Skala marnotrawstwa jedzenia powala. Wyrzucasz do kosza więcej, niż sam ważysz

Krzysztof Majdan
Aż 50 ton żywności rocznie niszczeje. Statystyczny Europejczyk wyrzuca do kosza ponad 90 kg żywności. To zwykle więcej niż sam waży. Ale jest nadzieja na ratunek.
92 kilogramy rocznie. Tyle jedzenia do kosza wyrzuca przeciętny Europejczyk. Fot. 123rf.com
Prof. Gyula Kasza (kontekstowy zbieg okoliczności, „kasza” w języku węgierskim oznacza „kosę”), to w pewnym sensie europejski prymus, jeśli chodzi o przeciwdziałanie marnotrawstwu. Jest szefem węgierskiego Narodowego Urzędu Bezpieczeństwa Żywności.

To z jego inicjatywy na Węgrzech wprowadzono narodowy program przeciwdziałania i uświadamiania. Program obejmuje szereg działań, w tym bodajże najważniejszy – edukację na etapie szkoły podstawowej. Dzieci uczą się szacunku do jedzenia czy pomysłów na wykorzystanie tego, co w normalnej sytuacji – wzorem rodziców – wyrzuciłyby do kosza.


Ile jedzenia marnuje Europejczyk?
I – jak mówił w trakcie Forum Ekonomicznego w Krynicy Gyula Kasza – to widać w statystykach.

W Europie rocznie marnuje się niecałe 50 mln ton żywności. Przeciętny Europejczyk do kosza rocznie wyrzuca 92 kg jedzenia, zwykle więcej, niż sam waży. Przeciętny Węgier natomiast – 39 kg.

W Polsce nie ma wyczerpujących badań na ten temat. Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków żywności zapowiedział, że wraz z SGGW już trwają prace, by to zjawisko oszacować. I czas najwyższy, bo problem istnieje, a kończy nam się czas, przez który możemy go nie zauważać. W ciągu najbliższych lat stan rzeczy trzeba będzie raportować Unii, a każdy kraj ma do 2025 r. ograniczyć marnowanie żywności o 30 proc., a o 50 proc. w ciągu kolejnych pięciu lat.

I choć z perspektywy konsumenta chciałoby się zrzucić winę na kogoś innego, na sklepy i supermarkety, albo na producentów, to niestety – za niemal połowę zmarnowanej w Europie żywności odpowiadają gospodarstwa domowe. Statystycznie najczęściej wyrzucamy szeroko rozumiane produkty obiadowe, na drugim miejscu wyroby piekarnicze, stawkę zamykają warzywa i owoce.

Marnowanie żywności to strata
A jak ktoś nie wierzy procentom, niech uwierzy ekonomii, co podnosili zresztą uczestnicy spotkania. Katarzyna Scheer, dyrektor komunikacji korporacyjnej w Jeronimo Martins (właściciel Biedronki) nie owija w bawełnę. - Dla nas straty żywności to koszt, myślenie w handlu zawsze było takie, że należy straty minimalizować. To czysto ekonomiczne powody. A z tym wiąże się odpowiedzialność i podejście do jedzenia z należytą odpowiedzialnością, by skracać czas w łańcuchu dostaw, od pola do sklepu – mówiła Katarzyna Scheer.

Wtórowała jej Dorota Liszka, wiceprezes Maspexu. - W przemyśle mówimy raczej o stratach finansowych niż marnowaniu żywności. Jeśli coś jest nie tak, produkt nie wychodzi z zakładu, co jest stratą. Myślę, że wszyscy, producenci, sprzedawcy, konsumenci, jesteśmy odpowiedzialni za poprawę tej sytuacji – mówiła.

Coś się jednak zmienia na lepsze, o czym wspomniał Marek Borowski. - W ciągu ostatnich lat wolumen żywności przekazywanej do banków przez handel wzrósł z 1,5 tys. ton rocznie do 9 tys. ton – tłumaczył.

Nisza dla startupów - Outlet Spożywczy
Gdzie jest problem, pojawiają się rozwiązania. Niech przykładem będzie Michał Nowak, założyciel startupu Outlet Spożywczy, internetowy marketplace do handlu produktami żywnościowymi o krótkim terminie do spożycia. - Zajmujemy się żywnością z krótką datą ważności, nasze rozwiązanie przeznaczone jest dla hurtowników. Mówię tu o podmiotach, którym nie zależy na produkcie z dłuższą datą ważności, a na cenie. Bo wiedzą, że szybko te produkty wykorzystają. To np. cateringi dietetyczne, firmowe, szkolne – wyliczał.

Na marginesie, przypomnijcie to sobie, gdy wygłodniali z rana zapłacicie tzw. „Panu Kanapce” te 6 czy 10 zł za poranną bułkę.

Jak sobie z tym radzić? Można technologicznie usprawniać proces produkcji i łańcuch dostaw, można poprawiać opakowania, by produkty dłużej zachowywały świeżość. Ale i tak najważniejszy sposób, wszystkim wydaje się najnudniejszy – edukacja i uświadamianie. Dorośli ludzie w większości upodobań już nie zmienią, co innego najmłodsi. Węgierskie dzieciaki są uświadamiane, ale co tam, polskie mają przynajmniej dwie godziny religii w tygodniu. Grunt to porządnie dobrać priorytety.

Smutną konstatację wygłosił moderator spotkania, Karol Krajewski, doradca ministra rolnictwa. Zwrócił uwagę na swego rodzaju „klęski urodzaju” z poprzednich lat, np. pomidorów. Doszło do sytuacji, gdy było ich zbyt wiele i niszczały na krzakach, bo rolnicy – nie chcąc zwiększać podaży, a co za tym idzie, psuć cen – nie chcieli ich zbierać.

Czy wygra postawa, w której należy przeciwdziałać marnowaniu żywności już na najwcześniejszych etapach? A może postawa „musi być dużo, bo nie będzie sprzedaży, a co za tym idzie – nie będzie zysku, przeciwdziałać marnotrawstwu można na późniejszych etapach. I choć Krajewski zakończył tę myśl znakiem zapytania, każdy z nas podskórnie wie, jaka jest odpowiedź na to pytanie.