni pochwaliła się właśnie, że możemy się u niej napić wody za darmo. Niby nic, to tylko potwierdzenie zachodniego standardu obsługi klienta. W Polsce wzbudziło jednak niemały zachwyt. Bo w naszym kraju restauratorzy wciąż lubią krzyknąć sobie za butelkę z wodą zamawianą do obiadu niemałe pieniądze.
W naszym kraju restauratorzy wciąż lubią krzyknąć sobie za butelkę z wodą zamawianą do obiadu niemałe pieniądze Marcin Onufryjuk/Agencja Gazeta
– Uświadomiliśmy sobie, że od początku istnienia Kici Koci, jeszcze w pierwszej siedzibie, przy Garibaldiego 5 A, zawsze serwowaliśmy kranówkę za darmo. Wyłącznie w szklankach, nie w plastiku. Ale nigdy nie ogłaszaliśmy tego publicznie. Więc robimy to teraz, bo przecież lepiej późno niż później – pochwaliła się na swoim profilu facebookowym warszawska klubokawiarnia. Pod spodem dziesiątki „lajków”, „serduszek” i pochlebnych komentarzy.




Ewolucja w ślimaczym tempie
Kilka lat temu coś drgnęło. Ruszyły kampanie przekonujące Polaków, że kranówka jest zdrowa i można ją bez przeszkód pić w domu, ale i serwować spragnionym klientom w knajpach. W 2014 roku ruszyła inicjatywa społeczna pod hasłem „Piję wodę z kranu”.

Dwóch warszawiaków, Michał Kożurno i Szymon Boniecki przekonywało, że zyska na tym środowisko (bo butelki staną się zbędne), a chętne lokale zostaną przez nich wyposażone w stosowne naklejki. Do momentu publikacji organizatorzy nie odpowiedzieli nam jednak na pytanie, jak oceniają skuteczność swojej akcji.

4 lata później sytuacja wciąż wygląda jednak nieciekawie. Lista sukcesywnie się wprawdzie rozrasta, ale o jakimkolwiek widocznym wpływie możemy mówić tylko w stolicy. W Warszawie kranówki możemy napić się już w kilkudziesięciu lokalach. Jak na rozmiary branży gastronomicznej w największym mieście Polski raczej bez szału, całkiem przyzwoicie na tle reszt kraju wypada jeszcze Poznań z 27 placówkami. Dalej jest już tylko gorzej.
Woda na lotniskach była do niedawna horrendalnie drogaFranciszek Mazur / Agencja Gazeta
A więc lecimy: Gdańsk – 6, Katowice – 7 , Kraków – 16, Wrocław – 12, Poznań 27. Jak na miasta z kilkusettysięczną populacją, to bardzo niewiele.

To zastanawiające, bo reakcje klientów na darmową wodę są, co nietrudno przewidzieć, dość entuzjastyczne. Co powstrzymuje więc polskich restauratorów przed upowszechnieniem tej praktyki?

Jak to możliwe?
– Sam tego nie rozumiem – rozkłada bezradnie ręce Zbigniew Kmieć, restaurator i ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Sam zadbałem o to, by w mojej restauracji była dobra, uzdatniana woda dla gości – podkreśla. Kmieć dodaje, że system uzdatniania wody, który poprawia jej walory smakowe, to koszt kilkuset złotych miesięcznie. - W skali wydatków całej restauracji to nie są duże kwoty - zauważa.

– Może to marketingowe poszukiwania tzw. wykończenia klienta. Chodzi o to, by wyciągnąć jak najwięcej. Ale restaurator powinien zarabiać przede wszystkim na gościach powracających, a nie przychodzących – zastanawia się Kmieć.

Restaurator opowiada, że część właścicieli lokali stawia na "źle pojętą oszczędność". - Znam osoby, którym żal jest drukować codziennie nowe menu. A to kosztuje 2 grosze od sztuki - zauważa.
Politycy rzadko zwracają uwagę na promowanie picia wody z kranuFacebook.com/ Piję wodę z kranu
Droga woda
Polscy właściciele mają zresztą tendencję do przeginania w druga stronę. Swego czasu pretensje do Aioli Mini miała o to Dorota Zawadzka. Znanej psycholożce przyszło zapłacić 4 złote za wrzątek. Przedstawiciele restauracji zarzekali się potem, że to tylko pomyłka kelnera.

Nawet zakładając, że to prawda, nasi rodacy do drogiej wody i tak są przyzwyczajeni. W przeciętnym lokalu to koszt co najmniej kilku złotych. Na lotnisku Chopina w Warszawie interweniował nawet UOKiK. Sklepikarze korzystając z zakazu wnoszenia płynów do strefy wolnocłowej windowali tam ceny do 9 zł za półlitrową butelkę.

Interwencja polityków
Restauratorów do zmiany polityki zmusić się rzecz jasna nie da. Przykład mógłby za to przyjść z góry. W Londynie podawanie darmowej wody również nie było powszechną praktyką. Zmienił to dopiero były burmistrz Ken Livingston. W 2008 roku znany ze swoich ekologicznych ciągot polityk (niektórzy złośliwie komentowali, że wysiada przy nim nawet Greenpeace) wezwał mieszkańców do bojkotu wody butelkowanej.

– Przekaz jest bardzo prosty: nie krępuj się poprosić kelnera o wodę z kranu, kiedy jesz poza domem. Zaoszczędzisz pieniądze i pomożesz ratować naszą planetę – tłumaczył. Efekt? Dzisiaj darmowa kranówka to w stolicy Wielkiej Brytanii normalny widok. Polscy politycy do takich gestów się jednak nie palą. A szkoda.